[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Zabezpieczyliśmy teren - zaczął Lije i w tym momencie spostrzegł Deu, który klęczał
przy ciele czarnego żołnierza i składał mu ręce na piersi. - Kto...
- Shadrach - odpowiedział Blade, po czym westchnął ciężko i rozejrzał się po wąwozie.
Lije domyślił się, co trapi ojca.
- Nie ma tu jego ciała. - Blade spojrzał na niego z nagłą uwagą. -Powiedz Deu, że Ike
żyje.
- SkÄ…d...
- Po prostu wiem i poprzestańmy na tym.
182
Blade skinął wolno głową. Cień uśmiechu błysnął w jego oczach. Lije odpowiedział tym
samym i ruszył do obozu.
234
Kiedy ciemność wchłonęła ostatnie promienie zachodzącego słońca, Ike ostrożnie
wyszedł z trzcin. Ciało zdrętwiało mu z zimna i wilgoci, a rana w ramieniu boleśnie
pulsowała. Mimo to starał się robić jak najmniej hałasu. Gdzieś tu musiały być punkty
wartownicze. Trzeba je ominąć i spróbować dotrzeć jakoś do fortu.
Zaczął czołgać się wśród gęstej trawy, zaciskając zęby, by nie szczękały. Trzydzieści
metrów dalej natknął się na pierwszy punkt wartowniczy i szczęśliwie go ominął. Czołgał
się dotąd, póki się nie upewnił, że jest poza zasięgiem ich wzroku. Wtedy wstał i ruszył w
stronę fortu, kierując się na południe. Zaczynało świtać, kiedy zobaczył wreszcie palisadę
Fortu Gibson. Ranny, wyczerpany i zmarznięty na kość z trudem pokonał ostatnie metry
dzielÄ…ce go od bramy.
- Udało mi się, wujku Shad - wyszeptał, kiedy usłyszał głos stojącego przy bramie
wartownika.
Pózniej dowiedział się, że ze stu dwudziestu pięciu ludzi z obozu Fiat Rock przeżyło
dziewiętnastu. Piętnastu udało się przebić przez linię wroga w czasie szaleńczej szarży.
Trzej pozostali, podobnie jak on, przeczekali ukryci w trawie lub w licznych tu
rozlewiskach i omijając kon-federackie posterunki przedarli się pod osłoną nocy do fortu.
Dwa dni pózniej, nad Cabin Creek, te same siły konfederackie, które rozbiły jego oddział,
zaatakowały pociąg z zaopatrzeniem. Sto wagonów spłonęło, a sto trzydzieści dostało
się w ręce rebeliantów razem z półtora milionem dolarów.
Zanim Ike wrócił do zdrowia, jego pułk został przeniesiony do Arkansas, najpierw do
Little Rock, potem do Fort Smith. Wczesną wiosną 1865 roku telegrafy przekazały
wiadomość o podpisaniu aktu kapitulacji przez generała Lee pod Appomattox. Pózniej
przyniosły tragiczną wieść o zamordowaniu prezydenta Lincolna. Wojna dobiegała
końca. Armie Konfederacji, jedna po drugiej, składały broń. Dwudziestego trzeciego
czerwca 1865 roku, pod Doaksville, jako ostatni z konfederackich dowódców poddał się
generał brygady Stand Watie.
Pokrywające podjazd liście uciekały spod końskich kopyt. Ike nie zwracał uwagi na
nerwowe ruchy konia, zajęty obserwowaniem dworu. Z daleka Grand View wyglądało
równie imponuj ąco j ak dawniej, lecz w miarę zbliżania się można było dostrzec coraz
liczniejsze ślady zaniedbań.
Przed czterema dniami, pod koniec pazdziernika, Ike został zwolniony z wojska i mógł
wrócić do domu. Jechał, by zobaczyć się z matką. Nie był jednak pewny, jak zostanie
przyjęty. Ominął dwór i zatrzymał
235
się przy wolno stojącej kuchni. Z komina unosił się dym. Zsiadł z konia i okręcił wodze
wokół gałęzi drzewa, by zwierzę mogło poszczypać soczystą trawę.
Otworzył drzwi i wszedł do środka. Przy stole kuchennym, tyłem do niego, stała kobieta.
Po chwili odwróciła się, wycierając ręce w fartuch. Matka - trochę starsza, grubsza i
posiwiała, lecz z takimi jak dawniej krągłymi policzkami i wielkimi łagodnymi oczami.
Teraz te oczy wpatrywały się w niego z wyrazem zaskoczenia.
183
Pospiesznie zdjął kapelusz i trzymał go w rękach, nerwowo miętosząc rondo.
- Witaj, mamo.
- Ike? - Zrobiła krok w przód, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. - To naprawdę ty!
- krzyknęła i podbiegła do niego, chwytając w objęcia. Po chwili odsunęła się i wzięła w
dłonie jego twarz. - Myślałam, że mi się przywidziało, ale to naprawdę ty.
- Nie byłem pewny, czy zechcesz mnie widzieć. - Język mu się plątał, w oczach czuł
wilgoć, w sercu czuł ogromną radość.
- Nie zechcę widzieć mojego chłopca? Przecież jestem twoją matką. Odchyliła głowę, by
mu się przyjrzeć, wciąż j ednak trzymała go w objęciach, jakby obawiając się, że może
zniknąć. Uśmiechnęła się przez łzy.
- Przynajmniej nie nosisz już tego okropnego niebieskiego munduru. - Ponownie
przytuliła się do niego, niezdolna zapanować nad przepełniającym ją szczęściem. - Niech
no tylko zobaczy cię pani Tempie. I pani Eliza. - Wzięła go za rękę, jakby wciąż był
małym chłopcem i poprowadziła do dworu, wołając już od progu: - Proszę pani! Ike wrócił
do domu!
Kiedy nadbiegły Tempie, Eliza, Susannah i Sorrel, powitaniom nie było końca. Nigdy by
się tego nie spodziewał, nie po tym, jak uciekł do wojska. Zanim zdążył odetchnąć,
siedział przy stole z pełnym talerzem jedzenia.
Zanim wziął do ust pierwszy kęs, spojrzał na matkę z niepokojem.
- Mamo, muszę ci powiedzieć o wujku Shadrachu. On...
- Wiemy - weszła mu w słowo Eliza. - Jed... to znaczy major Par-melee wszystko nam o
nim powiedział... i o jego bohaterstwie.
- Był bardzo dzielny, mamo. Był najdzielniejszym z ludzi.
- Zawsze taki był. Boże, kiedy pomyślę, jak zakradał się do szkoły, żeby zabrać zadania,
które pani Eliza mu zostawiała... - Phoebe zadrżała mimowolnie, po czym się
uśmiechnęła. - Niezle by oberwał od naszej mamy, gdyby się o tym dowiedziała. Ale to
go nie powstrzymało. Postanowił zdobyć wykształcenie.
- Wiem - mruknÄ…Å‚ Ike.
236
Zcisnęła go za rękę.
- Szkoda, że twojego ojca tu nie ma.
- Wkrótce wrócą do domu - pocieszyła ją Tempie. Ike spojrzał na nią niepewnie.
- Nie liczyłbym na to, proszę pani.
- Dlaczego? - Spojrzała na niego ze strachem.
- Czują się dobrze - zapewnił ją pospiesznie. - Widziałem ich przed miesiącem w Fort
Smith, kiedy przybyli na spotkanie z komisarzami federalnymi. Nie udało mi się z nimi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]