[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Concepcion  w roku 1865, a więc w pełni trwającej walki
zbrojnej toczonej przez Juareza z wojskami Maksymiliana *,
wyruszyła w kierunku Sierra Mądre Occidental wyprawa
kilku  jedni twierdzili: uczonych, inni: awanturników. W
zawierusze wojennej mało kto interesował się losami tej
garstki wędrowców, szukających nie wiadomo dokładnie
czego. Gdy nadeszły lata pokoju, któryś z archeologów
przypomniał sobie o tej wyprawie i starał się odszukać jej
uczestników. Bez żadnego jednak rezultatu. Mnożyły się
plotki. Powiadano, że na czele wyprawy stał niejaki Bazaine
 Francuz, bliski krewniak Achillesa Bazaine, generała,
pózniej marszałka, dowódcy francuskiego korpusu
ekspedycyjnego w Meksyku. %7łe brało w tej wyprawie udział
paru geografów oraz grupa Indian-przewodników.
Informacja ta została wyśmiana. Stwierdzono, że
głównodowodzący francuskimi siłami w Meksyku nie miał
takiego krewnego, a jeśli nawet miał  dodawali ostrożni
sceptycy  noga tego krewniaka nigdy nie dotknęła
meksykańskiej ziemi. Na koniec zgodnie uznano pogłoskę o
wyprawie w Sierra MÄ…dre Occidental za bajkÄ™, nie wiadomo
gdzie, kiedy i w jakim celu wymyśloną. Mimo takiej opinii
w kilku pracach geograficznych zamieszczono o niej
wzmianki zaopatrzone znakami zapytania.
Tyle nam opowiedziała seńora Concepcion. Starałem się
wszystko streścić wiernie, lecz jeśli popełniłem jakieś błędy
 proszÄ™ o wybaczenie. Nie jestem ani historykiem, ani
geografem, ani archeologiem, a dzieje Meksyku znam
bardzo pobieżnie.
 Otóż, seńores  mówiła dalej małżonka hacjendera -
 po paru latach zagadkowa sprawa odżyła. Pewien
Indianin z plemienia Zapoteków, mieszkający niedaleko
Oaxaca, wyznał przed śmiercią spowiednikowi, że zabił
człowieka. Przed wielu, wielu laty. Co oznaczało słowo
 wiele", nie można było ustalić, ponieważ ten Zapotek nie
potrafił liczyć. Wyjaśnił jednak dodatkowo, że w tamtym
czasie trwała wielka wojna. Fakt zabójstwa nie byłby niczym
nadzwyczajnym, lecz zdumiewająco przedstawiały się
okoliczności, w jakich morderstwo zostało popełnione. Oto
Indianin wyznał, że wraz z kilkoma swymi pobratymcami
brał udział w jakiejś wyprawie w głąb Sierra Mądre
Occidental. Wyprawa kierowana była przez cudzoziemców,
słabo władających hiszpańskim, i przez Kreolów. Indianie
zostali .zwerbowani na wyprawę przez Kreolów za wynagro-
dzeniem tak dla nich wysokim, że zgodzili się opuścić swe
rodzinne strony i powędrować daleko na północ. Podobno,
jak opowiadał Indianin, odkryli w górach jakieś olbrzymie
skarby, lecz przyniosły one nieszczęście znalazcom.
Cudzoziemcy zapragnęli przywłaszczyć je wyłącznie sobie.
Doszło do bójki z Kreolami. Jeden z cudzoziemców został
zabity, drugi  uciekł. Nieco pózniej Kreole również się
pokłócili przy podziale skarbów i wezwali na pomoc Indian,
jedni przeciw drugim. Skończyło się na tym, że biedni i
ciemni Zapotecy zorientowali się wreszcie, jaką wartość
posiadają znalezione przedmioty, i zaatakowali Kreolów,
którzy nierówną walkę przypłacili życiem. Wówczas to
właśnie spowiadający się Indianin zabił jednego z białych.
Rzecz nigdy nie zostałaby ujawniona, gdyby nie ciekawość
spowiednika. Zapytał, co składało się na znaleziony  skarb".
Umierający odparł, że były to przedmioty ze złota i srebra:
nausznice, naszyjniki, bransolety i jakieÅ› figurki ludzi i
zwierząt. Zapotecy mieli zamiar zabrać to wszystko, lecz
tego samego dnia, w którym zginęli Kreole, powrócił
samotny cudzoziemiec. Zaczaił się, a gdy Indianie beztrosko
spali, ukradł im broń. Rankiem kazał im wsiąść na konie i
ruszać w powrotną drogę. Posłuchali, lecz zawrócili po kilku
godzinach, licząc na to, że cudzoziemiec odjechał nie
zabrawszy wszystkich  skarbów". Srodze się zawiedli.
Powitały ich kule. Uzbrojony cudzoziemiec czuwał, ranił
jednego z Indian, a resztę zmusił do rejterady. Tym razem
towarzyszył, w pewnej odległości, grupie Zapoteków.
Opuścił ją dopiero o zmierzchu. Następnego dnia
przepędzeni usiłowali raz jeszcze spróbować szczęścia, lecz
zmylili drogę. Zrezygnowali więc i powrócili w rodzinne
strony. Spowiednik uzyskał zgodę umierającego na przeka-
zanie tych informacji władzom, co też zostało dokonane.
Poczęto szukać indiańskich uczestników wyprawy, lecz
bezskutecznie. Widać Zapotecy przestraszyli się i nikt ani
słówkiem nie zdradził, że wie cokolwiek o tej sprawie. W
końcu urzędnicy administracji doszli do wniosku, że
opowieść przekazana księdzu była jedynie chorobliwym
majaczeniem i... sprawę uznali za zakończoną. To już cała
historia, seńores. Przed paru laty wątpiłam w jej
prawdziwość. Teraz skłonna jestem przypuszczać, że tkwi w
niej ziarno prawdy.
 Czy to ma jakiś związek z mapą?  zapytał Karol.
 Tak. Pańska mapa, doktorze  zwróciła się do mnie
 wygląda na mapę używaną podczas tamtej wyprawy.
Zwiadczyłyby o tym pewne szczegóły...
 Przypuszczenie czy pewność?  zagadnąłem.
 Coś pośredniego. Zapomniałam wspomnieć o dro-
biazgu, przecież niezwykle ważnym. Zapotek mówił
księdzu, że jeden z cudzoziemców miał wielki papier, który
zawsze nosił przy sobie i z którym ostatecznie uciekł. To
miał być Francuz. Indianin dodał, że cudzoziemiec coś tam
wciąż znaczył na papierze.
 A więc przypuszcza pani, że nabyta przeze mnie mapa
jest identyczna z używaną przez Francuza?
Skinęła głową. Karol wstał z krzesła i spojrzał na roz-
łożony arkusz.
 Poprawki są naniesione atramentem  powiedział. 
Chyba siÄ™ nie mylÄ™?
 Oczywiście, że to atrament  odparłem.  Masz
jakie wątpliwości?
 Mam. Któż wozi na tak długą wędrówkę pióro i
atrament?
 Przypuszczam, że najpierw poprawki narysowano
ołówkiem. Dopiero pózniej utrwalono je atramentem.
 Nie dostrzegam ani śladu ołówka.
 To o niczym nie świadczy. Przecież minęły dwa-
dzieścia trzy lata! Bo poprawki miały być wykonane w 1865
roku, jak wynika z opowieści seńory. Siady ołówka musiały
zniknąć  dowodziłem.
 Przypuśćmy  zauważył sceptycznym tonem Karol.
 Jak jednak wytłumaczyć wędrówkę mapy z północnego
Meksyku aż po Milwaukee? Co miał do roboty tajemniczy
Francuz nad jeziorem Michigan?
 Zaiste, Karolu, zbyt wielu wymagasz odpowiedzi.
Może ten Francuz pochodził z Kanady i tam powracał?
Może mapę ktoś ukradł?
 Seńor Gordon  wtrąciła się gospodyni  różne
wątpliwości można by rozstrzygnąć dopiero po przybyciu na
miejsce oznaczone na mapie. Lecz w jaki sposób mapa
zawędrowała tak daleko na północ, tego się chyba nigdy nie
dowiemy.
 Sprawdzić!  wykrzyknął niespodziewanie hacjender.
 To doskonała myśl. Zamierzałem panom pokazać szmat
naszego kraju, a Zachodnia Sierra jest piękna i obfituje w
zwierzynę. Jedzmy tam! Nic nie stracimy, jeśli mapa okaże
się pomyłką. Zapolujemy i obejrzymy ciekawe strony.
 To brzmi zachęcająco  zauważył Karol.  Czy to
jednak możliwe w obecnej sytuacji?
 Myśli pan o Robledo? Herszt nie żyje, a banda rozbita.
 Hm... prawda, jednak wydaje mi się, że nie powinien
pan opuszczać teraz hacjendy. Licho nie śpi.
 Istotnie  wtrąciła się seńora Concepcion.  Przez
jakiś czas powinniśmy tu pozostać. Trójka naszych
najlepszych zwiadowców-vaquerów ruszyła w ślad za
uciekającymi, aby zbadać, dokąd się udali. Musimy
poczekać na ich powrót.
Dostrzegłem, jak Bede poruszył się niespokojnie. Dotąd
milczał, jak gdyby historia mapy wcale go nie interesowała.
 A ja wracam na północ  odezwał się jakoś niezbyt
zręcznie.  Po raz drugi chyba nie zabłądzę...
 Seńor chce nas opuścić?  zdumiał się hacjender.  [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl