[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Holly wzniosła oczy do nieba. Przypomniała sobie, że walizka leży pod łóżkiem, wyciągnęła ją
więc i zaczęła upychać w niej byle jak ubrania.
- Ktoś do ciebie dzwonił - syknęła, nie przerywając pakowania. - Sprawdz telefon. Niejaka Claire
nie raczyła się odezwać, kiedy odebrałam. Dyszała tylko do słuchawki, a potem się rozłączyła i wysłała ci
esemesa. - Kątem oka obserwowała, jak Luiz wyjmuje z kieszeni aparat i odczytuje wiadomość. - Możesz
oczywiście spotykać się, z kim chcesz, przecież nie jesteśmy prawdziwą parą - mówiła dalej, wysokim,
prawie histerycznym tonem. Tylko nie wmawiaj mi, że moglibyśmy stworzyć szczęśliwą rodzinę!
- Ty mi naprawdę nie ufasz - stwierdził cicho. - W porządku, wygrałaś, wracamy do Londynu. Moi
prawnicy prześlą ci kopię umowy. - Schował telefon do kieszeni.
Nigdy wcześniej nie doznał takiego bólu, nieznośnego poczucia, że stracił wszystko, co w życiu
najważniejsze. Wstrząśnięty nieznanymi emocjami wyszedł z sypialni ze spuszczoną głową.
L R
T
Holly stała nieruchomo. Udało jej się postawić na swoim. Tylko dlaczego zamiast ulgi ogarnęła ją
panika? Usłyszała trzaśnięcie drzwi i wzdrygnęła się. Musiała być silna. Raz ją już oszukał, dlaczego nie
miałby tego zrobić ponownie? Z drugiej strony trudno jej było sobie wyobrazić, że znalazłby czas na
spotkania z kochanką, skoro przez cały czas albo pracował, albo ją zabawiał. Każdą noc spędzali razem,
kochając się do utraty tchu. Czy starczyłoby mu energii na romans?
Nie zastanawiając się dłużej, zbiegła na dół. Samochód Luiza wciąż stał na podjezdzie, ale ogród i
patio świeciły pustkami. Już chciała się poddać, kiedy zauważyła go w kącie werandy na tyłach domu.
Siedział w wiklinowym fotelu, pochylony do przodu, z twarzą ukrytą w dłoniach. Wyglądał... na
załamanego.
- Przepraszam. - Podeszła do niego na palcach. Wzięła głęboki oddech, a słowa popłynęły same z
jej ust, niczym w transie: - Zapędziłam się. Czasami mówię prędzej, niż myślę. Jest mi ciężko, bo zdaję
sobie sprawę, że byłeś ze mną tylko dlatego, że zaszłam z tobą w ciążę. A ja cię kocham, szaleńczo, tak
samo jak wtedy, gdy mnie zostawiłeś. Złamałeś mi wtedy serce. Marzyłam, żeby zostać twoją żoną, żebyś
pokochał mnie tak mocno, jak ja kocham ciebie. - Holly poczuła, że kolana uginają się pod nią, opadła
więc na fotel obok Luiza i zacisnęła mocno dłonie na poręczach. - Skoro jednak nie potrafisz mnie
pokochać, to trudno. Jeśli nie zmieniłeś zdania, wyjdę za ciebie. Nie potrafię bez ciebie żyć. Jeżeli jednak
masz mnie dosyć, zrozumiem.
Luiz milczał. Wydawało jej się, że minęła wieczność, zanim się odezwał.
- Claire Morgan nie odezwała się, bo ją o to prosiłem. - Wyjął telefon i podsunął jej zdjęcie
rozległego zielonego terenu. - To agentka nieruchomości, która na moje zlecenie znalazła ziemię niedaleko
Londynu. Chciałem tam wybudować schronisko dla twoich zwierząt. I dom dla nas. - Spojrzał na nią z taką
czułością, że Holly zaparło dech w piersi. Uśmiechnął się smutno. - Stało się, choć nie miałem odwagi się
do tego przyznać, nawet przed sobą... - Wziął ją za rękę i przycisnął ją do swych ust. - Zakochałem się w
tobie, mimo że bardzo się broniłem przed tym uczuciem. Nie zamierzałem tracić kontroli nad swoim
życiem przez jakieś romantyczne porywy serca. - Zaśmiał się gorzko. - Wydawało mi się, że jestem panem
swojego losu, oszukiwałem się, ale nie mogłem o tobie zapomnieć. Chyba dlatego tak upierałem się przy
małżeństwie; podświadomie nie chciałem cię stracić po raz drugi. Dzięki tobie pozbierałem się po śmierci
ojca, a nie okazałem ci ani krzty wdzięczności. Nauczyłaś mnie cieszyć się drobiazgami, pokazałaś mi
normalne, szczęśliwe życie, odczarowałaś mnie, a ja, jak głupiec, odrzuciłem taki skarb. Jestem idiotą -
dodał z rozbrajającym uśmiechem.
Powoli zsunął się z fotela, tak że klęczał teraz przed Holly, trzymając ją za obie dłonie.
Wydawało jej się, że śni. Uczucie wezbrało w niej niczym potężna fala, cała była wypełniona
miłością.
- Czy zgodzisz się zostać moją żoną?
Holly pokiwała głową. Po jej policzkach popłynęły łzy szczęścia. Zmiejąc się, powtarzała:
- Tak, tak, tak...
L R
T
- To dobrze, bo już kupiłem tę ziemię. Wybuduję tam dom dla nas i wszystkich naszych dzieci. -
Mrugnął do niej wesoło, po czym złożył na jej ustach długi, gorący pocałunek.
L R
T
Nazwa pliku: CXathy WXilliams - W śXwiecie sXławnych i bXogatych
Katalog: C:\Users\Iwona\Documents
Szablon: C:\Users\Iwona\AppData\Roaming\Microsoft\Szablony\Normal.dotm
Tytuł:
Temat:
Autor: Iwona
SÅ‚owa kluczowe:
Komentarze:
Data utworzenia: 2015-05-21 07:45:00
Numer edycji: 9
Ostatnio zapisany: 2015-05-22 07:17:00
Ostatnio zapisany przez: Smile Elona
Całkowity czas edycji: 255 minut
Ostatnio drukowany: 2015-05-22 07:17:00
Po ostatnim całkowitym wydruku
Liczba stron: 76
Liczba wyrazów: 27 284 (około)
Liczba znaków: 163 706 (około)
L R
T
[ Pobierz całość w formacie PDF ]