[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jestem taka szczęśliwa, że mam Willie go - wyznała Missie - on ma
odwagi za nas dwoje.
- Tak jak mój John. Jeśli chodzi o naszą przyszłość, to on jest wielkim
optymistą. Mam nadzieję, że go nie zawiodę.
Missie chwyciła ją za dłoń i uścisnęła.
- Na pewno go nie zawiedziesz - powiedziała zachęcająco - dajesz mu
więcej niż ci się wydaje, inaczej nie byłabyś tutaj.
- Mam takÄ… nadziejÄ™, Missie.
- Obawiasz siÄ™ o dziecko?
- Troszkę. Ale staram się nie myśleć o tym w ten sposób. Jestem
trochę zmęczona. Niedobrze mi czasami od słońca i od tego kołysania
wozem. Byłabym szczęśliwa, gdybym miała dość siły, by iść pieszo i móc
się więcej ruszać.
- Musisz uważać, by na początku nie forsować się za bardzo.
- John uważa, że chodzenie dobrze by mi zrobiło. Mówi, że potrzeba
mi świeżego powietrza i trochę ruchu. Jego mama miała dziewięcioro
dzieci i nigdy nie odpuściła sobie pracy będąc w ciąży.
Cóż, to dotyczyło jego mamy - chciała powiedzieć Missie, ale ugryzła
się w język. W zamian stwierdziła:
- Jedzie z nami położna, która ma doświadczenie w odbieraniu
porodów. Może powie ci, czy powinnaś się zmuszać do chodzenia.
- John mi o niej mówił, ale jeszcze jej nie spotkałam.
- Polubisz ją, jestem tego pewna. To miła kobieta, którą zapewne
każda z nas chciałaby mieć przy porodzie. Przyprowadzę ją kiedyś do
ciebie, jeśli chcesz.
- Mogłabyś? Nie byłam pewna, czy sama ją znajdę, a naprawdę mam
sporo pytań. Gdyby moja mama... - Becky nie dokończyła i zamrugała
szybko powiekami.
- Przyprowadzę ją jutro, jeśli uda mi się ją spotkać - zapewniła ją
łagodnie Missie, po czym dodała:
- Kiedy z Willie m wyjeżdżaliśmy, tata dał nam szczególny werset.
Powtarzam go sobie często. Traktujemy go jako nasz własny, ale
oczywiście nie jest on zastrzeżony! Wszystkie Boże obietnice są
przeznaczone dla wszystkich Bożych dzieci. Chciałabym się nim z tobą
podzielić. Ufam, że będzie on miał równie duże znaczenie dla was, jak i
dla mnie oraz Willie go. Pochodzi z Księgi Izajasza. - Missie zatrzymała
się i wyrecytowała z pamięci: Nie bój się, bom Ja z tobą, nie lękaj się,
bom Ja Bogiem twoim! WzmocniÄ™ ciÄ™, a dam ci pomoc, podeprÄ™ ciÄ™
prawicą sprawiedliwości swojej". Ten jeden werset zawiera mnóstwo
obietnic. Wierzę, że Bóg mówi serio. On może i chce być z nami,
zarówno w życiu jak i w śmierci. Wiem, że jest z nami we wszystkim.
- Dziękuję ci Missie, naprawdę potrzebowałam tej prawdy. Kiedy
wpadniesz do mnie jutro, czy mogłabyś coś dla mnie zrobić? Teraz jest
już za ciemno, ale chciałabym, żebyś pokazała mi, gdzie ten werset jest
zapisany, żebym mogła go sobie sama przeczytać.
- Jasne, bardzo chętnie.
Mężczyzni poszli do koni. Potem Willie wtarł maść w bolesne ramię
Johna. Ciszę, jaka nastała po słowach Missie przerywał jedynie trzask
ognia. Missie żałowała, że nie może podzielić się z Becky swoją własną
dobrą nowiną. Najpierw musi zdradzić ją Willie mu - i to jak najszybciej.
Czuła się nie w porządku, trzymając ją tak długo przed nim w tajemnicy.
Obawiała się jednak, że może go zmartwić. Gdyby tylko potrafiła
pokonać zmęczenie i trochę się pozbierać... Jakże była wdzięczna, że nie
męczyły jej poranne mdłości i wymioty.
Becky przerwała jej myśli:
- Obawiam się, że muszę ci się do czegoś przyznać. Wiesz, skłamałam
cię, mówiąc, że boję się troszeczkę. Ja się bardzo boję. Boję się o dziecko
i o to, że może nie być przy porodzie lekarza. Obawiam się też o swoje
samopoczucie. Nie mam wiedzy na temat małych dzieci, Missie. Nic nie
wiem na temat porodu czy opieki nad niemowlęciem. Myśl o tym, że
dziecko urodzi się w czasie tej podróży na Zachód śmiertelnie mnie
przeraża, ale John mówi... - pokręciła głową i zawiesiła głos.
- I z pewnością ma rację - zareagowała błyskawicznie Missie. -
Dziecko zapewne urodzi się w Tettsford, w pięknej sypialni, w obecności
lekarza, któremu będziesz mogła zaufać. Lecz jeśli... nawet gdyby
maleństwo troszkę się pośpieszyło, mamy przecież ze sobą panią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]