[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wszego dnia, kiedy przyszłaś na rozmowę
w starym brązowym żakiecie. Na nosie miałaś
takie ogromne okulary.
Pamiętał, w co była ubrana?
 Niepotrzebnie to mówisz. Przecież nikt nas nie
słyszy.
 Chodz.  Zrzucił klapki i koszulkę. Zostawiwszy
rzeczy na piasku, pociÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… w stronÄ™ wody.
Posłusznie zdjęła szpilki. Tak długo, jak trzymali
się za ręce, była gotowa wypłynąć nawet na ot-
warty ocean.
Zapuszczał się coraz głębiej. Szedł przodem,
prezentujÄ…c muskularne kanciaste plecy i silne
nogi. Woda obmywająca ciała była przerazliwie zi-
mna. Rozgarniali fale, aż zanurzyli się po same
uda.
Wtedy obejrzał się za siebie.
 Ciągle nas obserwują  ostrzegł.  Na szczęście
moja rola nie jest trudna. Każdy facet ma na ciebie
chętkę. Połowa z nich już się zadurzyła.
Niewiele brakowało, by powiedziała, że to bez zn-
aczenia, ponieważ nie pragnęła nikogo poza nim.
Pokochała Gabriela całym sercem  przenikliwe
93/185
czarne oczy, pieszczotliwe słowa i szczególną żarli-
wość, która nigdy go nie opuszczała.
 Niezła z ciebie aktorka. Kiedy nachyliłem się do
pocałunku, zadrżałaś, jakbyś kochała mnie bez
pamięci. Kupili to.
Stali pod palącym słońcem w orzezwiającej
błękitnej wodzie targanej odpływem i wpatrywali
się w siebie. Ocean gładził rozgrzaną skórę.
Podszedł bliżej.
 Czasami patrzysz na mnie w taki sposób. 
Pochwycił jej spojrzenie.  Przypomniałem sobie
coś, co powiedziała Adriana. Jakbyś&
 Tak?
Wycofał się. Przystojną twarz na powrót zakryła
autoironiczna maska.
 Naprawdę musimy ochłonąć  zaśmiał się
i przewrócił z pluskiem.
Po chwili wynurzył się spośród fal niczym władca
morza. Zarzucił włosami, rozpryskując krople na
wszystkie strony. Strumienie wody spływały mean-
drami po opalonej piersi, na którą Laura patrzyła
jak urzeczona. Fantazjowała, że Gabriel kocha się
z nią, najpierw gwałtownie, mocno, a pózniej de-
likatnie, bez końca. Jednak najbardziej pragnęła,
żeby coś wreszcie poczuł.
94/185
 Wiem, o czym myślisz  oznajmił chropawym
głosem.  Czego ci trzeba.
 Tak?
Bez ostrzeżenia poderwał ją z ziemi. Odchyliła
bezradnie głowę i zanim pojęła, co się dzieje,
błękit Atlantyku i zieleń pobliskiej dżungli
wymieszały się w jeden bohomaz. Oboje wylą-
dowali w morskiej toni.
Instynktownie nabrała powietrza, po czym
zniknęła wśród lodowatych bałwanów. Kiedy znów
znalazła się na powierzchni, krzyknęła z wś-
ciekłości i kopnęła Gabriela w pierś.
 Oszalałeś?
 Przecież chciałaś się ochłodzić.
 To nie ma nic do rzeczy.
 Ale podobało ci się!
 Nawet jeśli  burknęła  to mój wygląd
kosztował fortunę. Samo ułożenie włosów zabrało
wieki&
 Przecież niczego nie zepsułem.  Objął ją moc-
niej. Zauważyła teraz, jak bardzo oddalili się od
brzegu. Niespokojne fale sięgały na przemian ud
i pleców. Spłonęła rumieńcem, kiedy okazało się,
że ręcznie wydziergane bikini prześwituje.
 Mam dość przyjęcia  oznajmił.  Wracamy do
domu.
95/185
Brodzili, posuwając się w stronę plaży  rozgrz-
ane słońcem ciała splotły się w uścisku. Mimo-
wolnie przeniosła wzrok na wydatne męskie usta.
Gabriel zatrzymał się.
Uwolnił ją z objęć, pozwalając, by ostrożnie zsun-
ęła się i odnalazła grunt pod nogami. Nie potrafił
ukryć pożądania.
Przytrzymał jej podbródek i zniżył się nieco.
Poczuła twardość warg oraz słodki, zwodniczy
posmak języka pomieszany ze słoną nutą skóry.
Osunęła się w silne ramiona, kołysana niespoko-
jnymi falami oceanu. Tonęła.
Ciepło nagiej skóry odcinało się podczas po-
całunków od zimna, które przynosiły niespokojne
fale. Chłonął gorący oddech jak myśliwy tropiący
zwierzynÄ™.
Goście, którzy zebrali się na plaży, krzyczeli coś
po portugalsku. W tej chwili przyjęcie, Adriana czy
Oliveira mało go obchodzili.
Laura bez powodzenia odepchnęła natarczywego
kochanka. Szarpała się, słabła, znów walczyła.
W końcu dopięła swego.
 Płaczesz?  spytał, marszcząc czoło.
 Nie.
 Przecież widzę.
Odwróciła głowę.
96/185
 Chyba zdążyłeś przywyknąć, że kobiety sz-
lochajÄ… w twoich ramionach.
Mówiła pogodnym, swobodnym tonem. Nie rozu-
miał, co się stało. Zachowywała się jak ktoś zu-
pełnie obcy.
 Zwykle reagujÄ… tak dopiero, kiedy odchodzÄ™.
 W takim razie bądz pewny, że to łzy ulgi.
Meu Deus. Docenił ciętą ripostę, chociaż myślał
wyłącznie o tym, żeby znalezć się w mieszkaniu,
zanieść Laurę do łóżka i rozebrać z bikini. Chciał
rozkoszować się intymnością, oddać czułym
pieszczotom delikatnych dłoni i pocałunkom.
 Zawsze wiedziałam, że ta szara mysz jest w to-
bie zakochana .
Odsunął od siebie wspomnienie słów Adriany.
W najlepszym razie chodziło o erotyczny
magnetyzm.
 Czas na nas.
Zadziorność natychmiast zniknęła z drobnej
twarzy, ustępując miejsca bezradnej niepewności.
Na tle połyskującej wody blade ciało jaśniało,
a oczy skrywały niezbadane tajemnice.
 Nie  szepnęła.  Różnimy się. Dla mnie seks
ma większe znaczenie.
Nie przyjmował odmowy. Skoro i ona tego prag-
nęła, nie było powodu, żeby odmawiać sobie
97/185
przyjemności. Zwłaszcza że urodziła dziecko in-
nemu mężczyznie. Gdy o tym pomyślał, ogarnęła
go wściekłość. Zamierzał zatrzeć w kobiecym ciele
tamte wspomnienia i sprawić, że zapamięta tylko
dzisiejszy wieczór.
Z żelazną stanowczością chwycił ją za rękę, po
czym wyprowadził z wody. Włożył klapki, podniósł
z ziemi koszulÄ™.
 DokÄ…d idziemy?
Stała oszołomiona, zresztą on czuł się podobnie.
 Do domu. Niech Adriana sądzi, że nie mogliśmy
się powstrzymać.
Sięgnęła po pantofle i otrzepała je z piasku.
 Ale to tylko gra  stwierdziła, jakby próbowała
coś ustalić.
Gabriel stracił już orientację. Przyjechała do Rio,
żeby udawać kochankę. Teraz życzył sobie, aby się
nią stała. Wyobraznia niebezpiecznie zlewała się
z rzeczywistością.
Przeszli obok strażników. Kiedy podążali przez
dolny taras, wyprzedzały ich szepty rozchodzące
się niczym muzyka. Bez słowa minęli gospodarza
i Adrianę. Gabriel nie mógł znieść męskich
spojrzeń utkwionych w Laurze, która szła
posłusznie obok z włosami odgarniętymi na plecy
i kroplami wody połyskującymi na skórze. Mokry
98/185
kostium odsłaniał więcej, niż powinien. Wzdrygnął
się. Wcześniej przyjął ten fakt z zadowoleniem, ale
teraz&
Wiedziony obłędem, uniósł górną wargę
w złowrogim grymasie. Pokonywał po dwa schody
jednocześnie, zostawiając kałuże na marmurowej
okładzinie, aż dotarł do budynku. Ani na chwilę nie
wypuszczał dłoni, która układała się pod palcami
w zdumiewająco naturalny sposób.
Z rąk szatniarza wyrwał dwa ręczniki.
 Powiedz kierowcy, żeby podstawił samochód.
Mężczyzna natychmiast się oddalił. Wyszli na
zewnątrz, żeby uniknąć plotek. Od razu ukląkł i za-
czął osuszać jej ciało: nogi, ramiona, brzuch.
Oddychał coraz głośniej.
Rolls-royce zaparkował przed rezydencją. Carlos [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl