[ Pobierz całość w formacie PDF ]

głęboki, wszystkie inne uczucia pokrywający żal! Wtedy człowiek
stoi jak słup albo leży jak kamień, i gdyby nie był
człowiekiem, to jest istotą, którą nic długo nie zajmuje, umarłby
z tego żalu.
 No!  a jeśli człowiek jeszcze więcej kochał matkę?
 A, to już nie wiem, co może robić.
 Co? mój łaskawco?  czy nie wierzysz? Wtedy człowiek się śmieje.
1 Wcześniej przez Ludwikę wpisany czterowiersz ujęty jest w ramką, po nim
dopiero następują cytaty z powieści Ludwika Sztyrmera.
87
 To być nie może!
 Może być, mój przyjacielu!  Człowiek istotnie się śmieje i klaszcze w dłonie,
śmieje się znów i tańczy wokoło trupa: ale nie jest to śmiech i taniec balowy,
nie tak on klaszcze w dłonie jak wy, kiedy uwielbiacie pas de deux jakiej
baletniczki  o, nie! Jest to śmiech i taniec, i bicie w dłonie, na widok
których krew ci zlodowacieje w żyłach i śmiertelny pot wystąpi na czoło. Jeśli
czytałeś Hamleta, to pojmiesz mnie!
Dalej opisuje, jakim sposobem Frenolestes (złodziej rozumów) pozbawił ona
nieszczęsną rozumu. -Alma była piękną kobietą, miała ośmioletniego syna. Razu
jednego będąc na przechadzce spotkała kulejącą kobietę, która wiozła na sankach
obraz jakiś. Kobieta ta, którą był Frenolestes, prosi Almy, aby kupiła obraz.
Alma kupuje i odsyła do domu. Po powrocie do domu znajduje obraz zawieszony już
na ścianie.
Obraz przedstawiał scenę męczeństwa pierwszych chrześcijan: na obszernym placu
okolony ludem i liczną strażą stał prokonsul rzymski, olbrzymiej postaci z
surową twarzą, a przed nim kilku chrześcijan średniego wieku i maleńki chłopczyk
przeznaczony na katusze. O, jakże blada, przestraszona i ściągnięta
przeczuciem boleści była twarz tego biednego dziecka!... Rzekłbyś,
że malarz niezawodnie płakał i często przerywał swoją robotę, kiedy
charakteryzował tego aniołka; jednakże była na tym płótnie twarz druga,
nierównie na większą zasługująca uwagę  twarz matki tego chłopczyka, która
z załamanymi rękoma przedzierała się przez tłum i straże na ratunek swego
dziecka i schwycona od żołdaków stanęła na miejscu, jakby wrosła w ziemię. Na
tej twarzy zdało się, jakby zatrzymał się w pędzie szalony uragan
najboleśniejszych macierzyńskich uczuć i wpiętnował w nią wszystek żal, strach i
rozpacz, które z serca zionęły do głowy. Patrząc na nią powiedziałbyś, że
tu życie nagle zamarło we wszystkich rysach, że tu skonała wszelka nadzieja i
zachwiała się wiara nawet w niebo!... O, wierz mi, wypędzlować taką twarz i nie
umrzeć pod brzemieniem takiego pomysłu  albo nie oszaleć  mógł tylko
Frenolestes!
Alma zemdlała, gdy spojrzała na obraz, bo chłopczyna, skazany na śmierć, był to
żywy portret jej syna. W krótkim cza-
DZIENNIKI, TOMIK I
się władza dowiedziała się, że Alma zabiła swe dziecko. Wysłano do niej lekarza;
Alma rozmawiała najprzyzwoiciej, dopóki lekarz nie wspomniał jej o synu.
Wtedy ożywiła się jej twarz, obłąkana radość strzeliła z jej oka, zbliżyła się
do doktora i rzekła:  Muszę WPanu opowiedzieć, jak szczęśliwie wybawiłam mego
synka od męczeńskiej śmierci. Jutro Rzymianie mieli go ukrzyżować! A czy
pojmujesz WPan okropność tej męki? Wiesz-li, że sam Chrystus błagał Ojca
niebieskiego, ażeby ten kielich od niego odwrócił! że siedem mieczów boleści
przeszywało serce Matki, gdy pod krzyżem stała? Ja modliłam się do Matki
Boskiej i Matka zlitowała się nad matką! Powiedziała mi, że zachować go nie
podobna, ale można mu skrócić męki. Domyśliłam się natychmiast, co to znaczy. O!
dla matki nie masz zagadek na świecie, kiedy chodzi 'o los
dziecięcia, ona rozwiąże najszczytniejszy węzeł gordyjski. Wzięłam kamień do
ręki... rozumiesz WPan? Trzymałam go pod chustką, ale długo nie mogłam wykonać
swego zamiaru, bo dziecię me stało przy mnie i patrzyło mi w oczy. Czas upływał,
nareszcie słucham, aż tu Rzymianie idą już po wschodach!... Co tu począć? co tu
począć, o Boże!  myślałam sobie, a oni go natychmiast schwycą, jeśli ich nie
uprzedzę. A chłopczyna ciągle patrzał mi w oczy, uśmiechał się do mnie i tak
mile szczebiotał, że aż mi się serce krajało z rozpaczy. Nareszcie przyszła mi
myśl szczęśliwa: dziecię moje, rzekłam mu, pograj sobie w piłkę!  i dobry,
posłuszny mój synek zaczął natychmiast biegać z piłką po pokoju. Chodziłam koło
niego z kamieniem pod chustką, nieodstępna jak cień  bo Rzymianie byli już w
przedpokoju  śledziłam wszystkie jego poruszenia, starając się zajść mu w tył,
ażeby nie mógł patrzeć w me oczy, schwyciłam moment... i jednym uderzeniem w
ciemię wybawiłam go od krzyżowej męki! Ledwie padł na ziemię, weszli Rzymianie
do pokoju, ale cha, cha, cha, cha, cha! było już za pózno!...
O! biedna, nieszczęśliwa kobieta, pomyślałem sobie; gdyby jej wrócić rozum,
oszalałaby na nowo, dowiedziawszy się, co zrobiła!... Okropniejszej wariacji nie
można sobie wystawić!
Czytałem wieczorem ZameJt kaniowski Goszczyńskiego. Znów popadłem w tę chwilę,
co ją natchnieniem zowią. Obleciałem kilka ulic, przeszedłem koło kościoła Sw.
Wojciecha, pomodliłem się tam ukląkłszy i powróciłem do domu.
KIELCE, 1882
89
6 pazdziernika. Rano widziałem w kościele L. Gdy potem wychodziłem spod chóru 
już jej nie było. Mówiłem z greckiego  znów poleciłem się przed lekcją
Najświętszej
i dostałem 3.
Na łacinie dostałem od A. Czarneckiego maleńką kartkę z imaginowanym monumentem
Homera. Zliczne on ma pomysły!
7 pazdziernika. Znów dwa rysunki od A. Czarneckiego. Przed wieczorem widziałem
L. W ogrodzie byłem do godziny 8. Wieczorem przepisywałem literaturę ze starych
kajetów.
Czytam Margiera * ZajmujÄ…ce nader sytuacje i ten wiersz Syrokomloski
nieporównany, a tyle uczucia. Przy końcu pierwszej księgi wiersz następujący:
O, duszo ty młoda!
Miękkość twoja każdemu wrażeniu się poda. Czemuż pieczęć na tobie kładą na
przemiany Dziś Pańscy aniołowie, a jutro szatany?
Czyż nie mógłbym użyć tego wiersza za dewizę mojego serca? Tak, to ja, taki sam;
dziś z aniołami  jutro z szatany!...
8 pazdziernika. W kościele Zwiętego Wojciecha L. nie było. Po południu widziałem
się z Józefem Trepką i poznałem jego żonę.
9 pazdziernika. Przeczytałem do końca Margieia. Nie ma tam tego, co u
Krasińskiego, Słowackiego i Mickiewicza spotykamy: polotów natchnienia,
podnoszącego się aż do natchnionego proroctwa, nie ma tak genialnych pomysłów,
lecz jest takie jakieś serdeczne ciepło, jest rym taki, są obrazy takie, co cię
muszą za serce pochwycić i zmuszą do serdecznego temu naszemu nadniemeńskiemu
lirnikowi oklasku. W nocy od 8 do l pisałem ćwiczenie polskie pt.  Włady-
91
sław II i Mieczysław III Stary  dwie pokusy samowładcze w rodzinie Bolesława
Krzywoustego". Zdaje mi sią, że się wywiązałem zeń należycie, lecz zawsze tak
bywa, że co ja uważam za najgorsze, po większej części doskonałym bywa, co ja
zaś za dobre uważam, nie ma żadnej wartości.
Chciałbym przetłumaczyć jaką dumkę Szewczenki, poety ukraińskiego. Sliczneż bo
są niektóre, np. ta:
Dumy moi, dumy moi
Licho mene z wami  Czemu stali na papieri Sumnymi nadany? Czom was witer nie
rozwijaw
W stepu, jak pilinu Czom was licho nie prispało Jak swoju dętymi?... *
" ~ lOpazdziernika. Lekcja polskiego; opowiadałem napisane wczoraj
ćwiczenie. Wieczorem Tadeusz Radzikowski opowiadał mi o losie jednego ze
swych kuzynów, który będąc już na czwartym kursie medycyny dostał pomieszania
zmysłów  z głodu. Snuły mi się zaraz przed oczyma kontury dawno już marzonej
przeze mnie powieści pt. Powiastka bez tytułu. Chciałbym wystawić tam los poety, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl