[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Oniemiała, gdy wysoki mężczyzna stojący przy recepcji ruszył w ich
kierunku. To był Pierre za dwadzieścia albo trzydzieści lat: wysoki,
dystyngowany, włosy posiwiałe na skroniach, wysokie, arystokratyczne
kości policzkowe i szeroki uśmiech na uderzająco przystojnej twarzy.
Była zaskoczona, że go sobie nie przypomina, ale jako dziecko nie
interesowała się dorosłymi mężczyznami, którzy żyli własnym życiem i
pracowali. Chyba że starali się ją zabawić. W przeciwnym wypadku zlewali
siÄ™ z otoczeniem.
- Pierre! Przedstaw mnie swojej uroczej przyjaciółce! Wyciągnęła rękę i
uśmiechnęła się do ojca Pierre'a. Bez
wątpienia nie można było przejść obok niego obojętnie, mimo jego wieku.
Czy to możliwe, by był po sześćdziesiątce? Trudno określić jego wiek.
SwojÄ… drogÄ… ciekawe, czy Pierre stanie siÄ™ podobny do ojca.
- Czy pamiętasz Caroline, małą dziewczynkę, która łatwo męczyła swoją
babciÄ™ i...
- Pierre, to nie jest fair. Czy on żartuje sobie z pani przez cały czas, jak
wtedy, kiedy była pani dzieckiem? - spytał doktor Chanel senior,
uśmiechając się do Caroline.
- Cały czas! - odparła ze śmiechem.
- Więc jest pani tą niegrzeczną dziewczynką, która... Przepraszam, teraz ja
robię to samo, a pani jest zapewne wykończona podróżą. Poprosiłem panią
Raymond, żeby przygotowała zimną kolację u Pierre'a, żebyśmy mogli uciec
od szpitalnej atmosfery. Proszę przyjąć zaproszenie. Zdam pani raport przy
kieliszku wina.
- Chętnie zajrzałabym przedtem do pacjentów.
- Nie ma mowy, moja droga. Jest bardzo spokojnie. Właśnie skończyłem
obchód. Pielęgniarki zawiadomią nas, jeżeli coś niespodziewanego się
zdarzy, a poza tym mamy Jeana. To dobry lekarz.
- A więc czy podoba ci się życie w moim małym królestwie, tato? - spytał
Pierre, gdy schronili siÄ™ w saloniku.
Mężczyzni usiedli na kanapie. Obaj trzymali kieliszki z winem w
identyczny sposób, obaj tak samo spoglądali na Caroline, która zagłębiła się
w miękkie poduszki fotela przy kominku.
- Bardzo mi tu wygodnie. W Paryżu co prawda przyzwyczaiłem się do
dużych pokoi, ale mniejsze są znakomite dla kawalera.
Nacisk położony na słowie kawaler zwrócił uwagę Caroline na fakt, że
między Pierre'em a jego ojcem istnieje jakieś napięcie. Następne pytanie ojca
to potwierdziło.
- A jak tam ta twoja okropna była żona?
- Nie zmieniła się z wiekiem - odrzekł Pierre ze sztucznym uśmiechem. -
Ale to zło konieczne.
- Szkoda, że się z nią ożeniłeś. A co pani myśli o tej strasznej Monique? -
Starszy pan spojrzał na Caroline.
To pytania kompletnie ją zaskoczyło.
- Cóż, widziałam ją tylko dwa razy i zawsze bardzo się spieszyła, doktorze
Chanel, a więc...
- Proszę mówić do mnie Christophe, moja droga. A więc tak pani odbiera
Monique? Zawsze w pośpiechu? Ostrzegałem Pierre'a od samego początku
i...
- Tato, nie ma sensu grzebać się w przeszłości - przerwał Pierre. - Co
powiecie na zimnÄ… kolacjÄ™?
Caroline nie czuła wcale głodu, lecz zjadła trochę szynki i zielonej sałaty,
przygotowanej przez kucharkę. Gdy jedli, - Christophe Chanel zdał im
sprawozdanie z weekendu w klinice. Nie było nagłych wypadków, pacjenci
byli pod dobrÄ… opiekÄ….
- Czy przyjedziesz, gdybym cię potrzebował, tato? - spytał Pierre,
wlewając ostrożnie wrzątek do maszynki z kawą.
Na twarzy starszego pana pojawił się zachwyt, który zresztą skrzętnie
ukrył, przybierając obojętną minę.
- Cóż, mogę przyjechać, jeżeli będziesz miał kłopoty z personelem. Muszę
oczywiście skonsultować to z twoją matką.
- Oczywiście. Co mama robiła w ten weekend?
- W sobotę miała dyżur w klinice pediatrycznej, a dzisiaj miała zająć się
zaległymi sprawami, których nazbierało się sporo przez tydzień. Wiesz, jakie
są kobiety. Musi umyć włosy, i tak dalej. Szczerze mówiąc, myślę, że była
zadowolona, że się mnie pozbyła.
Pierre otworzył szeroko oczy, udając niewiniątko.
- Nie mogę w to uwierzyć, tato. Obydwaj się roześmiali. Caroline wstała.
- Jeżeli mi wybaczycie, to pójdę już do siebie. Mam jeszcze sporo roboty,
łącznie z myciem włosów - oznajmiła z uśmiechem.
Obydwaj panowie wstali.
- Musi pani być zmęczona podróżą, moja droga - rzekł starszy pan. - Mam
nadzieję, że zobaczę panią jutro rano, zanim wyruszę do Paryża.
Caroline również miała taką nadzieję. Pierre odprowadził ją do drzwi, a
gdy miała już wyjść, nachylił się i pocałował ją czule w usta.
- Dziękuję ci za cudowny weekend - szepnął.
Popatrzyła mu w oczy. Jak mógł być tak kochający i jednocześnie nie
poddawać się emocjom? Czy wyobraża sobie, że ich związek stanie w
miejscu? Czy nie widzi, że ich miłość albo rozkwitnie, albo umrze? Nie
można mieć ciasteczka i jednocześnie go zjeść!
Ale gdy te trudne myśli przebiegały jej przez głowę, wiedziała, że sama
nie może niczego zmienić. Nie zmusi Pierre'a do niczego, nawet gdyby
chciała. Być może jego nieugiętość stanowi jedną z cech charakteru, który
tak ją w nim pociągał. Odwróciła się i przeszła przez podwórko.
W recepcji uśmiechnęła się do niej dyżurna pielęgniarka.
- Jak się udał weekend, pani doktor?
- Bajecznie! - odrzekła, sama się dziwiąc swoim słomom.
Prawda jednak wyszła na jaw. Nie ma już nic do ukrycia. Związała się z
Pierre'em i była z tego dumna. Jak mogłaby wstydzić się tych cudownych
chwil?
Trzymała głowę wysoko, wchodząc po schodach. Skontaktuje się
możliwie szybko z Davidem i poprosi, by postarał się o stałe zastępstwo.
Może wykorzysta lekarza, który zastępuje ją teraz? Wówczas będzie mogła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl