[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mordercy, narkomani i inne chwasty. Dlatego chcemy
zaatakować duże miasta.
Maggie zaczynała rozumieć Tennysona. Jego oburzenie
było słuszne, lecz zastrzeżenia budziła metoda, jakiej chciał
użyć do wyplenienia zła.
- NaprawdÄ™ bardzo mi przykro z powodu twoich dzieci -
powtórzyła. - Rozumiem, co czułeś. Czy Czarny Zwit
rzeczywiście zlikwiduje wszystkie bolączki współczesnego
świata? To chyba niemożliwe.
To chyba" powiedziała cicho, tak jakby się wahała.
Tennyson i Romanow od razu dali się nabrać i tylko Martinez
patrzył na nią nieufnie, jakby przejrzał jej grę. Dwa do
jednego - to niezły wynik.
- Tak, tak, oczywiście - zapewnił ją Tennyson.
- Z całą pewnością - dodał Romanow.
- Może więc mi coś o nim opowiecie - zaproponowała. -
To bardzo ciekawe.
Martinez skrzywił się nieznacznie, ale obaj naukowcy byli
zbyt podekscytowani, by to zauważyć.
- Maggie! - Głos Shepa rozlegał się donośnie po pustym
mieszkaniu, by po chwili wrócić w postaci stłumionego
pogłosu. - Maggie, gdzie jesteś?!
Shep rzucił na podłogę pizzę i sięgnął po broń.
Odbezpieczył swoją berettę i wszedł do środka przez otwarte
na oścież drzwi. Był cały przemoczony, ale nie czuł w tej
chwili chłodu. Ostrożnie przeszedł przez salon, zajrzał do
sypialni, a na koniec do kuchni.
Nic. Pusto.
Wrócił do sypialni, w której rozlokowała się Maggie, i
najpierw zajrzał pod łóżko, a następnie zaczął przeszukiwać
szafy. Aluminiowa walizeczka również zniknęła.
Nie, do diabła! To niemożliwe! pomyślał.
Nie było czasu na to, by zbyt długo się zastanawiać. Shep
zbadał jeszcze drzwi do mieszkania i stwierdził, że nie noszą
śladów włamania, a następnie sięgnął po telefon komórkowy,
żeby skontaktować się z FBI. Ogłosił alarm. Agenci mieli się
tu zjawić za parę minut.
Oczywiście nie miał najmniejszych wątpliwości, że to
uderzył Czarny Zwit. Hunter zaczął systematycznie
przeszukiwać mieszkanie. Ku swojemu zdziwieniu na jednej z
szafek znalazł wizytówkę z rysunkiem laski Eskulapa
oplecionej ciałem węża, tyle tylko, że na samym jej szczycie
znajdował się ziemski glob. Shep poczuł, że nagle zaschło mu
w gardle. Teraz znał już sprawców. Nie ruszał wizytówki w
obawie, że zetrze znajdujące się na niej odciski palców. Poza
tym papier mógł być nasączony czymś trującym. Z tymi
ludzmi nigdy nic nie wiadomo.
Po chwili usłyszał odgłosy kroków na schodach. Ukrył się,
żeby sprawdzić, czy to rzeczywiście FBI. Dopiero wówczas,
kiedy rozpoznał znajome twarze, wyszedł zza zasłony.
Cała ekipa składała się z sześciu osób uzbrojonych w
karabinki typu M - 16. Wszyscy mieli na sobie czarne
maskujące stroje i czarne hełmy ochronne. Shep znał dowódcę
grupy, Boba Prestona, żylastego faceta o wyglądzie astenika i
mięśniach ze stali.
- Czarny Zwit porwał doktor Harper i zabrał walizkę -
powiedział Shep.
Bob nawet się nie skrzywił, ale pozostała piątka nie
potrafiła ukryć gniewu i rozczarowania.
- Jak to się stało? - spytał rzeczowo Preston.
- Maggie musiała ich wpuścić - odparł Shep. - Nie ma
śladów walki albo włamania.
Preston sam obejrzał drzwi, a następnie skinął głową. Po
chwili zaczął wydawać rozkazy:
- Bayard, Mitchell i Connors, musicie przeczesać teren.
Pozostała dwójka, pogadajcie z ludzmi z okolicy. Może ktoś
coś widział. Tylko szybko! I dajcie natychmiast znać,
gdybyście coś znalezli.
Agenci z miejsca przystąpili do wykonania zadań.
Przybity winą Shep skierował się do środka. Preston ruszył za
nim, zamykajÄ…c za sobÄ… drzwi.
- Doktor Harper na pewno nie otworzyłaby drzwi nikomu,
kto nie znałby hasła - zauważył Preston. - Pamiętaj, że
codziennie je zmieniamy.
- Na szafce jest wizytówka - powiedział Shep. - Trzeba
sprawdzić, czy nie ma na niej odcisków palców. Tylko
uważaj. Cholera wie, czym ją mogli posmarować. Nie
sądziłem, że nas dopadną po tym, jak zmieniłem plany - dodał
po chwili. - Nie było mnie pół godziny. Nawet się dziwiłem,
że mimo takiej pogody w pizzerii było tak dużo ludzi.
Shep zaśmiał się ze swojej naiwności.
Preston odłożył karabinek i zdjął hełm. Z wewnętrznej
kieszeni wyjął plastikową torebkę, do której włożył
szczypcami wizytówkę.
- Nie ma żadnych śladów walki - powtórzył Shep, chociaż
obaj wiedzieli o tym aż nazbyt dobrze. - Musieli jej podać
hasło. Ilu ludzi je zna?
Preston spojrzał na niego niechętnie.
- Tylko ludzie jadÄ…cy w wozie - mruknÄ…Å‚. - Sam ustalam
hasła na dany dzień.
- Jak je przesyłałeś? - spytał Shep. Preston tylko pokręcił
głową.
- Nasz system jest całkowicie bezpieczny - powiedział.
- Zresztą to zaszyfrowana wiadomość. Nikt, z tego, co
wiem, nie złamał jeszcze tego szyfru.
Shep rozłożył ręce.
- Wobec tego jest tylko jedno wytłumaczenie.
- Jakie? - spytał nieufnie Preston, chociaż oczywiście
domyślał się, co Hunter chce powiedzieć.
- Jeden z twoich ludzi jest kretem.
Preston kręcił głową, jakby nie chciał dopuścić do siebie
tej myśli.
- Równie dobrze mogli jej powiedzieć, że hotel się pali -
stwierdził w końcu.
Teraz Shep pokręcił z powątpiewaniem głową.
- Maggie nie jest taka głupia - powiedział. - Musieli ją
sprytnie podejść.
Preston uniósł głowę do góry.
- Nie pozwolę zwalać winy na moich ludzi - oświadczył. -
Sam się pewnie czujesz winny, Hunter, i dlatego wymyślasz
przeróżne historie.
Shep z trudem powstrzymywał złość.
- Nie udawaj, że w FBI nie ma kretów - warknął. -
Zawsze znajdzie siÄ™ ktoÅ›, kogo skusi dodatkowy zarobek.
Przecież to się zdarza.
Twarz Prestona niemal zbielała ze złości, a na szyi
wystąpiły żyły. Zanim zdołał jednak cokolwiek powiedzieć,
odezwał się jego telefon.
- Tak - rzucił ponuro, wcisnąwszy guzik.
Po chwili jednak na jego twarzy pojawiły się rumieńce.
Stężałe mięśnie rozluzniły się lekko.
- Tak, dziękuję - zakończył i wyłączył aparat.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]