[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dzieciak siê zachwia³ polecia³y strza³y. Naznaczony i trzej jego s¹-
siedzi upadli. Jarlic, dysz¹c ciê¿ko, sta³ oparty o pieñ drzewa. Wresz-
cie nogi nie wytrzyma³y i kap³an te¿ osun¹³ siê na ziemiê.
W lesie rozleg³ siê krzyk. Ojciec któregoS z trafionych wyskoczy³
z krzaków i nie zwa¿aj¹c na nic, pobieg³ w kierunku bramy. ¯aden
z obroñców nie zareagowa³. Nie polecia³a ¿adna strza³a, nie podniós³
siê ani jeden ³uk. Stoj¹ce na murach postacie zdawa³y siê traciæ si³y.
Osuwa³y siê po belkach umocnieñ, a¿ wszyscy spadli na ziemiê. Gydie-
on te¿ wyskoczy³ z lasu, krzykiem wzywaj¹c resztê. Podbiegli pod bra-
mê. By³a zamkniêta i bez solidnego tarana nie da³o siê jej wywa¿yæ.
Czapka z³ota dla tego, który otworzy od Srodka! zawo³a³
Gydi.
Dziesi¹tki r¹k wyci¹gnê³y siê w górê. Ludzie zaczêli siê wspi-
naæ po belkach. Wielu odpad³o, niektórzy od razu, inni tu¿ pod szczy-
tem. Ale ju¿ ktoS by³ na górze. Za nim inni. W kilka chwil póxniej
zaskrzypia³y zawiasy. Brama siê otworzy³a i wyszed³ z niej Cotta-
rio. M³ody Tal wymachiwa³ weso³o czapk¹.
Zuch! Zg³oS siê z ni¹ w pa³acu do Mudrego pochwali³ go
Gydi.
Potem odwróci³ siê w kierunku st³oczonych przed bram¹ ludzi.
Wchodzimy powiedzia³. Obowi¹zuje spokój i rozwaga.
Zwracam siê ze szczególn¹ proSb¹ do obywateli miasta. Nie wiem,
co tam zastaniemy, ale naszym zadaniem jest zapewniæ pomoc ka¿-
demu dziecku. Nie mo¿emy sobie pozwoliæ na s³aboSæ, rozpacz czy
wahanie. Uwaga, jeSli w Srodku znajdzie siê ktoS, kto bêdzie próbo-
wa³ atakowaæ, macie go zabiæ! Wszystkie inne Srodki ju¿ wyczerpa-
liSmy zakoñczy³ ³agodnie. Pierwszy wszed³ na teren warowni.
Widok okaza³ siê pora¿aj¹cy. Wszêdzie by³y dzieci. Niektóre
siedzia³y bezw³adnie, inne dziwnie podrygiwa³y. Trochê dalej jakaS
dziewczynka próbowa³a iSæ przed siebie. WiêkszoSæ jednak le¿a³a
w zupe³nym bezruchu. Gydi zdecydowanie podszed³ do najbli¿sze-
go dziecka. Ch³opiec mia³ pewnie trzynaScie lat. Gydieon pochyli³
siê nad nim i przy³o¿y³ ucho do serca.
Potem po³o¿y³ ch³opca delikatnie i popatrzy³ z uSmiechem w kie-
runku bramy.
¯yje! I ca³kiem równo oddycha.
Te s³owa o¿ywi³y wszystkich. Zaczêli po kolei badaæ dzieci. By³y
nieprzytomne lub pó³przytomne, ale serca pracowa³y równo. Grupa,
247
w której szed³ ojciec ze skarpetkami w rêku, wspiê³a siê na mur. Gydi
poszed³ za nimi. WSród obroñców bramy czterech by³o zakrwawio-
nych. Ojciec pierwszy podbieg³ do syna. Zaraz za nim Gydi.
Stas³aw, synu!
Nic mu nie bêdzie uspokoi³ go Gydieon.
Strza³a utkwi³a w prawej rêce ch³opca. Pozostali te¿ nie byli nie-
bezpiecznie ranni. Strzelcy, którzy trafili, wykazali siê rzeczywiScie pew-
n¹ rêk¹. DraSniêty bok, strza³a w ramieniu ale to wystarczy³o, by
wzmocniæ atak Jarlica i rozerwaæ magiczny kr¹g wi¹¿¹cy za³ogê fortu.
ZnieScie ich na dó³ zadysponowa³ Gydi. Na razie zajmie
siê nimi Jarlic, a potem mamuSki na wozach. Gdyby by³y komplika-
cje, pa³ac pokryje koszty leczenia.
Akcja ratunkowa poch³onê³a wszystkich. Gydieon wezwa³ resztê
wyprawy. Do pilnowania ³odzi zostawiono tylko trzech wartowników.
Wszyscy pozostali zajêci byli w forcie. Nillea zwija³a siê jak w ukropie.
Sama przenosi³a najmniejsze dzieci, przy ka¿dym zaklinaj¹c Jarlica, ¿e
to przypadek szczególny, wymagaj¹cy najwy¿szej troski. Jarlic, choæ
sam s³aby, dwoi³ siê i troi³. Nieoczekiwanie ujawni³o siê sporo skale-
czeñ, siñców i guzów. Niektóre dzieciaki by³y bardziej os³abione ni¿
inne. Zdolnych do przejScia na wybrze¿e by³o nie wiêcej ni¿ kilkoro, a
ponad po³owa by³a ca³kowicie nieprzytomna. Te w³aSnie dzieciaki Gydi
wyznaczy³ do pierwszego transportu. Przeniesiono je, zapakowano do
³odzi i natychmiast zaczêto przenosiæ nastêpne.
Dopiero po trzecim nawrocie flotylli wszyscy znalexli siê na l¹-
dzie. W obozowisku nad jeziorem dzia³ano w najwy¿szym poSpie-
chu. Najs³absze dzieci k³adziono na wozy, silniejsze konni zabierali
na swoje siod³a.
Przed zachodem s³oñca kolumna wozów wjecha³a w bramy
Donburga. Ju¿ na drodze do miasta sta³y wiwatuj¹ce t³umy s¹sie-
dzi albo nawet zupe³nie obcy ludzie. Rodziny czeka³y za murami,
gotowe zabieraæ dzieci do domów. Gydi jednak nie zgodzi³ siê na to.
Wszystkie wozy i wszyscy konni zostali skierowani na Plac Ziem-
ski. Chc¹c nie chc¹c, mieszkañcy ruszyli za nimi. Przed o³tarzem
sta³ ju¿ Cyrieon. Przespa³ ca³y dzieñ i gdy do pa³acu przyby³ pierw-
szy kurier, oSwiadczy³, ¿e jest zupe³nie silny i zdrowy. Mudry, który
najpierw przeczyta³ raport, a potem podda³ pos³añca drobiazgowe-
mu Sledztwu, korzystaj¹c przy tym z nielegalnych Srodków, takich
jak talskie wino i ciasto pani Reviny, szybko podj¹³ decyzjê.
Przede wszystkim kaza³ zablokowaæ bramy. Nie po to, by utrud-
niæ ¿ycie kupcom i wêdrowcom; chcia³ po prostu uniemo¿liwiæ zde-
248
nerwowanym rodzicom wyprawy w kierunku konwoju. Opiekuno-
wie dzieci i tak maj¹ doSæ problemów. Rozhisteryzowane i wtr¹ca-
j¹ce siê we wszystko rodziny to ostatnia rzecz, jaka jest im teraz
potrzebna. Nastêpnie Mudry zarz¹dzi³ alarm dla medyków. Rci¹gn¹³
do pa³acu wszystkich uzdrowicieli, zielarzy, zabiegowe, nawet aku-
szerki. Kaza³ salê tronow¹ i przylegaj¹ce do niej komnaty przerobiæ
na punkt sanitarny czy wrêcz szpital pierwszej pomocy.
Jego posuniêcia wywo³a³y oczywiScie panikê w mieScie. Przed
pa³acem zaroi³o siê od ludzi ¿¹daj¹cych informacji, otwarcia bram,
dopuszczenia do ministra& Posz³a plotka, ¿e dzieci s¹ zdziesi¹tko-
wane, a te, które wioz¹ do domu ledwo ¿ywe. Rozmowy z t³umem
Mudry zwali³ na Kliwiusza, a sam poszed³ do Cyrieona. Mieli tu do
czynienia z czarami Nahadana, a od czasu potyczki pod O³tarzem
Mudry nabra³ do rezolutnego ch³opca prawdziwego szacunku. Gdy
Cyri zobaczy³ minê górala, od razu zrozumia³, ¿e rozmowa bêdzie
powa¿na. Wys³ucha³ opowieSci i zadziwi³ wszystkich. Ma³y, niezno-
Sny ch³opczyk zapodzia³ siê gdzieS bez Sladu. Rozmawia³ z nimi te-
raz m¹dry, znaj¹cy siê na rzeczy cz³owiek. Nie by³ wprawdzie stary
i pomarszczony, ale jakoS nikomu to nie przeszkadza³o.
Wiêc Gydi z Jarlicem prze³amali czar&
Tak. Uda³o im siê wyzwoliæ dzieci z uroku, ale wszystkie s¹
okrutnie s³abe. Dlaczego w³aSciwie? zapyta³ Mudry.
Cyri mySla³ przez chwilê. Nie chcia³ wyrwaæ siê z pochopn¹
odpowiedzi¹. Revina Modda, która uczestniczy³a w spotkaniu, pa-
trzy³a zdumiona, jak jej ma³y synek rozprawia niczym doros³y cz³o-
wiek o sprawach wykraczaj¹cych poza ludzkie rozumienie, w do-
datku z tym z góralem, którego wcale nie powinno tu byæ, a który
zadomowi³ siê tak bardzo, ¿e sam nie wiedz¹c kiedy, zacz¹³ na co
dzieñ mówiæ po miejsku . Tylko akcent go zdradza³ i czasem jakiS
wyraz z góralskiego s³ownika. A Cyri? Gdyby nie mówi³ dzieciê-
cym g³osikiem, mo¿na by, zamkn¹wszy oczy, pomySleæ ¿e rozma-
wiaj¹ ze sob¹ dwaj obcy ludzie.
Cyrieon przerwa³ wreszcie milczenie, a pani Modda porzuci³a
swoje rozwa¿ania. Skupi³a siê na rozmowie.
Widzisz& Nie wiem, jak ci to wyjaSniæ zacz¹³ ma³y. Ja to
nie tyle rozumiem, ile czujê spojrza³ pytaj¹co na rozmówcê, nie-
pewny czy mówiæ dalej. Mudry skin¹³ g³ow¹.
Oni przerwali czar, ale nie zniszczyli go. Jakby to powie-
dzieæ& Zniszczyli nakaz Nahadana i zniszczyli wiêx, która niewo-
li³a wszystkich do tego nakazu. Ale w ka¿dym dziecku pozosta³ czar,
249
tak g³êboko& W Srodku& I ten czar nie pozwala im wróciæ do ¿y-
cia. Odbiera si³y&
Mudry zrozumia³ znakomicie.
W³aSciwie ka¿dy z nich jest nadal w mocy Nahadana, tyle, ¿e
ka¿dy oddzielnie powiedzia³ z namys³em.
Doskonale to okreSli³eS!
I Nahadan mo¿e w ka¿dej chwili znów im coS nakazaæ?
Dok³adnie! ucieszy³ siê ma³y.
No to mamy problem, ¿e hej! zasêpi³ siê Mudry. Nawet
mySleæ nie chcê, co by siê zaczê³o dziaæ, kieby ten carownik kaza³
im zacz¹æ walczyæ, kiej tylko wjad¹ do miasta!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]