[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spódnicą. Marcusa ogarnęła wściekłość. Jak ona śmie, pomyślał, pokazywać się w ten sposób
temu nieopierzonemu młokosowi?!
- Mam nadzieję - odezwał się, omiatając ich wzrokiem i nie mogąc sobie przypomnieć, skąd zna
tego młokosa - że rzeczy nie przedstawiają się tak, jak wyglądają na pierwszy rzut oka. Nie
sądzę, bym znał tego pana. Eve, bądz tak dobra i przedstaw nas sobie.
- Z przyjemnością. Choć wiedząc, że znasz jego starszego brata, dziwię się, że nie poznałeś i
jego. Matthew, przedstawiam ci pana Fitzalana. A to jest Matthew Somerville, Marcusie. Brat
Geralda. Pracuje jako agent handlowy Kopalni Atwoodzkiej.
Ciemne brwi Marcusa zbiegły się gniewnie, był bowiem przekonany, że każdy, kto
spokrewniony jest z Geraldem Somerville'em, nie posiada żadnych moralnych hamulców.
Matthew wstał z purpurową twarzą, nie mając pojęcia, jak bardzo Marcus Fitzalan nienawidzi
jego starszego brata.
- Tak... ja... ja wiem, kim pan jest, proszÄ™ pana. Pan jest...
- Narzeczonym panny Somerville. Prawda, Eve?
- Tak - potwierdziła, czując, że więzy zadzierzgnięte między nimi w Brooklands zaczynają
pękać.
- Pozwolę więc sobie pogratulować panu, proszę pana -powiedział Matthew grzecznie, po czym
schylił się i chwycił swoje buty, pragnąc jak najprędzej wyplątać się z tej niezręcznej sytuacji. -
Przepraszam. Muszę zobaczyć, co robią dzieci.
Marcus odprowadził go chłodnym okiem, a potem zmierzył spojrzeniem Eve. Kiedy jego wzrok
padł na jej obnażone nogi, przykryła je skromnie spódnicą, co niezmiernie go rozgniewało.
Przecież jeszcze przed chwilą pozwalała temu młokosowi napatrzeć się do woli, lecz jemu
odmawiała tego prawa, jemu, Marcusowi, swemu narzeczonemu! Po ślubie to się zmieni! -
postanowił. Już on jej pokaże, że nie wolno ważyć się na takie rzeczy.
Zsiadł z konia i stanął nad nią, nie odzywając się ani słowem. Jego sztywna postawa, jego
spojrzenie i zaciśnięte usta powiedziały Eve wszystko. Górował nad nią niby jakiś rozgniewany
bóg zemsty. A ją jego wściekłość wprawiła w ogromną konsternację. Dlaczego, pomyślała z
żalem, ojciec nie zostawił połowy kopalni komuś takiemu jak Matthew? Komuś normalnemu w
kontaktach, nieskomplikowanemu? O ileż łatwiej przyszłoby jej wtedy zdecydować o swojej
przyszłości.
Wstała z westchnieniem i wygładziła sukienkę.
- Jestem zaskoczona twoim przybyciem, Marcusie. Myślałam, że jako człowiek bardzo zajęty,
nie masz czasu, by jezdzić po okolicy z wizytami.
- Rzeczywiście, mam wiele zajęć. Nie jestem jednak zbyt zajęty na to, by odwiedzić moją
narzeczoną - odrzekł lodowato, ignorując jej lekki sarkazm.
- Pochlebia mi to. A skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać?
- Zajechałem do dworu w nadziei, że cię tam zastanę. Pani Parkinson poinformowała mnie, gdzie
cię można znalezć. To szczęście, że przybyłem w tym momencie, bo inaczej kto wie, do czego
by doszło między tobą a panem Somervilleem. Nie masz mi nic do powiedzenia?
- Nie. Nie sądzę, bym musiała się tłumaczyć. - Eve spojrzała mu prosto w oczy. Wiedziała, że
nadeszła chwila, w której jego arogancja i niezłomna wola muszą się zetrzeć z jej wolą i uporem.
- Nie obchodzi mnie twój gniew. Nie boję się ciebie, Marcusie.
Próbując opanować ogarniającą go furię, Marcus zrobił krok w stronę Eve.
- Nie chcę, żebyś się mnie bała, Eve, ale proszę cię o wyjaśnienie. W końcu jest tylko jedna
rzecz, która mi przychodzi do głowy, gdy widzę, że się zachowujesz jak ladacznica.
- Nie bądz śmieszny, Marcusie - stwierdziła spokojnie. -Raz w życiu, trzy lata temu, zachowałam
się niestosownie, a ty podejrzewasz mnie o Bóg wie co. Gdybyś nie czaił się za drzewami, tylko
postępował jawnie, jak na dżentelmena przystało, zobaczyłbyś nie swoje imaginacje, tylko to, co
zdarzyło się naprawdę. I muszę cię rozczarować, bo zdarzyło się niewiele. - Uśmiechnęła się
drwiąco. - Bawiliśmy się z dziećmi, jak to mamy w zwyczaju. Wiedz też, że z Matthew znamy
siÄ™ od dziecka.
- Nawet gdyby tak było, to dzieci przecież dorastają. Eve, nie udawaj takiej naiwnej. Wiesz tak
samo dobrze jak ja, co temu młokosowi może przyjść do głowy, kiedy przebywacie sam na
sam... i na dodatek na wpół rozebrani.
- Na miły Bóg, Marcusie Fitzalan! Zachowujesz jak zazdrosny mąż. Przecież zdjęłam tylko buty
i pończochy, żeby wejść z dziećmi do wody. Nie sądz innych po sobie. Matthew nie ma takich
myśli. Tego jestem najzupełniej pewna. Poza tym on od zawsze darzy uczuciem Emmę, a nie
mnie. A może ty nie lubisz, kiedy ludzie się cieszą?
- Przeciwnie. Lubię się dobrze bawić i lubię, gdy bawią się inni. Nie chcę tylko widzieć, jak
moja przyszła żona robi z siebie pośmiewisko.
- O! Tego już za wiele! Zabawa z dziećmi to nie żadne robienie z siebie pośmiewiska. A może
masz coś także przeciwko dzieciom?
- Tak się składa, że bardzo je lubię i zamierzam wkrótce mieć ich sporą gromadkę.
- Nie sądzisz, że najpierw powinieneś to omówić ze mną?
- Owszem, omówię, kiedy nadejdzie właściwy czas. Teraz jednak muszę ci powiedzieć, że twoje
zachowanie przekracza wszelkie granice przyzwoitości. Kiedy się pobierzemy, będziesz musiała
postępować tak jak przystoi mojej żonie. Będę szczęśliwy, kiedy zajmiesz się domem i
własnymi, a nie cudzymi dziećmi.
- A mnie wychowano w przeświadczeniu, że damy traktuje się grzecznie i z szacunkiem.
- Osoba, która chce być traktowana jak dama, musi się zachowywać jak dama!
- Jak... jak śmiesz mówić do mnie w ten sposób?! - Aż zatchnęło ją z oburzenia.
Marcus zbliżył się do niej.
- Ano śmiem, skoro kobieta, którą mam poślubić, bezwstydnie hula w krzakach z jakimś
wyrostkiem.
- Nic takiego nie robiliśmy! - Z coraz większym trudem nad sobą panowała. - Wiedz też, że
Matthew nie jest żadnym wyrostkiem, tylko odpowiedzialnym, opiekuńczym dorosłym
człowiekiem, a przy tym moim krewnym, którego bardzo lubił mój ojciec. - Przerwała na
moment, policzyła do pięciu. - A poza tym to, co ja robię, nie powinno cię wcale obchodzić.
- A jednak to mnie obchodzi, moja panno - odrzekł Marcus gwałtownie. - Nie będę stał
bezczynnie z boku i patrzył, jak moja żona odmawia mi tego, czym hojnie obdarowuje innego.
Oczy Eve zwęziły się ze złości.
- Nie jestem jeszcze twoją żoną, Marcusie. I raczej nią nie będę, jeżeli nadal będziesz mnie
obrażał i zachowywał się tak agresywnie i niesprawiedliwie. Powiedziałeś, że mnie nie tkniesz,
dopóki nie będę na to gotowa! Czy mam rozumieć, że wycofujesz się z danego słowa?
- Nie, bo ja raz danego słowa nigdy nie cofam. Jednak sytuacja, o jakiej mówisz, nie będzie w
naszym małżeństwie trwała bez końca. Nie jestem człowiekiem cierpliwym, a abstynencja w
tych sprawach jest ciężką pokutą. Nie zamierzam pokutować w ten sposób przez całe życie.
- No to nie marnuj czasu, czekajÄ…c na mnie.
- Wcale go nie marnuję. Ostrzegam cię jednak, że za moimi plecami nie możesz mieć żadnych
miłostek. Jeżeli sądzisz inaczej, to mnie nie znasz.
- A więc dobrze. Skoro mówisz do mnie w ten sposób, to przyjmij do wiadomości, że wcale nie
chcę cię znać!
- Co za bezczelność!
- No i powiedz mi jeszcze, Marcusie - uniosła dumnie głowę - czy wszystko, co przed chwilą mi
oznajmiłeś, stosuje się także do ciebie?
- Nie rozumiem, co masz na myśli.
- Angelę Stephenson - odrzekła chłodno, oskarżycielsko. Spojrzał na nią zdumiony, a potem
roześmiał się w głos.
Eve ogarnęła wściekłość. Była zła nie tyle na niego, ile na siebie samą, bo przecież nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]