[ Pobierz całość w formacie PDF ]

włosów Jennifer.
- ... un beso?
Jennifer odwróciła się do zarumienionej, chichoczącej dziewczynki i sama
spłonęła rumieńcem.
- Nie. - Potrząsnęła głową i uśmiechnęła się.
- O co chodzi? - zapytał Gage.
Unikała jego wzroku, co tylko spotęgowało ciekawość Gage'a.
- No powiedz, proszę - nalegał z uśmiechem, widząc jej zmieszanie.
- Ta mała pyta, czy mnie pocałujesz - odrzekła nieco zmieszana. -
Powiedziałam, że nie.
Dzieciaki przekrzykiwały się wzajemnie, a przyglądający się scence
dorośli uśmiechali się domyślnie.
- 107 -
S
R
Gage mrugnął do dziewczynki i uśmiechnął się do Jennifer.
- A dlaczego nie? Poczuła, że policzki jej płoną.
- Gage, daj spokój.
Podszedł do niej bliżej, dzieci zapiszczały z uciechy. Kilku młodzieńców
zachęcało go, a kobiety ich uciszały.
- Nie rób tego - powiedziała ostrzegawczo.
Za pózno uświadomiła sobie, że nie powinna tego mówić. Przyjął to jak
wyzwanie. Zagarnął ją w ramiona, obrócił ku sobie.
- Nie rób tego? - powtórzył, naśladując jej głos i uśmiechając się szeroko.
Potem pochylił się ku niej.
Pocałunek zaskoczył ich oboje. Gdy wreszcie Gage oderwał od niej usta,
pragnęła tylko jednego: by to trwało nadal, by już zawsze być z nim.
Z jego oczu niczego nie mogła wyczytać. Wreszcie z wymuszonym
uśmiechem odsunął się od niej i popatrzył na zafascynowane dzieciaki.
- Gage, ja...
Potrząsnął głową. Widziała, że jest poruszony.
- Przepraszam - wyszeptał. - Niepotrzebnie się z tobą droczyłem.
Ogarnęło ją zwątpienie. Przecież tak właśnie powinno być, pomyślała.
Powinien się śmiać, żartować, cieszyć się życiem.
Oboje nie chcieli niczego na poważnie. Oboje się bali. Ona jego, on
kolejnego zawodu. A wszystko wskazuje, że nie mają innego wyboru. Nagle
uświadomiła sobie, jak łatwo może go pokochać. A może nawet już jest w nim
zakochana.
Nie, nie, nie. Nie może się w nim zakochać. Co z tego, że Gage ma złote
serce, że tak świetnie radzi sobie z tymi dziećmi? Co z tego, że ona mu się
podoba, Skoro nie potrafi, a może nie chce, przełamać swojej urazy i żalu do
Boga. A żaden związek tego nie przetrwa.
On wcale tego nie chce, to jasne. To dlatego tak zapiera siÄ™ przed
dotarciem na misję. Bo wie, że tam stanie twarzą w twarz z Bogiem, że naocznie
- 108 -
S
R
przekona się, że jego teoria jest nic niewarta, że Bóg z miłością pochyla się nad
każdą ludzką istotą. A ponieważ nie chce tego przyznać, ucieka. Jego firma na
pewno nie jest w aż tak złej kondycji, by zaszkodziła jej zerwana umowa z
Richardsonem.
Nie. Nie zakocha siÄ™ w nim. Nie ma szans.
- Chodz, pomożemy w przygotowaniach - zaproponowała, w skrytości
ducha marząc tylko o jednym: by znów, choć na mgnienie, ujrzeć go w tym
radosnym nastroju, w jakim był przed chwilą.
ROZDZIAA TRZYNASTY
Jennifer podeszła do zebranych na placu ludzi. Przygotowania do święta
zostały już zakończone: na rozłożystych stołach pyszniły się kukurydziane
tortille, fasola i platanos, pokrojone w ukośne kawałki i usmażone w dużej ilości
tłuszczu owoce podobne do bananów. Obok tego stosy świeżych owoców, woda
i napoje dla spragnionych.
Większość świętujących nie korzystała z nielicznych widelców; jedli,
nabierajÄ…c sobie jedzenie na tortille.
- Dowiedziałaś się czegoś na temat radia? - zapytał Gage, sięgając po
talerz. - Jak najszybciej musimy zacząć działać, wiesz przecież.
Jennifer klepnęła go po ręce.
- Chyba nie chcesz ściągnąć na nas kłopotów? - Nałożyła sobie potrawy
na talerz. - Martina jest narzeczoną pastora. Powiedziała, że powinien być z
powrotem za niespełna godzinę. Wtedy spróbujesz zadzwonić. Ale pozwól mu
nacieszyć się dzisiejszym świętem, nie nalegaj, by natychmiast wsiadał w sa-
mochód, by odwiezć nas na misję.
Gage mruknÄ…Å‚ coÅ› do siebie.
- 109 -
S
R
- Jenny, misja nie jest najszczęśliwszym miejscem. Boję się o nasze
bezpieczeństwo. Naprawdę byłoby lepiej najpierw pojechać do miasta. Stamtąd
skontaktujesz siÄ™ z misjonarzami, uzgodnisz dalszy plan. Poza tym dowiemy siÄ™,
jaka jest aktualnie sytuacja, co ewentualnie można zrobić.
Jennifer uśmiechnęła się tylko, podała mu talerz.
- Nałóż sobie tutejszych specjałów. Ale jeśli nie chcesz mieć problemów z
żołądkiem, jedz tylko obrane owoce. I nie pij surowej wody.
- Wiem - odparł. Wzruszyła ramionami.
- To dobrze. W takim razie bierz się za jedzenie. I uśmiechnij się, żeby nie
pomyśleli sobie, że ich święto cię nie bawi.
Westchnął, ale zaczął jeść z wyraznym apetytem. Jennifer przyglądała mu
się z uśmiechem.
Kończyła jedzenie, gdy rozległy się dzwięki orkiestry.
- Wiesz, jedna z kobiet powiedziała mi, że żołnierze często wpadają do
osady, by przyłączyć się do uroczystości - odezwała się do Gage'a. - Rebelianci
też tu pomieszkują. Jeśli w pobliżu nie ma żołnierzy, przychodzą odwiedzić
rodzinÄ™.
Gage przestał jeść.
- Kiedy się o tym dowiedziałaś? Jennifer uśmiechnęła się.
- W drodze do osady.
Zachmurzył się jeszcze bardziej, więc powiedziała szybko:
- Nie mówiłam ci, bo spodziewałam się, że tak właśnie zareagujesz.
Musimy robić dobrą minę, bawić się wraz z nimi, inaczej poczują się urażeni.
Chyba byś tego nie chciał? Poza tym, czy warto ryzykować ucieczkę, skoro
wkrótce sami nas odwiozą?
Milczał, jeszcze mocniej zmarszczył brwi.
Zbliżyło się do nich kilka kobiet, które z ożywieniem zaczęły rozprawiać
z Jennifer, podkreślając zadowolenie z obecności gości. Wykorzystując
dziewczynę jako tłumacza, włączyły w rozmowę Gage'a. Podeszło też kilku
- 110 -
S
R
mężczyzn. Chcieli dowiedzieć się czegoś o Stanach. Byli przekonani, że tam
wszyscy bez wyjątku są bardzo bogaci, a po pieniądze wystarczy się schylić.
Chociaż może rzeczywiście coś w tym jest, zastanowiła się Jennifer,
przypominając sobie dom Martiny, nie większy od sypialni w jej skromnym
mieszkaniu. A jej rodzina jest bardzo liczna, aż trzynaście osób.
W oddali spostrzegła Martinę i towarzyszącego jej młodego przystojnego
mężczyznę. Skinęli do niej. Jennifer dotknęła ramienia Gage'a.
- Już są - powiedziała, kiwając głową Martinie. Gage rozluznił się.
- Zwietnie. Chodz, może się czegoś dowiemy.
W zapadajÄ…cym zmroku przeszli przez plac, podeszli do Martiny i jej
przyszłego męża.
- Hola! Como esta? - Jennifer uśmiechnęła się i wskazała na Gage'a. -
Esto...
- Witam, seńorita Jennifer. Znam angielski.
- To wspaniale! - ucieszyła się dziewczyna. Gage wyciągnął dłoń na
powitanie.
- Nazywam się Gage Dalton. Czy Martina powiedziała, co się nam
przydarzyło?
- Si, seńor Gage. Przeżyliście katastrofę samolotu, a teraz tropi was
policja i rebelianci.
Pastor już się nie uśmiechał, miał poważną minę. Gage, równie poważny,
zerknÄ…Å‚ na Jennifer.
- Właśnie. Na nasze nieszczęście ktoś wykorzystał mój samolot do
przerzutu broni. Chcę jak najszybciej dostać się do Paulo i stamtąd
skontaktować się z Samem, moim wspólnikiem. Z pewnością bardzo się o nas
niepokoi, poza tym może coś wie.
Pastor przez chwilę milczał, jakby coś rozważał.
- Czy to człowiek godny zaufania? A jeśli to on załadował broń na
pokład?
- 111 -
S
R
Domyślała się, co czuje Gage, słysząc to pytanie, ale nie dał po sobie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl