[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie jest aż tak zle - stwierdził Vorkosigan. - Szykują się zmiany, o których jak
dotąd słyszała zaledwie garstka ludzi. Będzie więcej statków, więcej możliwości awansu.
- Zwyczajne plotki - rzucił lekceważąco Gottyan.
- A zatem nie wierzyłeś, że nie żyję? - naciskał Vorkosigan.
- Wręcz przeciwnie. Byłem tego pewien. Objąłem dowództwo. A tak przy okazji,
gdzie ukryłeś zapieczętowane rozkazy? Przewróciliśmy twoją kabinę do góry nogami, ale
nic nie znalezliśmy.
Vorkosigan uśmiechnął się cierpko i potrząsnął głową.
- Nie będę dodatkowo wodził cię na pokuszenie.
- Nieważne - ręka Gottyana nawet nie drgnęła. - A przedwczoraj ten
psychopatyczny idiota Bothari odwiedził mnie w kabinie i opowiedział, co się naprawdę
stało w obozie Betan. Zupełnie mnie zaskoczył. Sądziłem, że z radością poderżnąłby ci
gardło. Wróciliśmy więc, aby przeprowadzić naziemne ćwiczenia Byłem pewien, że
wcześniej czy pózniej zjawisz się tutaj. Spózniłeś się.
- Zatrzymały mnie pewne sprawy. - Vorkosigan poruszył się lekko, schodząc z linii
ognia Cordelii. - Gdzie jest teraz Bothari?
- Zamknięty w izolatce.
Kapitan skrzywił się.
- To tylko pogorszy sprawę. Zakładam, że nie zawiadomiłeś załogi o moim
cudownym ocaleniu?
- Nawet Radnov nie ma o tym pojęcia. Wciąż jeszcze uważa, że Bothari wypruł ci
flaki.
60
- Zadowolony z siebie, co?
- Jak kot, który złapał mysz. Z radością starłbym mu z twarzy ten uśmieszek przed
obliczem Rady, gdybyś tylko wykazał dość dobrej woli, by ulec jakiemuś wypadkowi.
Vorkosigan skrzywił się kwaśno.
- Mam wrażenie, że nie podjąłeś ostatecznej decyzji, co masz zrobić dalej.
Pamiętaj, nie jest jeszcze za pózno na zmianę kursu.
- Nigdy byś mi tego nie darował - odparł niepewnie Gottyan.
- Może kiedy byłem młodszy i sztywno trzymałem się zasad. Ale, prawdę mówiąc,
nieco męczy mnie zabijanie moich wrogów tylko po to, by dać im nauczkę. - Kapitan
uniósł głowę i spojrzał prosto w oczy Gottyanowi. - Jeśli chcesz, mogę dać ci słowo.
Wiesz, ile jest warte.
Porażacz zadrżał lekko w dłoni Gottyana, gdy oficer zmagał się z myślami.
Cordelia wstrzymując oddech ujrzała łzy w jego oczach. Nikt nie opłakuje żywych,
pomyślała, tylko umarłych; w tym momencie, choć Vorkosigan wciąż jeszcze wątpił, ona
wiedziała już, że Gottyan zamierza strzelić.
Uniosła paralizator, starannie wycelowała i wystrzeliła. Broń zahuczała cicho,
ładunek wystarczył jednak, by powalić Gottyana na kolana. Oficer obejrzał się zdumiony i
w tym samym momencie Vorkosigan skoczył na niego, wyrwał mu porażacz, odebrał łuk
plazmowy i wreszcie przewrócił na ziemię.
- Niech cię diabli! - wykrztusił na wpół sparaliżowany Gottyan. - Czy nikt cię nigdy
nie wymanewrował?
- Dlatego jeszcze żyję - Vorkosigan wzruszył ramionami i błyskawicznie
przeszukał oficera, konfiskując mu nóż oraz kilka innych przedmiotów. - Komu
wyznaczyłeś warty?
- Sensowi na północy, Koudelce na południu.
Kapitan zdjął pas Gottyana i skrępował mu ręce za plecami.
- Długo zastanawiałeś się nad tą odpowiedzią, co? - Odwróciwszy się do Cordelii
wyjaśnił: - Sens to jeden z ludzi Radnova, Koudelka - wręcz przeciwnie. Zupełnie jakbym
rzucał monetą.
61
- I to był twój przyjaciel? - Cordelia uniosła brwi. - Wygląda na to, że jedyna
różnica pomiędzy przyjaciółmi a wrogami to ta, jak długo rozmawiają z tobą, zanim
zaczną strzelać.
- Owszem - zgodził się Vorkosigan. - Z taką armią mógłbym zdobyć wszechświat,
gdybym tylko zdołał zmusić ich, aby wszyscy celowali w tym samym kierunku. Ponieważ
pani spodnie utrzymają się bez pomocy, komandorze Naismith, czy mógłbym poprosić o
pasek? - Związał nogi Gottyana, zakneblował go, po czym przez moment stał
niezdecydowany, spoglÄ…dajÄ…c to w jednÄ…, to w drugÄ… stronÄ™.
- Wszyscy Kreteńczycy to kłamcy - mruknęła Cordelia, po czym nieco głośniej
dodała: - Na północ czy na południe?
- InteresujÄ…ce pytanie. Jaka jest twoja opinia?
- Miałam kiedyś nauczyciela, który w ten sposób odwracał moje pytania.
Sądziłam, że to metoda sokratyczna i ogromnie mi to imponowało, póki nie odkryłam, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]