[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jeśli jeszcze szybciej zatrzepoczesz rzęsami, wylecisz
na orbitÄ™. Co ty widzisz w tym staruchu?
- To żaden staruch! - krzyknęła z oburzeniem
Donna, zwracajÄ…c siÄ™ do Callie o pomoc. - Nie jest
dużo starszy od ciebie, prawda? To znaczy, jest
bardziej... no wiesz, ale nie stary.
- Jest o sześć lat starszy ode mnie - przyznała
Callie z niczym nie usprawiedliwionÄ… satysfakcjÄ….
- W zeszłym miesiącu skończył trzydzieści łat.
- Trzydzieści? - przez sekundę Donna wydawała
się być załamana, po czym odzyskała humor. Nie
wygląda na tyle. Może to jeden z tych, co to nigdy
siÄ™ nie starzejÄ….
- Pewnie warknął Cory. - Raz tylko spojrzałem
na tego gościa i powiedziałem do siebie: oto facet, co
nigdy siÄ™ nie starzeje. Teraz wyglÄ…da na trzydziestkÄ™
i ręczę wam, że za pięć lat brat Callie nie będzie
wyglądał na więcej, niż trzydzieści pięć lat. Otrzezwiej.
"Eks-brat", niemal powiedziała Callie, lecz przypom
niała sobie, że przecież zmieniła zdanie. Westchnęła.
Zaczynała się w tym gubić.
- Chodzcie ~ wtrąciła, nim Donna zdołała za
protestować. Bierzmy się do pracy.
Cory przewiesił przez ramię swą kurtkę z czarnej
skóry.
- Nie przypuszczam, żebyś miała jeszcze te swoje
czekoladowe ciasteczka? - spytał z chłopięcym entuz
jazmem. - Były cholernie smaczne.
Na widok jego pełnego oczekiwania spojrzenia,
Callie uśmiechnęła się.
- SÄ… w kuchni.
- Czy myślisz, że zdążymy wypróbować nowy płyn
do trwałej? - wtrąciła piskliwie Donna, poprawiając
jaskrawÄ… fryzurÄ™. - Mama nie zawsze ma czas - wiesz,
przy jej pracy i w ogóle.
- Znajdziemy chwilę -zapewniła ją Callie.- A teraz
może byśmy zaczęli pracować?
Uzyskawszy ich zgodę, ruszyła do jadalni Czuła
się nieco winna, że postępuje wbrew instrukcjom
Juliana. Rzeczywiście nalegał, aby doprowadzić
wszystko do porzÄ…dku tak szybko, jak siÄ™ tylko da.
I zrobią to, na pewno, gdy tylko Callie uzna, że
naprawdę jest to możliwe.
- Na dzisiejszy dzień Brutus wybrał jadalnię
- poinformowała swych pomocników Callie. - Rzecz
jasna oznacza to znowu rozwalanie ścian.
- Zwietnie! - krzynął Cory, zacierając ręce. ~ Ma
sowe zniszczenia. Moje ulubione zajęcie,
- Nie wpadaj tylko w zbyt wielki entuzjazm -ostrze
gła go. - Pamiętaj, że to właśnie jest przyczyną twojej
obecności tutaj. Ten numerek ze sprayem w dokach
przepełnił czarę, przynajmniej jeśli chodzi o sędziego.
- Tak, racja - mruknÄ…Å‚ Cory pod nosem.
Callie przeniosła wzrok z jednego na drugie. W głosie
zadzwięczała tak obca jej naturze surowość.
- Nie zapominajcie, że tylko dlatego nie jesteście
w tej drwili w poprawczaku, bo Maudie zgodziła się
przyjąć odpowiedzialność za wasze przyszłe zachowa
nie. Oznacza to pracÄ™ tutaj albo policyjne schronisko
w Willow. Jeśli będziecie mieli szczęście, to może
sędzia zgodzi się, żebym zastąpiła Maudie. Ale najpierw
ja muszę się na to zgodzić. Więc starajcie mi się
dogodzić.
Cory błysnął pewnym siebie uśmieszkiem.
- Jeżeli dogadzanie ci ma oznaczać rozwalanie
ścian, to możesz na mnie liczyć!
Kilka godzin pózniej Donna wsunęła do kuchni
swą nastroszoną, różowo-floletową głowę. Trafiła
akurat na moment, gdy Callie nalewała lemoniadę do
trzech wysokich szklanek.
- Hej, Callie. Skończyliśmy z jadalnią. Chcesz
zobaczyć?
- Jasne. Aap szklankÄ™.
- Dzięki - Donna pociągnęła niewielki łyk. - Tym
razem naprawdę byliśmy ostrożni. Nawet posprzątaliś
my po sobie - z dumą otwarła drzwi
Callie rozejrzała się wokół. Zaimponowali jej.
- Wspaniale - stwierdziła, podając Cory'emu jego
szklankę. Ta dwójka wykonała fantastyczną robotę.
Po pierwsze, zerwali pokrywającą ściany paskudną
czarną boazerię. Następnie wyburzyli gipsowo-drew-
niane przepierzenie, pozostawiając jedynie słupy
wspornikowe. Wreszcie zebrali kawałki gipsu i listew
z podłogi, wypełniając nimi kilkanaście wielkich
plastikowych worków na śmieci. Otworzyli nawet
okna, żeby wywietrzyć pomieszczenie.
Na widok jej zadowolonej miny, Cory wyszczerzył
radośnie zęby.
- Wszystko zrobione poza wyniesieniem tego na
śmietnik. Postanowiliśmy pozostawić to dla ciebie.
Ostatecznie nie możesz oczekiwać, że sami zrobimy
wszystko, nie?
- Broń Boże! - zaśmiała się Callie.
- Myślisz, że twojemu bratu spodoba się nasza
dzisiejsza robota?- spytała gorączkowo Donna, Cory
wywrócił oczy i jęknął, niepomny ostrego spojrzenia
dziewczyny.
~ Julian będzie zachwycony - odpowiedziała z fał
szywym przekonaniem i po raz ostatni przyjrzała się
pokojowi.
Wciąż nie przestawało ją zdumiewać, jak wielką
różnicę w wyglądzie pomieszczenia stanowią ściany.
Bez nich jedynie słupy wspornikowe otaczały pokój
- one i starożytne przewody elektryczne, biegnące
pomiędzy drewnianymi belkami. Niesprawne prze-
wody - dodała w myśli. - Kiedyś trzeba będzie
je wszystkie wymienić. Na razie jednak..."
- Czy twój brat będzie mógł przyjść jutro i zacząć
zmieniać kable tu i w gabinecie? - Zerknęła na
Cory'ego.
- Nie może się już doczekać - Cory pozbierał
walające się po pokoju młotki i łomy i schował je do
skrzynki na narzędzia. - Mówi, że zgromadzi w ten
sposób świetne doświadczenie na przyszłość, kiedy
zostanie prawdziwym elektrykiem.
- To dobrze - Callie skinęła głową. - Powiedz mu,
żeby był wcześnie rano.
- Nie ma sprawy. Będzie o dziesiątej. A co masz
w planach dla nas, kiedy Ted zajmie siÄ™ elektrykÄ…?
- uśmiechnął się przekornie. - A może Brutus jeszcze
nie zadecydował?
Callie nie dała się sprowokować. Przywykła do
tego, że naśmiewano się z niej i Brutusa, lecz
w najmniejszym nawet stopniu nie zmieniło to jej
zdania o zdolnościach psa.
- Powiem wam jutro - oznajmiła pewnym głosem.
- Kto wie? Może zamiast ścian zaczniemy roznosić
podłogi?
A może Julian ją rozniesie.
Wyjęła z kieszeni ostatni liścik Maudie - ten, który
znalezli w jadalni - i odczytała go uważnie. Remont
przestanie być problemem, Kiedy Julian zobaczy
notatkę, zrozumie, że to jedyny logiczny sposób
odnalezienia testamentu. Julian doceniał logikę.
Rozumiał logikę.
ROZDZIAA CZWARTY
Reguła numer 6
Naucz się ograniczać straty do mini
mum - w przeciwnym razie szybko
zakończysz zabawę.
Nieco pózniej tego samego dnia zaglądała właśnie
do piekarnika, aby sprawdzić, jak wygląda ciasto,
przeznaczone na szkolnÄ… imprezÄ™.
- Tak, panie Fishbecker - mówiła do słuchawki,
jednocześnie zamykając piekarnik. Jeszcze parę minut.
- Też uważam, że pomnik pańskiego dziadka wygląda
odrobinę bnidnawo. Zgadzam się w zupełności. Coś
z tym trzeba zrobić.
Valerie podeszła do niej.
- Callie - wyszeptała nagląco. - To mnie obiecałaś
pomóc. Powiedz burmistrzowi, żeby kupił sobie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]