[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zniknęła.
Szorstki głos odezwał się przy mym uchu. - Chodz ze mną! - usłyszałem. Obca ręka
chwyciła moją, po czym zostałem pociągnięty przez ciemność czegoś, co szybko okazało się
wąskim korytarzem, gdyż nieustannie wpadałem na ściany z lewej i prawej strony.
Wznosząc się stopniowo, korytarz skręcił nagle gwałtownie pod kątem prostym i
zobaczyłem przed moim przewodnikiem narastającą jasność, do czasu aż kolejna zmiana
kierunku zaprowadziła nas na próg znakomicie oświetlonej komnaty. Wspaniały apartament,
prześliczne meble oraz dekoracje przewyższały skromne uprawnienia opisowe mojego
ojczystego języka. Chłód, kość słoniowa, kamienie szlachetne, wspaniałe drewno,
olśniewające tkaniny, niezwykłe futra i zadziwiająca architektura łączyły się ze sobą, aby
wpoić mojemu ziemskiemu wzrokowi obraz, o którym nigdy nie marzyłem śnić, a na środku
pokoju - w otoczeniu grupki Marsjan - stała trójka moich towarzyszy.
Przewodnik zaprowadził mnie do grupy, której członkowie zwrócili się w nasza
stronę, gdy wstąpiliśmy do komnaty, i zatrzymali się przed wysokim Barsoomianinem,
przyozdobionym w błyszczącą klejnotami uprząż.
- Książę - powiedział przewodnik. - Przybyłem na miejsce w ostatniej chwili. Co
więcej, gdy tylko otworzyłem drzwi do ogrodu, aby rozpocząć poszukiwania - tak jak mi
rozkazałeś - on znajdował się po przeciwległej stronie, a jeden z calotów był bliski
zakończenia jego żywota.
- Wspaniale! - zawołał ten, który został określony mianem księcia, a następnie zwrócił
się do Gora Hajusa: - To ten, mój przyjacielu, o którym mi opowiadałeś?
- To Vad Varo, który twierdzi, że pochodzi z planety Jasoom - odpowiedział Gor
Hajus, - A to, Vadzie Varo, jest Mu Tel, Książę z Domu Kan.
Ukłoniłem się, a książę podszedł i położył prawą rękę na mym lewym ramieniu w
prawdziwie barsoomiańskim geście zapoznania. Gdy zrobiłem podobnie, ceremonia została
zakończona. Nie było żadnego naiwnego miło cię poznać , jak się masz? lub to
przyjemność, że cię poznałem, zapewniam .
Na prośbę Mu Tela opowiedziałem pokrótce, co mnie spotkało w czasie pomiędzy
odłączeniem się od kompanów a momentem, gdy jeden z jego oficerów wyrwał mnie z
paszczy nadchodzącej katastrofy. Książę wydał polecenie, aby wszelkie ślady po
zamordowanym mężczyznie zostały usunięte przed świtem, ponieważ ich odkrycie
wzbudziłoby nowe podejrzenia jego wuja, Vobis Kana, Jeddaka Toonol - który wydaje się już
od dawna zazdrosny o wzrastającą popularność swojego bratanka, a także obawia się, że dąży
on do przejęcia tronu.
Działo się to póznym wieczorem, w trakcie jednej z tych wymyślnych kolacji, z
których słusznie słyną książęta z Barsoom, gdy Mu Tel - ułagodzony nieco przez rzadkie
roczniki, którymi raczył swoich gości - rozprawiał z mniejszą powściągliwością na temat
swojego wuja.
- Szlachta już od dawna jest zmęczona Vobis Kanem - powiedział. - Tak samo jak
ludzie. To tyran bez sumienia. Jest jednak naszym dziedzicznym władcą, dlatego też obawiają
się zmiany. Jesteśmy praktycznymi ludzmi, trochę pod wpływem sentymentów. Jednak
wystarczy ich, aby masy nadal były wierne swojemu Jeddakowi, nawet jeśli przestał on już
dawno zasługiwać na ich lojalność - a strach przed gniewem ludności sprawia, że szlachta
pozostaje bierna. Istnieje również naturalne podejrzenie, iż następny Jeddak w kolejce do
sukcesji byłby nie mniej despotyczny niż Vobis Kan. Dodatkowo, jeśli byłby młody, taki
osobnik mógłby aktywniej oddawać się okrutnym i nikczemnym praktykom.
- Ja sam bez wahania zniszczyłbym mego wuja i przejął jego tron, gdybym był pewien
wsparcia armii. Z wojownikami Vobis Kana za moimi plecami mógłbym przywrócić ład w
Toonol. To z tego powodu już dawno temu zaoferowałem swoją przyjazń Gorowi Hajusowi.
Nie dlatego, iż mógłby on zamordować mego wuja, ale przez to, że jeśli ja wygrałbym z nim
w uczciwej walce, to Gor Hajus mógłby mi pomóc zdobyć lojalność wojowników Jeddaka -
ponieważ wielka jest popularność Gora Hajusa wśród żołnierzy, którzy zawsze patrzyli na
tego wielkiego wojownika z szacunkiem oraz oddaniem. Oferowałem mu wysoką pozycję w
administracji Toonol, jeśli przystałby do mnie - jednak on stwierdził, że najpierw musi
wypełnić swoje zobowiązania względem ciebie, Vadzie Varo. Wspierając waszą przygodę,
poprosił mnie, abym udzielił ci każdej możliwej pomocy. Oferuję ją chętnie, z czysto
praktycznych pobudek, ponieważ twój wczesny sukces przyspieszy mój. Dlatego proponuję
oddanie w twe ręce niezawodnego statku powietrznego, który zabierze ciebie i twoich
kompanów do Phundahl.
Ofertę tę naturalnie zaakceptowałem, po czym poczęliśmy omawiać plany związane z
wylotem, który ostatecznie przewidzieliśmy na początek kolejnej nocy - na czas, gdy niebo
będzie wolne od księżyców. Po krótkiej dyskusji związanej z ekwipunkiem otrzymaliśmy - na
moja prośbę - możliwość odpoczynku, ponieważ nie spałem już ponad trzydzieści sześć
godzin, a moi kompani od dwudziestu czterech.
Niewolnicy zaprowadzili nas do apartamentów sypialnych, które były luksusowo
urządzone, i przygotowali wspaniałe jedwabne pościele i futra dla naszej wygody.
Gdy odeszli, Gor Hajus dotknął przycisku, a pokój szybko wzniósł się po metalowych
trzonach na wysokość dwunastu lub piętnastu metrów. Następnie automatycznie rozpostarła
się nad nami siatka, dzięki czemu mięliśmy zapewnioną bezpieczną noc.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]