[ Pobierz całość w formacie PDF ]

palców?, następnie umieścił pakunek w wewnętrznej kieszeni, wsiadł do taksówki i zażądał,
by zawieziono go do  Restauracji i Winiarni Markveien", na samym końcu Griinerlokka.
Z niedowierzaniem wpatrywał się w talerz: pierś głuszca była krucha, różowa, idealnie
wypieczona, ale co było nie tak z sosem? Podniósł talerzyk deserowy i znów go spróbował;
wlał do ust odrobinę ciemnobrązowego, gęstego płynu, zamknął oczy i przełknął, jednym
gwałtownym i precyzyjnym ruchem napiął mięśnie szyi, tak by część sosu trafiła do komory
poniżej nosa; poczuł łaskotanie i pieczenie, tak jakby miał za chwilę kichnąć, kontrolował
jednak cały proces w stu procentach. Otworzył następnie szeroko oczy, przełknął i krzyknął:
* Daliście mi w tym sosie, do diabła, cynamon!
Przywołał do siebie kelnera, który z kolei zmuszony został przywołać szefa kuchni;
mężczyzna, ku nieukrywanemu zdumieniu pozostałych gości, został surowo pouczony na
okoliczność przyrządzania sosów do ptactwa leśnego; czy kucharz nie wie, że głuszce żywią
się głównie szpilkami drzew iglastych? Czyż ich mięso nie ma szczególnego posmaku z
uwagi na tę właśnie dietę? Co niby robi cynamon w sosie do głuszca? Wschodnia przyprawa
do norweskiej dziczyzny? To niesłychane złamanie smaku, które absolutnie nie powinno mieć
miejsca, czy kucharz to rozumie?
Kucharz zrozumiał i pokornie powrócił do swoich obowiązków.
Po tym jak najbardziej słusznym wybuchu Skarphedin siedział już spokojnie, popijając wino,
pysznego burgunda, Savigny*les*Beaune 1983, Leroy.
Gdy zaczynała się już zbliżać dwunasta, do głowy przyszedł mu nowy pomysł: właśnie
wkładał do ust kęs migdałowego ciasta, które popijał specjalnie parzoną kawą, gdy nagle
zatrzymał się i odłożył widelczyk.
Gry komputerowe. W mieszkaniu Rolfa Knorra znaleziono zamknięty karton z dyskietkami;
bardzo skomplikowane gry komputerowe, co numizmatyk miałby z nimi robić? Przecież z
nich nie korzystał? W całym mieszkaniu nie odnaleziono ani jednej używanej gry
komputerowej; czyżby Knorr chciał znalezć sobie nowe hobby? Raczej nie, gry nie miały
wiele wspólnego z kolekcjonowaniem monet, ale kulturystyka? Występuje tu wyrazna
dysharmo*nia, pomyślał Skarphedin, coś się nie zgadza w rysie psychologicznym Rolfa
Knorra; gry komputerowe i kulturystyka pasowały do Rolfa Knorra zupełnie jak cynamon do
mięsa głuszca, zrozumiał to natychmiast.
Rozległ się dyskretny dzwonek telefonu.
* Tak, z tej strony OLsen * odebrał.
* Mówi Peder. Przeszukaliśmy kontener na śmieci na przystani
Grenli. Jest tam tylko jeden, za to pełen śmieci. * Ungbeldt przerwał zdawanie raportu.
* Zmieci? * Skarphedin zmrużył oczy, zmarszczył czoło, próbując przyjrzeć się dokładnie
wnętrzu prawie już opustoszałego lokalu.
* Tak, to znaczy znalezliśmy w nim BJornsona. * Głos Ung*beldta brzmiał dziwnie wesoło.
* Znalezliście Bjornsona? W jakim stanie, jeśli mogę...* Podniósł się z krzesła.
* Spokojnie, Olsen. Znalezliśmy Bjornsona. Bjornstjerne Bjornsona, książkę, Radosny
chłopiec, nie wiem, czy kojarzysz. (* Bjornstjerne Bjornson (1832*1910) * norweski pisarz,
laureat Literackiej Nagrody Nobla z 1903 roku (przyp tłum.))
Skarphedin oniemiał. Opadł z powrotem na krzesło. Radosny chłopiec. Właśnie.
* Jasna cholera * wymamrotał.
* Właśnie * ciągnął Ungbeldt. * Gdzie teraz jesteś?
* Na Griinerlokka.  Restauracja i Winiarnia Markveien", nie wiem, czy kojarzysz. * Spojrzał
obojętnie na słuchawkę telefonu.
* Nie ruszaj się z miejsca, jesteśmy w pobliżu, przyjedziemy za pięć minut i damy ci książkę.
Książkę. Książkę. Skarphedin poprosił o kieliszek koniaku i do*lewkę kawy. Od tej sprawy
zaczynał mu się naprawdę przegrzewać mózg; ktoś prowadził grę z policją, z Centralą Policji
Kryminalnej, z nim * była to gra dość makabryczna, w grę wchodziły na razie pozbawione
głowy zwłoki, ich kolegi, policjanta * zaczynał zauważać coraz więcej interesujących
szczegółów, proces dedukcji nabierał rozpędu. Element, zródło, przyczyna, działanie,
psychiczny i fizyczny wszechświat zmienia się odrobinę, dla większości zupełnie
niezauważalnie, ale nie dla Skarphedina Olsena, on sam się zmienia, płynący przez niego
strumień elektronów odwraca niektóre ładunki, widma pozytronów z najdalszych zakątków
kosmosu mają na wszystko wpływ, także na tę sprawę, kim on właściwie jest? Czy pozostaje
wciąż detektywem Skarphedinem Olsenem, który najedzony i zadowolony siedzi w
restauracji, czekając na swojego kolegę?
Rozparł się na krześle i uśmiechnął.
* Radosny chłopiec.
Książka była stara i zniszczona, raczej nie było to jednak pierwsze wydanie, Skarphedin
stwierdził ten fakt, gdy tylko Ungbeldt położył książkę, która została owinięta w plastik,
odciski palców?, na jego stoliku, po czym sam przy nim usiadł; co to mogło oznaczać? Dwaj
detektywi prowadzili przez chwilę rozmowę ściszonymi głosami; Ungbeldt miał pełne ręce
roboty, to na nim spoczywała odpowiedzialność za prowadzone w nocy dochodzenie.
* Liczba 68 * zaczął Ungbeldt. * Nie ma jej na żadnym budynku w tamtej okolicy.
* Nie. * Skarphedin skinął głową w zamyśleniu.
Odwinął ostrożnie książkę z plastiku i odnalazł stronę 68. W mniej więcej połowie strony ktoś
podkreślił część tekstu: dwie lub trzy linijki. Skarphedin przeczytał głośno, powoli i
wyraznie:
 Krawiec i szewc siedzieli w pokoju, matka piekła w kuchni, ojciec pracował nad trumną". *
Podniósł wzrok, zamknął oczy i powtórzył to zdanie raz jeszcze.
Ungbeldt słuchał.
* Rozdział siódmy, Peder, w którym Oyvind, radosny chłopiec, przygotowuje się do
konformacji i rozpoczęcia nauki na akademii rolniczej, dobrze to znasz, o ile pamiętasz lekcje
ze szkoły. Ojciec pracuje nad trumną. * Skarphedin położył nacisk na to ostatnie słowo.
Obaj siedzieli jeszcze przez chwilę, patrząc po sobie.
Gdy przyszedł rachunek, Ungbeldta już nie było.
Książka miała zostać odesłana do laboratorium.
Poprosił taksówkarza, by zatrzymał się w pobliżu przystanku na Skoyen. Skarphedin
potrzebował świeżego powietrza, dlatego postanowił, że przespaceruje się kawałek do domu, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl