[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pięćdziesięciotonowy taran wstrząsnął drewnianą konstrukcją. Słupy podtrzymujące trzasnęły i budynek przechylił się, ale nie
zwalił. Opierał się na jednym tylko wsporniku, ciągle jeszcze stojąc pionowo. Mark leżał oszołomiony na podłodze. Czekał. O,
Boże! Niech to się wreszcie skończy i to szybko!
Wieża zaczęła się rozpadać, pojedyncze elementy uderzały w stoiące na dole kraby.
KLIK-KLIK-KLIK.
Spadające drewno rozwścieczało bestie jeszcze bardziej. Grube deski pękały w olbrzymich szczypcach jak zapałki. Mark
wyleciał jak z katapulty. Przekoziołkował. Nie mógł oddychać, próbował chwytać powietrze to nosem, to ustami. %7łołądek
podszedł mu do gardła, zupełnie tak samo jak kiedyś, gdy jezdził uwięziony w szybkiej windzie.
Zamknął oczy, napiął mięśnie. Wiedział, że za chwilę uderzy o ziemię. I to bardzo mocno! Domek obserwatorium spadł ze
szczytu wieży i rozleciał się dopiero, uderzając o ziemię.
Krabie skorupy działały jak pancerz - duże kawałki drewna odbijały się od nich. Mark Sand nagle zdał
48
krabów i zsunął się po skorupie. Wiedział, że nie ma już nóg. Za nic nie chciał patrzeć na krwawe kikuty. Wielkie szczypce
chwyciły go za ramię i odciągnęły w tył. O, Boże! Smród był nie do zniesienia. Ostry, gryzący odór gnijącego cielska. Mark
prawie nie mógł oddychać, myślał, że zwymiotuje.
Znowu go dorwały. Dwa z nich rzuciły się na niego, chwyciły za ramiona i zaczęły ciągnąć każdy w swoją stronę. Ciało Marka
Sanda napięło się. Potężna siła rozdarła mięśnie, ścięgna i stawy. Mark zachowywał świadomość, jeszcze żył, był torturowany
i masakrowany bez szansy na ratunek czy ucieczkę. Potwornie krzyczał.
Wreszcie go puściły. Potoczył się po zalanej krwią ziemi. Bezręki, beznogi, ociekający krwią korpus. O to właśnie im chodziło.
Szczypce chwyciły go teraz za wystające żebra przecinając je powoli. Miał wrażenie, że tonie. To okropne uczucie
spowodowane było rzeczywiście zanurzaniem się w szkarłatnym, pochodzącym z jego własnego ciała płynie. Krztusił się nim,
pluł. Strumień krwistych wymiocin poleciał prosto w gębę najbliższego skorupiaka. Mark zaśmiał się i wypluł jeszcze więcej
krwi, kiedy tamten sycząc zaczął się wycofywać. - Wez jeszcze i to, ty pieprzony wielki skurwysynu!
Nie mógł dłużej wytrzymać. %7łycie szybko uciekało ze zmasakrowanego ciała. Kraby pochłaniały delikatne, porozdzierane
mięso. Potwory zapomniały zupełnie o uformowaniu się w karne oddziały bijąc się jeszcze o ostatnie ochłapy. Wreszcie uczta
się skończyła. Pozostałości zmyła woda. Kraby ruszyły w
50
powolnym marszu w głąb błotnistego terenu. Były wyczerpane, nie ustawiły się w szyku, szły jak zdezorientowane, zagubione
stado krów. Kilka krabów zawróciło w kierunku morza, a reszta niechętnie powlokła się pod prąd Severny.
- Mój Boże! - Głos Grisedale'a drżał, kiedy przypinał kolejną kolorową pinezkę do wielkiej ściennej mapy w tymczasowym
sztabie przy Sutton Bridge. - Slimbridge zniszczone. Kilka krabów widziano już przy Severn. Co się do cholery, dzieje?
- Tworzy nam się pewien schemat - odpowiedział CliffDavenport. - Nasza teoria staje się rzeczywistością. Kraby dostają się w
głąb lądu przez główne rzeki. W środkowej części kraju wcale nie jest już bezpiecznie. Oczywiście wiemy, że wszystkie są
zarażone i za jakiś czas padną. Są jednak na tyle wielkie i silne, że mogą żyć w niesłonej wodzie o wiele dłużej niż zwyczajne
kraby. Najpierw Wash, potem Nene, Barmouth, Wyspa Muszli, Kanał Bristol. Gdzie nastąpi kolejne uderzenie?
Gdzie? To pytanie stawiał sobie w tym pokoju każdy członek specjalnej grupy.
- Nie ma sensu, żebyśmy zostawali tutaj - kontynuował Davenport. - Sztab umieszczony gdzieś na południu byłby lepszy.
- Na przykład Londyn?
- Na przykład - zgodził się profesor i przypomniał sobie obietnicę daną Pat. - Jak wiecie mój dom to w zasadzie laboratorium, w
którym od lat pracuję nad krabami. Chciałbym tam przenieść nasze centrum obserwacyjne.
51
- To niezły pomysł. - Przedstawiciel Ministerstwa Spraw Wojskowych znowu spojrzał na mapę. - Teraz musimy zwrócić
szczególną uwagę na rzeki i ujścia...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]