[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nej kanapie, z nogami ułożonymi na jedwabnych podusz-
kach, spowita w spływające kaskadami jedwabiu zielone
szaty. Po przeciwnej stronie na podobnej kanapie spoczywa-
ła, półleżąc, Rebeka. Z odrzuconymi włosami, półprzy-
mkniętymi oczami i rękami rozpostartymi na leżących wo-
kół poduszkach wyglądała jak szmaciana lalka. Miała na so-
bie jasnoniebieską szatę ze wspaniałym haftem wokół szyi
i przy długich rękawach. Jej nagie stopy wystawały poza mebel.
- Wejdz - zaszczebiotała Madame, obejmując dłońmi fi-
liżankę z herbatą, którą trzymała na kolanach. - Chcę, żebyś
zabrał stąd pannę Brown. Mam jej dość.
Mimo prób zachowania spokoju, Kash niemal podbiegł
S
R
do Rebeki. Miała przygasły wzrok, ale wciąż była dostatecz-
nie przytomna, by umieć okazać niezadowolenie z powodu
tego, co się jej przydarzyło. Wyglądała żałośnie, jakby wy-
piła za dużo i wbrew sobie zaczęła czerpać ze swego stanu
odrobinę przyjemności. Rozszerzone zrenice jej błękitnych
oczu przywodziły Santellemu na myśl ciemne oczy zranio-
nej sarny.
- Miło cię widzieć - powiedziała miękko i niewyraznie,
wzdychając przy tym i zatapiając w mężczyznie spojrzenie,
jakby słowo  miło" było niewystarczające.
Kiedy odwracał się, żeby stanąć twarzą w twarz z Mada-
me, kipiała w nim wściekłość. Wiedział jednak, że nie wol-
no mu okazać gniewu, bowiem tajlandzkie zasady stosun-
ków służbowych wymuszały uprzejmość aż do przesady.
Nawet najłagodniejszy wyrzut mógł być uznany za śmiertel-
ną zniewagę. Obrazić Madame oznaczało zostać natych-
miast wyrzuconym, a to pociągnęłoby za sobą oderwanie go
od Rebeki.
Tak więc ugryzł się mocno w język, złożył przed sobą rę-
ce i wykonał przed Madame najbardziej uniżone wai, jakie
tylko potrafił.
- Jako reprezentant interesów rodziny w sprawie panny
Brown powinienem wiedzieć, co się tu dziś zdarzyło.
Madame Piathip pokiwała z namaszczeniem głową.
- Do jutra jej przejdzie. Po prostu dodałam jej do herbaty
trochę opium, żeby ją trochę uspokoić. Cudzoziemcy są zbyt
ruchliwi. Ona jest taka wielka i pełna energii, że się jej boję.
Chciałam usłyszeć, co powie, kiedy będzie cicha i łagodna.
Myślałam, że może czegoś się dowiem.
- I czego się pani dowiedziała, Madame?
Madame Piathip westchnęła.
- Niczego. Mówiła tylko o Iowa i rysunkach.-Jak na cu-
dzoziemkę jest bardzo rozgarnięta. Ale czy mógłbyś ją już
wynieść? Zmęczyła mnie, a ona sama się nie ruszy. - Wy-
czerpana i rozżalona spojrzała w stronę Rebeki z ukosa i po-
wiedziała zrzędliwie: - Nie sądzę, żeby była w stanie iść
o własnych siłach.
Kash skłonił się natychmiast.
S
R
- Z największą przyjemnością uwolnię panią od niej.
Dobrej nocy, Madame.
- Dobranoc.
Pochylił się i wziął Rebekę na ręce. Zdołała jakoś objąć
go za szyję, ale głowa opadła jej bezwładnie na ramię męż-
czyzny. Widząc tę bezradność i słysząc cichutki pomruk za-
dowolenia, niemal odchodził od zmysłów, przejęty czułą
troską. Był pewien, że fizycznie było z Rebeką wszystko
w porządku, ale obawiał się, że mogła nie być przygotowana
psychicznie na takie przejścia. Po raz pierwszy i prawdopo-
dobnie ostatni w życiu była zwyczajnie naćpana.
- Fałszywa, podstępna starucha - wymamrotała do Ma-
dame Piathip z pijackim uśmiechem i podniosła jedną rękę
do brody. Po sekundzie Kash uświadomił sobie, że było to
połowiczne wai.
- Och, zabierz ją stąd! - przykazała Madame płaczli-
wym tonem, potrząsając małą siwą głową.
Kash szybko opuścił apartament pani domu i gdy tylko
znalazł się w korytarzu, przystanął na chwilę, żeby pocało-
wać Rebekę ostrożnie w usta.
- Nie martw siÄ™, jesteÅ› bezpieczna. ZajmÄ™ siÄ™ tobÄ….
Uśmiechnęła się i popatrzyła mu w oczy mętnym wzro-
kiem.
- Wiem.
Jej łóżko w pokoju na dole skąpane było w prostokącie
księżycowej poświaty, docierając tu przez małe okienko wy-
soko w murze. Kash położył Rebekę i wyciągnął spod niej
jedwabne narzuty.
- Nie odchodz - powiedziała tęsknie i usiadła chwiejnie,
podciągając kolana. Położyła głowę na rękach i spojrzała na
niego ze łzami w oczach. - Nie mogę sobie przypomnieć,
jak się nazywają postacie z moich komiksów. To mnie nie-
pokoi.
Kash ukląkł na łóżku i ujął jej twarz w dłonie. Przechyli-
wszy ją w stronę księżycowej poświaty, wstrzymał oddech,
podziwiając nieziemską urodę tego oblicza, i zapłonął pożą-
daniem, do którego nie mógł się przyznać.
S
R
- Dostałaś narkotyk - wyszeptał. - Nie próbuj więc za-
stanawiać się teraz nad sensem czegokolwiek.
Jakby trochę oprzytomniała i popatrzyła na Kasha spo-
kojniej.
- Tak właśnie się czuję zawsze, kiedy jestem przy tobie.
Zachichotał. Cieszyło go, że ma ją w tym zacisznym
miejscu tylko dla siebie i może roztoczyć nad nią opiekę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl