[ Pobierz całość w formacie PDF ]

-Brr! Ale zimno!
Nałożył szybko buty i natychmiast zerwał się z ziemi.
-Idę do samolotu po kurtkę. A ty, jeśli chcesz poszukać sobie
jakiegoś ustronnego miejsca, możesz iść za te głazy. %7łmije
powinny jeszcze spać, ale lepiej uważaj.
61
Sunny, z duszÄ… na ramieniu, wiedziona jednak bardzo pilnÄ…
potrzebą, na chwilę znikła za szarą kamienną ścianą, po czym z
ulgą powróciła do skromnego obozowiska i zajęła się poranną
toaletą. Przetarła twarz i ręce chusteczką higieniczną, umyła
zęby i wyszczotkowała włosy. Te drobne zabiegi dawały jej
poczucie przynależności od istot ucywilizowanych, mało tego,
zdolnych do zmagania się z przeciwnościami losu.
Odświeżona i pełna optymizmu, z ciekawością rozejrzała się
dookoła. No cóż, rzeczywiście wpadli do dołka. Sporego, bo w
miejscu, gdzie stał samolot, kanion musiał mieć co najmniej
pięćdziesiąt metrów szerokości. Dalej kanion rozszerzał się i w
pewnym momencie skręcał w lewo. Piaszczyste koryto
strumienia było jedynym miejscem, gdzie samolot mógł
wylądować bezpiecznie. Bo poza tym korytem całe dno
kanionu było nierówne, pełne dołów, zasypane kamieniami
różnej wielkości. Z lewej i prawej strony skaliste nierówne
ściany, poorane przez deszcz. 1 skały, i ziemia były jednego
koloru. Czerwień, we wszystkich swoich odcieniach, od
rdzawego, poprzez cynobrowy, aż po różowy, bardzo jasny,
niemal piaskowy. Gdzieniegdzie, z rzadka, rosły krzewy, ale
ich zieleń była wypalona słońcem, niemal srebrzysta.
I cisza, niczym nie zmącona. Nie słychać śpiewu ptaków,
cichutkiego bzykania owadów, nic się nie ruszało, nic nie
szeleściło. Jakby w tym gigantycznym dole, oprócz Sunny i
Chance'a, nie było żadnych żywych istot.
Schowała zziębnięte ręce do kieszeni kardigana i wolnym
krokiem podeszła do samolotu. Chance, zaaferowany, grzebał
dalej w silniku.
-Chance? Chcesz coś zjeść?
-Co? Nie, dziękuję - odparł z krzywym uśmiechem. - Sunny,
nie obraz się, ale sama wiesz, że twoje batoniki smakują jak
siano.
Podeszła bliżej i z ciekawością zerknęła do wnętrza nieznanej
jej maszyny.
-Ja też nie zjadłam ani jednego  wyznała szczerze. - Są
obrzydliwe.
62
Postała jeszcze chwilę, z każdą sekundą czując się osobą
coraz bardziej niepożądaną. Każdy mężczyzna, pochłonięty
młotkiem czy śrubkami, staje się dziwnie odporny na wszelkie
bodzce zewnętrzne.
Dla porządku jednak spytała:
-Może ci w czymś pomóc?
- Nie - mruknął, nie odrywając oczu od wnętrzności swego
samolotu. - Sprawdzam teraz przewody, to trochÄ™ potrwa.
-To może ja się przejdę.
-Dobra. Ale nie odchodz za daleko. W razie czego chcÄ™ ciÄ™
usłyszeć.
Robiło się coraz cieplej. Słońce przygrzewało już nielicho.
Sunny szła przed siebie, uważnie patrząc pod nogi. Boże! Ona
nawet nie mogła sobie pozwolić na to, żeby skręcić nogę. Dla
niej mogła być to kwestia życia i śmierci, ona zawsze musiała
być gotowa do ucieczki. Ale może... Spojrzała w górę, na
błękitne niebo, wciągnęła głęboko w płuca suche pustynne
powietrze. Może pewnego dnia będzie inaczej, może będzie
mogła pozwolić sobie na ten luksus i, jak każdy zwykły
śmiertelnik, skręcić sobie nogę w kostce. Trzeba wierzyć i nie
wpadać w melancholię. To była jej recepta. Poczucie humoru
zapewnia zdrowie psychiczne. A to życie jest takie niewesołe i
samotne. Ileż to już lat Sunny nie widziała swojej siostry?
Mieszkają przecież osobno, bo tak jest bezpieczniej, bo ten, kto
szuka, szuka dwóch sióstr. Sunny nie miała pojęcia, gdzie
mieszka Margreta, nie znała nawet jej numeru telefonu. To
Margreta dzwoniła do Sunny na komórkę, raz w tygodniu, o
umówionej godzinie. Dawała znak, że żyje, i była szczęśliwa,
że Sunny odebrała telefon.
Margreta ma dzwonić za cztery dni. Jeśli Sunny nie odbierze
telefonu, Margreta oszaleje z niepokoju, przekonana, że Sunny
schwytano. Zmuszona będzie opuścić miejsce, w którym
dotychczas udawało jej się przeżyć bezpiecznie. I kto wie, co
dalej zrobi Margreta... Czy chore serce siostry nie podpowie jej
jakiegoś głupstwa, każe zapomnieć o własnej bezsilności i
szukać bezsensownej zemsty...
63
Jeszcze cztery dni. I o wszystkim, do diabła, decyduje kilka
głupich przewodów, którym zachciało się zatkać.
64
ROZDZIAA SZÓSTY
Sunny, pomna przestróg Chance'a, nie odchodziła zbyt
daleko. Do oglądania było zresztą niewiele, tylko piach,
kamienie i umęczone słońcem krzaki. Robiło się coraz cieplej i
niektórzy mieszkańcy kanionu zaczęli dawać oznaki życia.
Obok Sunny przemknęła szybciutko brązowa jaszczurka,
kryjąc się w szczelinie skalnej. Potem jakiś ptak, którego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl