[ Pobierz całość w formacie PDF ]
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
93
wyższego uwielbienia i najtkliwszej podzięki rozświecał promień jej
zrenicy. Zgadywałem, przeczuwałem to spojrzenie serce mi się wy-
darło ku niemu, pół życia uciekło ze mnie i wstąpiło w pierś młodzień-
ca na obrazie i miałem taką chwilę, jakiej z was żaden podobno mieć
nie będzie wyście marzyli, kochali, pragnęli, otrzymali, używali jed-
ną biedną duszą waszą, jednym waszym nędznym ciałem, jam miał
dwie dusze, dwa ciała, dwa szczęścia, ja w obrazie drżałem pod jej
pieszczotą, piłem jasność jej zrenicy, dumny byłem radością jej, wielki
byłem miłością jej a poza obrazem tkwiła we mnie pewność nieza-
chwiana, spokojność rozumna, bo taka kobieta żyła przecież, a choć
martwa, choć inna, to mnie do piersi zstąpiło tyle wiary we wszelką
dobrego możliwość, tyle marzeń i nadziei, że ja, co tak ukochałem,
czułem, iż mogłem stworzyć miłość w niej, mogłem wstąpić choćby do
piekieł, zbawić choćby szatana obraz mi wszystko przyrzekał, obraz
mi wszystkiego dotrzymywał.
Wtem Bazyli wszedł do pokoju, kiwał głową i ręce zacierał.
A co? rzekł czy panicz wiedział o tym, ci śliczni państwo
wczoraj do nas póznym wieczorem zjechali i cóż? Panicz się o nic
więcej nie pyta?
Prawda była, ja o nic nie pytałem, obraz już mi zdawał się koniecz-
nością mojego życia.
Jest i list przecie dodał Bazyli zniecierpliwiony trochę list i
paka okazją się tu dostały.
List? powtórzyłem drżącym głosem, a serce zaczęło mi bić
gwałtownie, a z duszy, w uroku szczęścia zawisłej, wydobyła się nagle
niczym na pozór nieusprawiedliwiona niespokojność i trwoga, co mi w
piersiach oddech tamowała. Chciałem sobie przypomnieć, czego ja się
to lękać mogę? zrobiłem wielkie wysilenie, od terazniejszości ode-
rwałem pamięć moją i cofnąłem ją w przeszłość, ale pamięć dochowała
mi tylko śladu jakiegoś przykrego wrażenia, jakiejś grozby niepewnej.
Wszystko to zaledwie tyle czasu trwało, ile go potrzeba było Bazylemu
do przejścia przez pokój, wyjęcia zachowanego między książki listu i
podania mi na koniec; widzę jeszcze poczciwie radosny uśmiech jego
w tej chwili, gdy mi świecił przed oczyma znajomym podpisem co
prędzej wziąłem, rozdarłem kopertę i pamięć mi wróciła, i przypomnia-
łem sobie wszystko, bo oczy moje padły na te wyrazy ręką Ludwinki
skreślone:
Miałeś brata Cypriana .
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
94
Co się potem ze mną stało, nic a nic nie wiem. Dobra to rzecz takie
upadki nagłe i niespodziewane, z obłoków prosto w studnię. Organizm
natury nie może im wydążyć, robi małą synkopę, a czas idzie sobie,
jako szedł, i policzony nam jest w życie według zegarka i według ka-
lendarza.
Kiedy moja synkopa ówczesna wartość swoją przetrwała już, a na
klawisze pamięci kiedy los, ten fantastyczny wirtuoz, przyłożył swoje
diabelskimi pazurami zakończone palce, była to noc właśnie jak dziś
jeszcze widzę i przypominam sobie wszystko. Lampka musiała gdzieś
stać na ziemi, w głowach mojego łóżka, gdyż światło jakieś migotało
po pokoju, a nie mogłem wytłumaczyć sobie, skąd się wzięło, lecz
wkrótce wyobraziłem sobie, że bez wątpienia w podłodze deska jakaś
ciÄ…gle siÄ™ unosi i spuszcza, a spod tej deski wydobywa taka ciecz po-
wietrzna, jasna i w rozmaitym stopniu wszystkie przedmioty zalewajÄ…-
ca; przyznam się, że mnie też bardzo ucieszył mój dowcip w wynale-
zieniu tak prostej przyczyny. Rozpatrywałem się potem coraz lepiej i
zobaczyłem przy nogach moich na stołku jak na łódce chwiejącą się
postać starej kobiety, która zupełnie do miary z wznoszeniem i opada-
niem światła wznosiła i opuszczała głowę swoją; obok niej stał nieru-
chomy jakiś zwierz na czterech cienkich nogach, z białym łbem w
środku ciała. Ten zwierz przycichłym głosem ciągle mówił: tak, tak,
tak. Naprzeciw mnie zaś, niezupełnie naprzeciw mnie, ale nade mną,
nad kobietą i nad zwierzem wyjęto kawał ściany w tę stronę jasnej
cieczy najwięcej płynęło, wyraznie więc ujrzałem rozwarty pokój prze-
pyszny, rozłożone najbogatsze wezgłowia, a na nich siedzącą Aspazję
w białej greckiej tunice, u ramion dwiema kameami spiętej. Zawstydzi-
łem się okropnie, że ja tak blisko nie ubrany leżę chciałem wstać, ale
stara kobieta okropnie głową zatrzęsła, przestraszyłem się, bo myśla-
łem, że krzyknie na mnie, a gdyby krzyknęła, to by pewnie Aspazja,
dotąd w głębi swej komnaty czym innym zajęta, wstała i przyszła zo-
baczyć, co się dzieje, i zobaczyła mnie, mnie w koszuli, z jakąś chustką
na głowie, pod flanelową kołdrą. Nie, tej myśli przenieść na siebie nie
mogłem, ogarniał mnie zaraz taki przestrach, czułem się tak zhańbiony,
że aż wszystkie poty biły na mnie, przyległem więc cichuteńko, a stara
baba zaczęła mi z wolna głową potakiwać, a zwierz jej potakiwał na-
wzajem, a ja tymczasem przemyśliwałem tylko, co by to zrobić, żeby
ich oszukać, żeby się ubrać i uciec do tego pokoju, w którym Aspazja
siedziała. Kłopot wielki, bo suknie daleko ode mnie leżały, co więcej
nawet, składała je dni powszednich odzież, krótki, z grubego sukna
NASK IFP UG
[ Pobierz całość w formacie PDF ]