[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mogła wydobyć z siebie głosu i obydwoje milczeli, patrząc
tylko na siebie. Jej pierwsze słowa wcale nie były
podziękowaniem.
- A więc byłeś żołnierzem - rzekła, wskazując na miecz.
Spojrzał na rękojeść broni, jakby te słowa go poraziły.
- Co było kiedyś, nie mogę powiedzieć - odparł, zacinając
się jak zwykle. - Lecz od dzisiaj jestem żołnierzem. -
Popatrzył na nią dziwnie, tak samo jak kiedyś na podwórku,
kiedy się mył. Ogarnęła ją słabość i nie wiedziała, czy sprawia
to widok trzech trupów, czy może oczy mściciela. Straciła
przytomność, nie wiedząc, że silne ramiona Selvaggia
podtrzymały ją, zanim upadła na ziemię.
* * *
TrzymajÄ…c dziewczynÄ™ w ramionach, strojnÄ… w dniu
imienin jak nigdy dotąd, Selvaggio przechylił głowę i wzniósł
oczy ku niebu. Nie wiedział, dlaczego otwiera szeroko usta i
chciwie łapie na język chłodne płatki śniegu. Serce
przepełniała mu wielka radość, gdy pod rozgwieżdżonym
niebem niósł Amarię do domu.
ROZDZIAA 16
Oddech aniołów
- SÄ… cudowne.
Wielebny Anselmo był pod niezwykłym wrażeniem
malowniczych fresków. Kręcił się po kościele z zadartą głową
i cmokał z podziwu. W transepcie scena zaślubin Dziewicy
Maryi. Ona i Józef w szatach barwy nasyconego błękitu jak
wody jeziora w słońcu. Zwięty Józef wkłada obrączkę na
palec prawej ręki oblubienicy, ona patrzy w oczy
poślubianego męża. Anselmo rozpoznał osobliwą rękę
Simonetty di Saronno, również jej twarz ukazaną z profilu, i
zastanawiał się, ile wycierpiała zmuszona do pozowania do tej
sceny w kościele, w którym sama poślubiała swojego księcia,
teraz martwego. Zadziwiające, że święty Józef, skromny
cieśla, ma coś z wyglądu szlachetnie urodzonego signora di
Saronno, pomyślał. Naprzeciwko tego fresku kolejne
arcydzieło: scena dysputy z doktorami w świątyni, tyle że na
tym fresku Luini z wrodzonym sobie tupetem sportretował
siebie, przedstawiając Jezusa jako dorosłego. Rozłożone w
gestykulacji ręce i rozgorączkowana twarz to Bernardino jak
żywy, więc aż nieswojo poczuł się ksiądz, stojąc w dole z
blizniakiem Chrystusa. Na tym fresku jest także Simonetta
jako kobieta starsza, bo już matka, a dzięki zmyślnej sztuczce
z perspektywą jest większa niż postać syna. %7ływy błękit szaty,
jedna ręka wyciągnięta do niego, druga spoczywa na sercu.
Anselmo poczuł nagły niepokój. Luini nigdy nie czynił mu
zwierzeń na temat swojej rodziny, ale bystry umysł księdza,
zainspirowany freskiem, podpowiedział mu wszystko. Odgadł,
że Simonetta znaczy dla Bernardina bardzo wiele. Nie jest
obiektem przelotnego, łatwego do zaspokojenia pożądania,
lecz przedmiotem prawdziwej i głębokiej miłości, osobą, w
której chce widzieć jednocześnie i matkę, i kochankę, i żonę.
Namalował jej portret z natury, bez zdobień i sztuczek, bez
uświęconych tradycją atrybutów Dziewicy. Simonetta nie
trzyma w ręku złotej lilii ani rozkwitłej róży. W tle nie ma
ukwieconej gałązki migdałowca, która by symbolizowała
czystość Maryi, a z uwagi na modelkę miała jeszcze
dodatkowe znaczenie. Luini znał, oczywiście, całą tę
symbolikę, lecz z niej zrezygnował na rzecz ziemskiego
wizerunku Niepokalanej. Księdzu przypomniał się w tym
momencie patron Bernardina, święty Bernard z Clairvaux,
wielki czciciel Dziewicy, którą darzył żarliwą miłością.
Zamyślony, skonsternowany Anselmo przeszedł, wraz z
Luinim idÄ…cym za nim krok w krok, do prezbiterium Cappella
Maggiore. Tutaj scena ofiarowania DzieciÄ…tka Jezus w
świątyni i znowu Simonetta: spowita w nieodłączny błękit
składa w modlitwie swoje wąskie, białe ręce, z macierzyńską
troską prosząc o błogosławieństwo dla synka. I jeszcze jedno
cudowne zaskoczenie dla księdza: w tle tej sceny jego własny
kościół Santa Maria dei Miracoli, przeniesiony z Saronno na
betlejemskie wzgórza. Znajoma, biała i elegancka sylwetka
wśród obcych pól. I wreszcie naprzeciwko najpiękniejszy i
najdoskonalszy fresk ze wszystkich, przedstawiajÄ…cy adoracjÄ™
magów. Simonetta, w tej samej niezrównanej niebieskości,
trzyma na kolanach Dzieciątko, gwiazdę poranną, której blask
wskazywał drogę trzem królom. Wszystko jest przemyślane
co do najdrobniejszego szczegółu. Dzięki efektowi
przestrzennemu wydaje się, że stajenka występuje ze ścian;
mieniÄ… siÄ™ naszywane wielobarwnymi klejnotami stroje
królów i świty, lśni hebanowa czerń ich skóry. Wielbłądy i
rumaki na dalszym planie dumnie wyciÄ…gajÄ… szyje. Tyle
cudeniek na tym fresku, a jednak dominuje na nim tchnÄ…ca
pogodą postać w błękitnej szacie.
Bernardino stał obok niego bez ruchu i bez słowa, z
przechyloną głową, podpierając kciukiem podbródek.
Anselmo rzekł do przyjaciela:
- Nawet ja, który widziałem każdy etap powstawania tego
dzieła, czuję się świadkiem cudu.
- Hm - usłyszał w odpowiedzi.
Ksiądz przekręcił głowę w jego stronę. Zdziwiło go
nietypowe milczenie Bernardina, bo zwykle wyśpiewywał
pochwały pod własnym adresem.
- Bernardino, czy aby dobrze siÄ™ czujesz?
Bernardino sam nie był tego pewien. Miał wrażenie, że
dopadła go jakaś choroba. Gdyby wierzył w medycynę,
szukałby pomocy u aptekarza. Dotychczas był zdrowy jak
koń, odporny na wszelkie schorzenia, medyków miał w
pogardzie i nie zaufałby ich kuracjom, tak jak nie wierzył w
moc modlitwy, mimo że za nią stała wyższa potęga. Ale
rzeczywiście nie czuł się normalnie. Wino i jedzenie straciły
smak. Igraszki z kobietami tym bardziej. A przecież, na Boga,
niemało było ślicznych dziewcząt w Saronno i niejedna
wodziła za nim wzrokiem, gdy podczas mszy chodził tam i z
powrotem na uboczu, z niecierpliwością wyczekując końca
nabożeństwa, żeby znowu dorwać się do pędzla. Każda
mogłaby być jego; wiedział, że talent artysty przydawał mu
atrakcyjności w ich oczach, chociaż wystarczała sama uroda.
Jednak nie skosztował żadnej, nie miał kobiety od przybycia
do Saronno. Nie chciał się zwierzać księdzu, ale coś musiał
mu odpowiedzieć.
- Czuję się dobrze, dziękuję za troskę. Czy inaczej
mógłbym stworzyć takie dzieła?
Nie jest tak zle, pomyślał Anselmo. Odetchnął z ulgą i
poczuł się zachęcony do zadania pytania, które od dłuższej
chwili go nurtowało. Gdy podziwiał fresk, odniósł bowiem
niejasne wrażenie, że czegoś tam brakuje.
- Czy to skończone dzieło? - zapytał.
- Tak, wielebny Anselmo. Wpadłem na pomysł, żeby
zostawić Dziewicę bez twarzy. Może dla wielu to zbyt
nowatorska sztuczka, ale jestem gotów bronić jako artysta
swego punktu widzenia.
Słysząc ironiczny komentarz Bernardina, Anselmo nabrał
pewności, że przyjaciel wrócił do siebie. Podszedł więc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]