[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tato, wolę współczesne tańce - uśmiechnęła się.
- Nie bądz śmieszna. Te wygibasy za rok wyjdą z mody. Fokstrot jest
wieczny.
Ginny cieszyła się, że spędzi nieco czasu z ojcem. Widywała go rzadko.
Chyba poczynił duże postępy w pracy nad książką, bo siedział nad nią całymi
dniami. Czasem do póznej nocy słychać było maszynę do pisania. Hugh chwalił się
tym, nie chciał jednak powiedzieć nic na temat fabuły ani bohaterów. Stan zdrowia
wyraznie mu się poprawił, choć nie dał się namówić na wizytę u lekarza. Od dwóch
tygodni nie kaszlał prawie wcale.
To cudownie! Spędzi wieczór z tatą. Ginny była dumna, że nie spytała ojca,
czy widział dziś Breta.
Pobiegła na górę przebrać się w dżinsy, bluzkę z długim rękawem i
mokasyny. Pamiętając, że wieczorem zrobi się chłodniej, narzuciła na ramiona
błękitny sweterek. Przeczesała włosy i zbiegła na dół.
Na festynie zebrało się już mnóstwo osób. Kolejka amatorów przejażdżki na
diabelskim kole ciągnęła się chyba ze sto metrów. Wszyscy czekali na bilety.
- Na szczęście minęły już czasy, gdy zabierałem cię na takie atrakcje -
powiedział Hugh z uśmiechem, spoglądając na cierpliwie czekających ludzi.
- Tato - zaprotestowała Ginny. - To wcale nie byłeś ty, tylko mama. Potem ja
zabierałam Carrie.
S
R
- I tak już za pózno, żebym próbował - odparł Hugh.
Wziął córkę pod rękę i poszli w stronę pawilonów wystawowych.
Ginny uwielbiała doroczne festyny. Wzdłuż chodników stały budki, w
których sprzedawano prażoną kukurydzę, lemoniadę i domowe ciasta. Jak zwykle,
organizacje społeczne urządzały różne zawody, zbierając w ten sposób pieniądze na
swoją działalność. Ginny postanowiła pózniej spróbować szczęścia w którejś
dyscyplinie.
W pawilonie ze zwierzętami hodowlanymi Hugh wdał się w pogawędkę z
grupą przyjaciół. Ginny, której nie interesowały zalety buhajów, przeszła do
budynku, gdzie wystawiano rękodzieło. Kilim Doris zdobył błękitną wstęgę. Nie
wiedziała, czy Doris już wróciła. Miała jednak nadzieję, że spotka jej przyjaciół.
Po obejrzeniu kilimów Ginny udała się na plac, gdzie naganiacze zachęcali do
przejażdżki na  karuzeli śmierci". Powoli podeszła do budki jednego z
miejscowych klubów, prowadzonej przez znajomego dentystę i jego żonę. Obok,
nad olbrzymią beczką pełną wody wisiała ławeczka. Trafiając piłką basebolową w
tarczę, można było strącić do wody siedzącego na ławce ochotnika.
Przed budką stał zadowolony z siebie Sam Calhoun. Z wody wyłaniał się
szeryf, Farley Hunkle.
- Nie powinieneś mi wlepiać tego mandatu za złe parkowanie, Farley -
powiedział szczerząc się w uśmiechu Sam.
- Należał ci się - stęknął szeryf, gramoląc się z beki po drewnianej drabince.
Zniknął w małym, służącym za przebieralnię namiocie.
Ginny usłyszała z tyłu parsknięcie i obejrzała się. Zobaczyła swoją
szwagierkę. Laura Calhoun siedziała na ławce, starając się przybrać
najwygodniejszą pozycję, w czym przeszkadzał jej ogromny brzuch. Laura i Sam
nigdy nie obwiniali Ginny za zerwanie małżeństwa, za co była im niezmiernie
wdzięczna.
- Jak się czujesz? - spytała Ginny podchodząc bliżej.
S
R
- Jakbym miała urodzić słonia. Nie wiem tylko, czy mi się to uda - westchnęła
Laura.
Oczy błyszczały jej ze szczęścia.
Ginny uśmiechnęła się, mimo poczucia zazdrości.
- Kiedy rozwiÄ…zanie?
- Za cztery tygodnie - mimo zmęczenia, Laura nadal wyglądała przepięknie.
- Czujesz siÄ™ niezgrabnie?
- Moja własna matka oświadczyła mi, że nigdy nie widziała tak wielkiego
brzucha, chociaż sama miała szóstkę dzieci. I dobrze wie, co mówi.
- No chyba! Zdziwiłam się widząc cię tutaj. Jak kostka?
- Kostka?
- Ta, którą skręciłaś parę tygodni temu.
- Nadwerężyłam kostkę, wyciągając jednego z tych głupich psiaków Sama z
moich róż, ale po paru dniach wszystko było już w porządku - zdziwiła się Laura.
- Myślałam, że to coś poważniejszego - mruknęła Ginny. - Cieszę się, że jest
już dobrze.
Wewnątrz aż kipiała. Ojciec oszukał ją i gotowa była iść o zakład, że Bret
również maczał w tym palce. Niech no tylko ich złapie!
- Och! - jęknęła nagle Laura.
- Co się stało? - przestraszyła się Ginny. - Masz bóle?
- Nie, spójrz tylko - Laura pokazała na budkę.
Ginny obejrzała się i zobaczyła Breta wsuwającego się ostrożnie na ławeczkę
nad beczką. Miał na sobie dżinsy i stary podkoszulek uniwersytetu Vanderbilta,
który Ginny wkładała do mycia samochodu. Najwyrazniej wrócił po ich odjezdzie.
Ginny obserwowała z zainteresowaniem, jak Bret lokuje się na ławce.
Spojrzał surowo na brata.
- Sam, ten rzut wyszedł ci przez przypadek.
- Chyba śnisz, braciszku. Nawet się nie rozgrzałem - roześmiał się Sam,
S
R
wyszukując sobie odpowiednią piłkę.
Prowadzący budkę dentysta wygłosił zachęcające przemówienie.
- Kto chce strącić nowego redaktora naczelnego  Heralda"? - namawiał
gapiów. - Przekręcił twoje nazwisko? Wydrukował ci ogłoszenie na opak? A może
ujawnił wszystkim, że lubisz teściową? Oto okazja do zemsty!
Obie kobiety roześmiały się. Laura, podtrzymując swój brzuch, powiedziała
po namyśle:
- Widzisz, Ginny, ci Calhounowie nie sÄ… wcale tacy zli tylko nieco uparci i
krnąbrni. Wydaje im się, że pozjadali wszystkie rozumy.
- Tak właśnie przypuszczałam - odparła Ginny. - Potrafią również
przemilczeć pewne rzeczy - dodała, mając na myśli kostkę Laury.
- To prawda. Czasem odnoszę wrażenie, że mam do czynienia z
jaskiniowcami. Gdy upatrzą sobie jakąś kobietę, gotowi są zawlec ją za włosy do
domu.
- Niezwykle staroświeckie podejście.
- Inteligentna kobieta nie przepuściłaby żadnej okazji, żeby pogrążyć któregoś
z nich.
- W szkole zawsze byłam prymuską - zauważyła z szelmowskim uśmiechem
Ginny.
- To znaczy, że jesteś bardzo inteligentna - Laura skinęła głową w stronę
beczki. - Jak myślisz, ile razy kobiecie może trafić się taka okazja?
- Nieczęsto. To może być jedyna. Nikt nie stoi za Samem w kolejce,
powinnam więc spróbować od razu.
Ginny wstała i pomogła podnieść się Laurze. Podeszły do Sama i Laura
głośno jęknęła.
- Sam, jestem już zmęczona. Chciałabym wrócić do domu.
Sam natychmiast wrzucił piłkę z powrotem do koszyka i wziął żonę pod rękę.
Zbadał jej puls.
S
R
- Co się stało? Masz bóle? A mówiłem, że powinnaś zostać w domu - ze
zdenerwowania omal nie przeoczył Ginny. - Cześć Ginny, jak leci?
Ginny nie odpowiedziała. Najwyrazniej wcale go nie słuchała. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl