[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powiedziałem: porusza się pani po omacku.
- Przepraszam - powiedziała głosem pełnym skruchy.
- Nie szkodzi. - Wyjął tytoń i bibułkę z kieszeni i zaczął zwijać skręta. - No, porozmawiała
pani z Cairem, a teraz może pani rozmawiać ze mną.
Przyłożyła koniuszek palca do ust i zaczęła patrzeć przed siebie rozszerzonymi oczami, potem
je zmrużyła i szybko spojrzała na Spade a. Był pochłonięty zwijaniem papierosa.
- O tak... - zaczęła - oczywiście...
Odjęła palec od ust i wygładziła suknię na kolanach. Spade poślinił bibułkę i skleił papierosa.
- No więc? - spytał sięgając po zapalniczkę.
- Ale ja - powiedziała robiąc przerwy pomiędzy słowami, jakby pieczołowicie je dobierała -
nie miałam czasu dokończyć z nim rozmowy. - Oderwała wzrok od swoich kolan i spojrzała na
Spade a szczerymi oczyma. - Przeszkodzono nam, zanim zaczęliśmy rozmawiać.
Zapalił papierosa i roześmiał się z ustami pełnymi dymu.
- Czy mam zadzwonić i poprosić, żeby wrócił?
Potrząsnęła z powagą głową. Patrzyła na niego zaciekawiona. Spade wyciągnął rękę za jej
plecami i położył dłoń na gładkim, nagim ramieniu. Oparła się o jego bark.
- No więc słucham - powiedział.
Zwróciła głowę ku niemu, uśmiechając się z żartobliwym zuchwalstwem.
- I po to trzyma pan tu rękę? - spytała.
- Nie.
Puścił jej ramię i cofnął rękę.
- Jest pan zupełnie nieobliczalny.
Skinął głową i powiedział grzecznym tonem:
- Słucham.
- Ach, jak już pózno! - wykrzyknęła wskazując palcem budzik ustawiony na książce, który
pokazywał za dziesięć trzecią.
- Aha, mieliśmy dość pracowity wieczór.
- Muszę już iść. - Wstała z kanapy. - To okropne. Spade nie ruszył się z miejsca. Potrząsnął
głową i rzekł:
- Najpierw musi mi pani opowiedzieć.
- Ależ proszę spojrzeć na zegarek - protestowała - to zajęłoby parę godzin.
- Więc zajmie, trudno.
- Chyba nie jestem pana więzniem? - spytała rozweselona.
- No, a co będzie z tym chłopcem przed domem? Może nie poszedł jeszcze spać.
Znikło całe jej rozweselenie.
- Sądzi pan, że jeszcze czeka?
- Bardzo prawdopodobne. Zadrżała.
- Czy mógłby pan sprawdzić?
- Mógłbym zejść na dół i zobaczyć.
- Och, to... proszę pójść.
Spade chwilę przyglądał się jej twarzy badawczo, a potem wstał i powiedział:
- Dobrze. - Wyjął płaszcz i kapelusz z szafy. - Wrócę za jakieś dziesięć minut.
- Niech pan będzie ostrożny - prosiła, odprowadzając go do drzwi.
- Dobrze - odparł i wyszedł.
Post Street była pusta. Spade doszedł do pierwszej przecznicy na wschód, przeszedł na drugą
stronę ulicy, przemierzył dwa bloki na zachód, znowu przeszedł na drugą stronę ulicy i wrócił do
domu nie zauważywszy nikogo oprócz dwóch mechaników naprawiających samochód w garażu.
Kiedy otworzył drzwi swojego mieszkania, Brigid 0 Shaughnessy stała w przedpokoju z
rewolwerem Caira w ręku.
- Jeszcze jest - powiedział Spade.
Zagryzła wargę i wróciła do bawialni. Spade wszedł za nią, położył płaszcz i kapelusz na
krześle, powiedział:
- Więc będziemy mieli czas porozmawiać - i wyszedł do kuchni.
Postawił dzbanek z kawą na ogniu i właśnie kroił bułkę paryską, kiedy Brigid podeszła do
drzwi kuchni, stanęła i przyglądała mu się zamyślonymi oczami. Palcami lewej dłoni gładziła
rewolwer, który wciąż trzymała w prawej ręce.
- Tam jest obrus - powiedział Spade wskazując nożem do krajania chleba w stronę kredensu.
Nakryła do stołu, podczas gdy on smarował owalne kromki pasztetówką i kładł na nie
peklowaną wołowinę. Następnie nalał do filiżanek kawę, dodał do niej troszeczkę brandy z pękatej
butelki i usiedli do stołu. Siedzieli obok siebie na jednej z ławek. Brigid położyła rewolwer przy
sobie.
- Może pani zaczynać między jednym kęsem a drugim - powiedział.
Wykrzywiła się do niego.
- Ale pan natarczywy - poskarżyła się i ugryzła kanapkę.
- Tak, i wściekły, i nieobliczalny. Co to za ptak ten sokół, który doprowadza wszystkich do
białej gorączki?
Przełknęła kęs bułki z wołowiną, spojrzała uważnie na wygryzione w kanapce małe półkole i
spytała:
- A gdybym panu nie powiedziała? Gdybym nie powiedziała ani słowa? Co by pan zrobił?
- O ptaku?
- Nie, w ogóle.
- Byłbym tak zaskoczony - rzekł ukazując w uśmiechu wszystkie zęby - że nie wiem, co
mógłbym zrobić.
- No, ale co? - przeniosła uwagę z kanapki na jego twarz. - Chciałabym wiedzieć, co by pan
zrobił.
Potrząsnął głową. W jej uśmiechu była drwina.
- Jakieś szaleństwo, coś nieobliczalnego?
- Może. Ale nie wiem, co pani chce zyskać przez to ukrywanie. Sprawa tak powoli wychodzi
na jaw. Niewiele o niej wiem, ale trochę wiem, a jeszcze trochę się domyślam i jeśli jutro okaże  się
tak owocne jak dzień dzisiejszy, to wkrótce będę wiedział więcej niż pani.
- Przypuszczam, że tak - powiedziała, znów patrząc z poważną miną na kanapkę. - Ale tak już
mam tego dosyć, tak nie cierpię o tym mówić. Czy nie byłoby... czy nie byłoby więc wszystko jedno,
gdyby pan jednak sam się dowiedział?
Spade roześmiał się.
- Nie wiem. Musi się pani zastanowić. Jak ja chcę w coś wniknąć, to biorę klucz francuski i
walę dziko i nieobliczalnie w sam środek maszynerii. Mnie ten sposób odpowiada, tylko czy pani
jest pewna, że żaden z odłamków nie trafi w panią?
Poruszyła niespokojnie nagimi ramionami i nic nie powiedziała. Przez kilka minut jedli milcząc
- on flegmatycznie, ona w zamyśleniu. Potem powiedziała ściszonym głosem:
- Boję się pana i w tym sęk.
- To nieprawda.
- Prawda - obstawała. - Znam dwóch ludzi, których się boję, i obu dziś widziałam.
- Rozumiem, że boi się pani Caira - rzekł Spade. - On jest poza pani zasięgiem.
- A pan nie?
- Nie pod tym względem - powiedział z uśmiechem.
Zaczerwieniła się. Wzięła kawałek bułki z pasztetówką. Położyła na swoim talerzyku.
Zmarszczyła białe czoło i powiedziała:
- Jak pan wie, jest to czarna figurka, gładka i połyskująca, figurka ptaka, sokoła albo kruka,
mniej więcej tych rozmiarów - rozłożyła ręce na jakieś trzydzieści centymetrów.
- Czemu jest taka ważna?
Wypiła łyk kawy i potrząsnęła głową.
- Nie wiem. Nigdy nie chcieli mi powiedzieć. Obiecali mi pięćset funtów, jeśli pomogę im ją
odzyskać. A pózniej, jak pozbyliśmy się Joela, Floyd powiedział, że da mi siedemset pięćdziesiąt.
- Więc figurka musi być warta co najmniej siedem tysięcy pięćset dolarów?
- Och, wiele więcej - powiedziała Brigid. - Nawet nie udawali, że chcą się ze mną równo
podzielić. Po prostu najęli mnie do pomocy.
- W jaki sposób miała im pani pomóc? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl