[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Sugerowało to niedwuznacznie istnienie przynajmniej jednego wejścia gościnnego, toteż ruszyłem
wzdłuż przerośniętego płotu śladem wydeptanej trawy.
Minąłem narożnik i przystanąłem w niemym podziwie - to na pewno było główne wejście solidne,
złote filary podtrzymywały kryształowy portyk nad złotymi wrotami (wysadzanymi zresztą drogimi
kamieniami). Bezguście kompletne, ale robiło wrażenie Niespodziewanie zagrzmiały rogi, a potem
skoczny marsz. Ignorując muzyczkę ostrożnie zbliżyłem się do wejścia, nad którym przesuwał się
świetlisty napis. Nic z niego nie zrozumiałem, litery bowiem były jakieś takie dziwne - jakby z
powiązanych patyków. Nad napisem połyskiwał złoty młot skrzyżowany ze złotym toporem.
- Robi wrażenie, prawda? - rozległo się z boku.
Prawie podskoczyłem. Opanowałem się na tyle, by się w miarę naturalnie odwrócić - muzyka
skutecznie zagłuszyła jego kroki, bo niemożliwe, żeby łysawy grubasek w wykrochmalonej koszuli
i nienagannie wyprasowanym garniturze potrafił podejść do mnie bezszelestnie. Do kompletu miał
wiśniowy krawat ze złotym haftem przedstawiającym skrzyżowane siekierę i młotek.
- Robi - przyznałem - Walhalla jak żywa.
- Właśnie - ucieszył się jegomość - Dobrze wiedzieć, co człowieka czeka po śmierci, prawda?
Odpowiadać nie musiałem, gdyż ponownie zagrzmiały rogi, tym razem dołączyły do nich bębny i
złote wrota otworzyły się. Muzyka umilkła, za to rozległ się niewieści głos.
- Witam wyznawców Ligi Drakkara i Przyjaciół Freji. Wejdzcie i zobaczcie, co was czeka przez
całą wieczność. Oto Walhalla! Chodzcie i nie potknijcie się o węża!
- Aadny wąż - W poprzek wejścia leżało łuskowate cielsko o metrowej średnicy, końca me było
widać Leniwie zafalowało, gdy nad mm przełaziłem, toteż przyspieszyłem, mimo że zdawałem
sobie sprawę, iż to iluzja albo maszyneria (a najprawdopodobniej jedno i drugie).
- Uroboros - Westchnął z zachwytem mój towarzysz - Oplata cały świat.
- Pospieszcie się! - polecił niewieści głos - Nie macie bowiem wiele czasu mogę rozchylić zasłony
jedynie na moment, dzięki łaskawości bogów. Thor zawsze miał słabość do was, wojownicy, a
ponieważ Loki jest obecnie w Piekle, Thor w swej łaskawości zezwolił wam zerknąć w przyszłość.
Patrzcie więc, co was kiedyś czeka.
Wnętrze powoli rozjaśniło się. Odruchowo dałem krok w przód i rąbnąłem czołem w niewidzialną
barierę. Mój kompan popukał w nią z zadowoleniem.
- Zciana Wieczności - oznajmił - Miło, że jest, trzeba być martwym, by przez nią przejść.
- Mhm - Wolałem się nie wdawać w dyskusję, trafił mi się pasjonat religijny - No, no!
Po drugiej stronie przezroczystej ściany ukazała się wielka sala. W potężnym palenisku trzeszczał
ogień, a na rożnie obracał się jakiś wół czy inna krowa. Umeblowanie składało się głównie z
długich drewnianych stołów i ław zajętych przez blond osiłków z szerokimi barami, którzy
doskonale się bawili żrąc i pijąc co się zowie. Drewniane kufle i rogi z pienistym piwem oraz
półmiski pełne pieczystego stanowiły główną atrakcję. W zasadzie słychać było jedynie pijackie
wrzaski i przekleństwa. Blondyny o obfitych kształtach robiły za kelnerki, a od czasu do czasu za
towarzyszki orgietek w co ciemniejszych kątach. Chóralne śpiewy i obmacywania dopełniły obrazu
żywcem wyjętego z marzeń absolwenta męskiego liceum. Zwiatła przygasły i wnętrze hali
pogrążyło się w mroku.
- Piękne - westchnął grubasek z nieskrywanym podziwem.
- Nie dla wegetarianina - odparłem niezbyt głośno, nie chcąc psuć mu przyjemności.
Nie zepsułem - gdy obejrzałem się zaskoczony ciszą, stwierdziłem, ze znów jestem sam. Czym
prędzej wyszedłem, a wrota mało mi nie przytrzasnęły pięty. Impreza najwyrazniej dobiegła końca.
Zostawało odwiedzenie Raju, gdyż to, co widziałem, na pewno nie było Niebem opisywanym przez
Angelinę. Nasuwał się prosty wniosek: Slakey zorganizował kilka takich miejsc według zasady
"dla każdego coś miłego". Miałem nadzieje, że wszystkie na tej samej planecie.
Zrobiłem w tył zwrot i ruszyłem w stronę Raju.
Szedłem ku solidnemu zagajnikowi, gdy dobiegł mnie basowy odgłos potężnego silnika. Odgłos
dochodził z przodu, dlatego przypadłem do ziemi i czołgając się, dotarłem do pobliskich zarośli.
Potem, kierując się słuchem, ruszyłem dalej, znacznie ostrożniej, aż w końcu rozchyliłem kolejne
krzaki i zamarłem.
ROZDZIAA 16
Miałem przed sobą normalną, solidnych rozmiarów budowę, za którą widać było niskie białe
budynki z mnóstwem kolumn stojących wokół niebrzydkiego jeziorka. To, co budowano,
wyglądało na kolejną białą kolumnadę. Wszędzie krzątało się wielu robotników i pracowały dzwigi
oraz spychacze. Ludzie posługiwali się esperanto i wszystko wyglądało tak normalnie, że zacząłem
się zastanawiać, czy naprawdę jestem nadal w innym wszechświecie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl