[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mi jego listy albo ich fragmenty. Jest mi ciężko. Kiedy opisuję swoją sytuację Mary, radzi mi,
abym nie mówił przy Violet złego słowa o tamtym mężczyznie, tylko słuchał tak, jakbym był jej
dobrą przyjaciółką, z którą może porozmawiać o swoim ukochanym. Mary jest przekonana, że
to najlepsze wyjście. Idę za jej radą. Słucham, jak Violet powtarza ciągle, że kocha tamtego,
odkąd ukończyła piętnaście lat, i że to mężczyzna jej życia. %7łe jest inteligentny, nie wywyższa
się i mimo jej młodego wieku traktuje ją jak prawdziwą kobietę. Ma już trzydzieści lat, ale Vi
78
zupełnie to nie przeszkadza. Pyta, czy moim zdaniem starszy mężczyzna jest dla kobiety
lepszy. Być może, Violet, ale chciałbym, żeby było inaczej. Pragnąłbym, abyś pokochała
kogoś młodszego, takiego jak ja. Uważam, że bylibyśmy razem bardzo szczęśliwi. Słowa te
wyskakują ze mnie, zanim zdążę ugryzć się w język. Wiem, że Mary by tego nie pochwaliła.
Czasami zdarza mi się chlapnąć coś bezmyślnie.
- Wiesz, że szaleję za tobą. To nie twoja wina, taka po prostu jesteś. Wyobrażam sobie,
że każdy, kto cię spotka, musi się w tobie zakochać.
- To najmilszy komplement, jaki kiedykolwiek usłyszałam. Wiesz, Bert, myślę, że gdyby
nie Tom, mogłabym cię pokochać. Przy tobie czuję się jak królowa. Dziewczyny to lubią. Na
tym rozmowa się urywa. Jest mi nieco lżej, ponieważ teraz Violet zna prawdę. Odtąd rzadziej
wspomina o Tomie. W następną sobotę, gdy jak zwykle się spotykamy, Violet jest bardzo
podekscytowana. Domyślam się, że dostała kolejny list od Toma, i nie wiem, czy potrafię
stawić temu czoło.
- Och, Bert! Mam pomysł. Niedaleko stąd, w Cogleton, jest potańcówka. Autobus
odjeżdża co godzinę sprzed poczty. Czy moglibyśmy tam pojechać? Zapłacę za swój bilet.
Kocham taniec i bardzo bym chciała z tobą zatańczyć. Rzecz jasna, ja też jestem
podekscytowany. Chciałbym zatańczyć z Violet, ale skończyły mi się pieniądze, a żołd
dostaniemy dopiero w przyszłym tygodniu. Myślę jednak, że znajdę na to jakiś sposób.
- A co z Tomem? Jak by się czuł, gdybyś poszła ze mną na potańcówkę?
- Jest wojna, głuptasku. Nawet mężatki tańczą z obcymi mężczyznami. Nie będziemy
stać i czekać, aż Hunowie się wyniosą. Nie chcę umierać, nie nacieszywszy się tańcem i
młodością. Mówiąc to, znowu wsuwa rękę pod moje ramię. Schylam głowę i całuję ją w
policzek. Nie opiera się. Wiem, że mogę pożyczyć pieniądze od Koploffa, który dostaje je w
listach z domu.
- Marzę o tym, by z tobą zatańczyć, Violet. Dziękuję, że chcesz ze mną tańczyć.
Jestem pewien, że będziemy się świetnie bawili. A może znasz jakąś smażalnię w Cogleton,
gdzie zjedlibyśmy rybę z frytkami? Wspaniale. Chciałam wziąć na drogę kanapki, ale zjemy w
smażalni. Będzie jak na prawdziwej randce, czyż nie? Kiedy się pochylam, by ponownie ją
pocałować, podnosi ku mnie twarz, a ja dotykam ustami jej ust. Tym razem całujemy się na
79
serio. Violet idealnie pasuje do moich ramion. Zaraz jednak siÄ™ odwraca.
- Musimy uważać, Bert. Ktoś może nas zauważyć. W takim małym miasteczku jak to
pełno jest samotnych, ciekawskich ludzi. W Cogleton bawimy się pysznie. Cały czas się
spodziewam, że zatrzyma mnie któryś z patroli żandarmerii kręcących się po miasteczku, ale
nikt nas nie niepokoi. Co prawda zarówno muzyka, jak i sala taneczna są dość koszmarne, ale
wynagradzają to kolorowe światła igrające na ścianach i podłodze. Można potańczyć.
Orkiestra gra przeważnie wolne kawałki, jednak raz po raz pojawiają się kompozycje Glenna
Millera i Tommy'ego Dorseya, które nie przekraczają umiejętności muzyków. Violet i ja
tańczymy spleceni w mocnym uścisku. Czuję się przy niej jak dorosły mężczyzna. Czasami
wpycha mi kolano między nogi i obawiam się, że wyczuwa moje podniecenie. Mam
gigantyczny wzwód. Nie odpuszczamy ani jednego tańca. Vi ma na sobie bawełnianą
sukienkę, cienką i miękką jak jedwab. Czując jej napierający na mnie biust, tym silniej do niej
lgnę. Z wrażenia ledwo łapię oddech. Po potańcówce idziemy do sklepu, w którym można na
miejscu zamówić i zjeść rybę z frytkami. %7łałuję, że nie mam więcej pieniędzy, Koploff wysupłał
jedynie dwa funty, czyli około dziesięciu dolarów. Okazuje się, że to wystarczy, jednak Vi
proponuje, żebyśmy zamiast jechać autobusem, wrócili do Bidulph na piechotę. Choć pomysł
wydaje mi się wariacki, dla niej jestem gotów zgodzić się na wszystko. Po drodze sprawdzam
na zegarach upływający czas - powinienem zdążyć akurat na kontrolę łóżek. A ściśle mówiąc,
kontrolÄ™ prycz.
- Znam drogę na skróty, Bert. Myślę, że ci się spodoba, pójdziemy przez wrzosowisko.
Rzadko kto tamtędy chodzi. Będziemy sami. Ogarnia mnie jednocześnie strach i podniecenie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl