[ Pobierz całość w formacie PDF ]

więc również na kurs wspinaczkowy.
Dość leniuchowania.
W trzecim tygodniu po wyjezdzie Branda uzmysłowiła sobie, że on
naprawdę nie zamierza wrócić. Nie dzwonił, ani razu nie przysłał mejla. Nie
musiała spieszyć się do domu, by sprawdzać, czy nikt nie zostawił
wiadomości na sekretarce albo czy w poczcie elektronicznej nie czeka list.
Zanim najdłuższe i najgorętsze lato w historii Sugar Maple Grove
dobiegło końca, Sophie kupiła nowy kostium kąpielowy. Normalny, czarny,
jednoczęściowy, a nie jakieś skąpe szmatki, które rozpuszczają się w
wodzie. Nowa Sophie wybrała się w pojedynkę nad Blue Rock, rozłożyła na
piasku ręcznik i weszła do wody.
Starała się nie myśleć o Brandzie, nie rozpamiętywać jego słów o tym,
że ona, Sophie, jest najpiękniejszą z kobiet, jakie znał. Wspięła się na niższą
skałę, na Blue Rock. To wystarczy, powiedziała sobie. Skokiem z tej
wysokości udowodnisz odwagę i niezależność. Po chwili jednak uznała, że
stać ją na więcej. Rozpoczęła niebezpieczną wspinaczkę na Wdowi Szczyt.
Kiedy wreszcie dotarła na skalną półkę, nogi drżały jej z wysiłku.
Odwaga całkiem ją opuściła. Sophie spojrzała na taflę wody. Bardziej niż
skoku bała się jednak mozolnej wędrówki w dół. Stanęła na krawędzi. Serce
waliło jej jak młotem. Dłonie miała wilgotne z przerażenia. A jeśli nie
odbije się dostatecznie daleko od ściany? A jeśli zaczepi o skałę? A jeśli się
pośliznie i poleci na łeb, na szyję? A jeśli obróci się w powietrzu i zle
wyląduje? Jeśli się połamie?
 Zwykle nic mi nie wychodzi  szepnęła.
Coraz więcej ludzi patrzyło na Wdowi Szczyt. Kilka osób przesłaniało
ręką oczy przed rażącym blaskiem słońca.
126
R
L
T
Skacz, nakazała sobie. Napięła mięśnie, ale... strach ją powstrzymał.
Znów napięła mięśnie, i znów to samo. Teraz już wszyscy przyglądali się jej
z zaciekawieniem. Słońce, które piekło ją w plecy, było coraz niżej.
Jeśli czegoś szybko nie zrobi, spędzi tu całą noc. Znów stanie się
pośmiewiskiem. Trzeba będzie wezwać ekipę ratunkową. A jeśli Brand się o
tym dowie? %7łe stchórzyła?
O nie! Nie mogłaby spojrzeć sobie w oczy!
Skacz, nakazała sobie ponownie. Ale tym razem poczuła coś innego.
Usłyszała szept: Sophie, wiem, kim naprawdę jesteś. Czyj to był głos?
Branda? Jej ojca? Matki? Jego matki? Tak czy inaczej strach znikł jak ręką
odjÄ…Å‚.
 Honor  powiedziała cicho, po czym z absolutną wiarą w to, kim
naprawdę jest, skoczyła.
Lot trwał zadziwiająco krótko. Tafla wody wydawała się potwornie
twarda. Sophie przebiła ją, stopami dotknęła dna, odbiła się i wyłoniła na
powierzchniÄ™.
Stojący dookoła ludzie klaskali i krzyczeli.
Wybuchnęła śmiechem. Bo skok okazał się znacznie łatwiejszy, niż się
spodziewała. Od początku miała rację. Rzucenie się w przepaść wymaga o
wiele mniejszej odwagi niż ofiarowanie komuś serca.
W czwartym tygodniu po wyjezdzie Branda kupiła motocykl i zapisała
się na lekcje jazdy. Instruktor samoobrony zaprosił ją na randkę. Tak samo
jak facet, którego poznała podczas lekcji wspinaczki. Obojgu uprzejmie
odmówiła, ale poczuła się mile połechtana.
Akurat kiedy pogodziła się z faktem, że Brand do niej nie wróci,
nadeszła przesyłka z obrazem. Obraz już się jej tak bardzo nie podobał.
Przedtem widziała w nim zachętę do wybrania się na ryby z kimś bliskim,
127
R
L
T
teraz jednak płótno tchnęło smutkiem: kojarzyło się z samotnością, z
życiem, które toczy się gdzie indziej, z dała od starej łodzi przywiązanej do
brzegu. Schowała obraz do szafy, by nie musieć go oglądać.
Tak, zdecydowanie wyleczyła się z Branda. Nawet jego podarunki nie
budziły w niej żalu i tęsknoty. A potem dostała paczkę z listami. Dołączona
była do nich kartka:  Przepraszam. Niechcący je przywłaszczyłem. A one
należą do Ciebie". Niewiele brakowało, a oddałaby listy Bitsy. Ale coś ją
powstrzymało. Chyba słowa Branda, że listy należą do niej, nie do
Towarzystwa Historycznego.
Do lektury przystąpiła w zaciszu sypialni. Listy czytało się niczym
frapującą powieść. Do ostatniego doszła nad ranem. Nie chciała go czytać.
Nie chciała znać zakończenia. Z drugiej strony zżerała ją ciekawość.
Kiedy dotarła do końca, łzy płynęły jej po policzkach. To niemożliwe,
myślała. Sinclair na pewno wrócił i poślubił Sarah. Ich miłość nie mogła się
tak skończyć.
W jednej rzeczy Sophie nie miała sobie równych: w szukaniu
informacji. Nazajutrz przed wyjściem z pracy znała całą smutną prawdę.
Znalazła umieszczoną w styczniu 1947 roku w  Sugar Maple Grove
Gazette" informację o zaręczynach Sarah Sorlington i Michaela Smitha, a
potem, w lipcu tego samego roku, informację o ich ślubie. Zatem Sarah
poślubiła Michaela, nie Sinclaira.
 Panna młoda, która miała na sobie jedwabną suknię w kolorze
perłowym, trzymała bukiecik niezapominajek", przeczytała Sophie,
zalewajÄ…c siÄ™ Å‚zami.
Dlaczego Sarah wybrała niezapominajki? Bo pasowały kolorem do jej
oczu? Czy dlatego, że przywodziły jej na myśl Sinclaira? Sophie ponownie
zapłakała, kiedy zobaczyła nekrolog Sinclaira Horsenella. Płakała nad
128
R
L
T
mężczyzną, który zmarł, zanim ona się urodziła. Zmarł w Domu dla
Weteranów. Nigdy się nie ożenił, nie miał dzieci. Pozostawił po sobie braci,
siostry, ich rodziny.
Sądziła, że uporała się już z gniewem, ale kiedy przeczytała o śmierci
Sinclaira, pobiegła do mieszczącego się obok sklepu z używanymi rzeczami
i kupiła stos talerzy. Tego wieczoru zeszła do betonowej piwnicy w budynku
Towarzystwa Historycznego i wszystkie roztrzaskała. Niewiele to dało. Była
wściekła na Sinclaira za jego upór i głupotę, a jeszcze bardziej była zła na
Sarah.
Jak można być istotą tak samolubną i bezmyślną? Czy ta idiotka nie
potrafiła czytać między wierszami? Czy nie słyszała krzyku rozpaczy
młodego żołnierza? Biedak pogubił się, stracił wiarę w siebie. Czy Sarah
tego nie widziała? Dlaczego nie pokazała mu drogi do domu?
Nagle, siedząc wśród odłamków szkła, zrozumiała, dlaczego Brand
przysłał jej te listy. Nie dlatego, że pracowała w Towarzystwie
Historycznym, ale dlatego, że  podobnie jak Sinclair  był świadkiem i
uczestnikiem wydarzeń, których nie chciał z nikim dzielić. Tak jak Sinclair
nie wierzył, że ktoś jeszcze pamiętał go takim, jakim naprawdę był. I jak
Sinclair bał się, że nigdy nie odnajdzie drogi do domu.
Zrozumiała też, dlaczego zapisała się na kurs wspinaczki, na kurs
samoobrony, dlaczego skoczyła z Wdowiego Szczytu, dlaczego kupiła
motocykl.
Powoli zmieniała się w kobietę, która nie boi się wyruszyć, choćby do
piekła, po swojego mężczyznę. Która nie boi się pokazać mu, którędy
wiedzie droga do domu.
Ponownie usłyszała głos, który już słyszała przed skokiem z
Wdowiego Szczytu: Sophie, wiem, kim naprawdę jesteś. Rozpoznała go.
129
R
L
T
Tych słów nie wypowiedział Brand ani jej ojciec lub matka. Pochodziły one
z najgłębszych zakamarków jej duszy.
Wiedziała już, co musi zrobić.
Brand był wykończony, fizycznie i psychicznie. Zanim ludzie z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl