[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie, ale ciągle mam nadzieję, że ta sytuacja ma swoje dobre strony, rozumiesz? %7łe na
przykład jutro przekonamy się, że umiemy latać. Jestem zmęczony, Vincencie. Idę do domu się
przekimać, inaczej padnę na twarz. Zachichotał. Zmartwychwstanie może cię zamęczyć.
Gdy tylko Ettrich wsadził Brunona do taksówki i odprowadził wzrokiem odjeżdżające auto,
ponownie ogarnęło go napięcie i zdenerwowanie. Wiedział, że po powrocie do mieszkania będzie
chodził w kółko albo włączał i wyłączał telewizor, jakby to była nocna lampka. Dom to
ostatnie miejsce, w którym chciał się w tej chwili znalezć. Położona w dobrej dzielnicy
kawalerka oferowała mu widok na rzekę i pustą lodówkę, nie licząc butelki wódki Chopin
i stosu pizz do mikrofalówki. Ettrich postanowił pokonać pieszo siedem przecznic między barem
Hof a sklepem Coco i sprawdzić, czy coś się tam zmieniło.
W trakcie jego spotkania z Brunonem spadł deszcz. Ulice nabrały lśniącego blasku,
samochody sunęły z seksownym sykiem. Nocne powietrze pachniało mokrym brukiem
i metalem. Minęły go dwie roześmiane kobiety, dzieląc się z nim wonią dobrych perfum. Kiedy
tak szedł, kolorowe światła sklepów kładły mu się pod nogi, nadając jego butom różnobarwne
odcienie. Gdy przechodził obok baru, drzwi rozwarły się gwałtownie i wynurzyło się trzech
osiłków w bejsbolówkach; Queen zagrał Another One Bites the Dust. Maszerujący Ettrich długo
jeszcze słyszał w głowie linię basów.
Kitty lubiła deszcz, Isabelle śnieg, Coco wolała letnie upały. Idąc z opuszczoną głową, ze
snującą się za nim piosenką Queen, Ettrich zaczął układać w myślach listę podobieństw i różnic
między tymi trzema kobietami. Kitty usilnie próbowała zostać wegetarianką. Coco do szczęścia
wystarczały hamburgery. Isabelle uwielbiała mięso im tłustsze, tym lepsze. Często nazywała
siebie chłopką, twierdząc, że pasuje idealnie do obrazu van Gogha Jedzący kartofle. Akurat! Z jej
szwedzkimi blond włosami i wielkimi, błękitnymi oczyma przypominała raczej piękność
z reklamy kosmetyków niż smagłą chłopkę pędzla van Gogha.
Po drodze Ettrich uzmysłowił sobie, że prócz Margaret Hof z nikim nie rozmawiał na temat
Isabelle. To, co o niej myślał, zachowywał dla siebie. Nawet wówczas, gdy dochodziło między
nimi do nieporozumień i rozpaczliwie chciał się kogoś poradzić, trzymał język za zębami. Co to
znaczyło?
Pokonał ostatni narożnik i skręcił na North Wells Street. Sklep Coco był na przeciwległym
rogu ulicy. Zbliżył się do niego z uczuciem nie tyle lęku, ile zaciekawienia. Ten dzień był tak
szalony, że jeszcze jedno wariactwo miałoby nawet sens. Zobaczył jednak ze zdumieniem, że
sklep stoi na swoim miejscu. I że nie jest to La Strada , tylko znajomy butik ze szklanymi
drzwiami i damską bielizną na wystawie. Ettrich wbił ręce w kieszenie i sterczał tam dobre pięć
minut, zastanawiając się, co dalej. Zamyślony nie spostrzegł, że w pewnej chwili zatrzymał się za
nim samochód.
Ej, kolego, co tam robisz?
Obrócił się i stanął naprzeciw policjanta gapiącego się nań z wnętrza auta. Uśmiechnął się.
Zastanawiam się, czy nie kupić bielizny.
Policjant nie wyglądał na rozbawionego.
Jest pierwsza w nocy. Masz zamiar czekać, aż otworzą ten sklep?
Ettrich zobaczył, że drugi gliniarz pali papierosa i patrzy prosto przed siebie.
Nie, panie władzo. Wyszedłem na spacer i przystanąłem tylko, żeby popatrzeć.
No to spaceruj dalej.
Ettrich już miał odpowiedzieć, kiedy coś zobaczył. Coś, co przydarzy się kierowcy za kilka
dni. Rodzinna sprawa nic strasznego, ale bardzo nieprzyjemna. Choć policjant był winny, nie
uświadamiał sobie konsekwencji swego czynu. Ettrich ujrzał następnych kilka tygodni z jego
życia, wypełnionych smutkiem i żalem. Przyszłość mężczyzny ukazała się przed nim równie
wyraznie jak jego twarz spowita szarym welonem papierosowego dymu.
Odszedł bez słowa.
Moje serce to zegar
Dwa dni pózniej Ettrich wjechał na zastawiony do połowy parking, kiedy nadleciał boeing
747 i na kilka ogłuszających sekund zakrył całe niebo, a potem cały świat. Ettrich chętnie
odbierał ludzi z lotnisk. Uwielbiał panującą tu atmosferę wieczny ruch, potężne emocje,
wypełniające powietrze niczym ozon, rozstania na wieczność, powroty po latach, namacalną
bezpośredniość tej właśnie chwili, gdy zaczyna się lub kończy coś ważnego.
Zrobił kilka kroków, zawahał się i spojrzał za siebie na samochód. Godzinę temu umył go
i odkurzył, uwijając się przy tym jak demon. Zazwyczaj auto, choć wciąż nowe, przedstawiało
żałosny widok. Jezdził nim wiele tygodni, a czasem miesięcy bez mycia. W środku zalegała
niesamowita masa papierów, owijek po słodyczach, czasopism, książek, monet i tym podobnych
efemeryd, które wylądowały pod siedzeniami. Na podłodze z tyłu leżała kaseta z rozwiniętą
taśmą. Obok spoczywała skrócona o głowę lalka Barbie należąca do jego córki (głowa wpadła
w szparę i zaklinowała się na amen). Bogactwo śmieci nie miało końca, niekiedy mogło
zaskakiwać, zawsze budziło odrazę. Ettrich czyścił samochód jedynie wtedy, gdy wiedział, że
będzie nim wiózł ważną osobę, albo gdy oddawał go do przeglądu i stacja obsługi oferowała
darmowe mycie. Samochód Kitty odznaczał się nieskazitelną czystością. Isabelle jezdziła starym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]