[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czekała, bym zawołał:  A kuku!"
Nie potrafię wyrazić, jak ucieszyłem się na jej widok. Powiem tylko, że wydałem triumfalny
okrzyk i odtańczyłem głupawą gigę, a po niej moonwalk. Bo niech diabli wezmą książkę - tu
miałem do czynienia z prawdziwą zagadką kryminalną, którą w dodatku potrafiłem rozwiązać bez
niczyjej pomocy.
29
Po wyjściu z apartamentu pozostało mi jeszcze parę spraw do załatwienia. Między innymi
musiałem spotkać się ze Stuartem na jakąś godzinkę. Kiedy już zrobiliśmy, co mieliśmy do
zrobienia, zostawiłem go samego i wróciłem do jego mieszkania, skąd wykonałem kilka telefonów.
Najpierw wystukałem numer komendy miejskiej policji i poprosiłem o połączenie z nadkomisarz
Riemer. Czekałem około minuty, słuchając w słuchawce różnych holenderskich melodyjek.
Wreszcie się zgłosiła.
- Czy ma pan dla nas jakieś informacje? - zapytała.
- Czyli mnie pani pamięta - powiedziałem.
- Oczywiście. Właśnie przeglądałam notatki z pana przesłuchania.
- No, to musi być pasjonująca lektura.
- Prawdę mówiąc, protokół jest dość krótki. Widzę, że nie odpowiedział pan na wiele pytań.
- Uwierzy mi pani, jeżeli powiem, że jestem nieśmiały?
Riemer milczała akurat tak długo, by dać mi do zrozumienia,
co sÄ…dzi o moim poczuciu humoru.
- A jeżeli powiem, że miałem wrażenie, że komisarz Burggrave się do mnie uprzedził?
Westchnęła.
- Nie mam czasu na żarty, panie Howard. Czego pan chce?
- O, niewiele. Chcę tylko powiedzieć, że chyba wiem, kto zabił Michaela Parka.
Zawahała się. Wyobraziłem sobie, jak nieruchomieje i koncentruje się na słuchawce.
- Zgodzi się pan na przesłuchanie w tej sprawie?
- W pewnym sensie tak. Jeżeli się pani ze mną spotka.
- Kiedy?
- Dziś po południu, o czwartej. Tylko proszę przyprowadzić swojego uprzedzonego kolegę,
dobrze?
Podałem jej konieczne szczegóły, rozłączyłem się i wystukałem kolejny numer na liście. Następne
rozmowy przebiegały według podobnego szablonu; wszyscy bez wyjątku rozmówcy nie mieli
szczególnej ochoty się ze mną spotkać. Gdybym był bardziej wrażliwy, pewnie wpadłbym w
kompleksy, ale prawdę mówiąc, nigdy nie brałem sobie takich rzeczy do serca i jestem na szczęście
dość uparty, gdy wymaga tego sytuacja. W efekcie na spotkaniu pojawili się wszyscy co do
jednego. Jestem realistą, więc wiedziałem, że tę stuprocentową frekwencję zawdzięczałem
diamentom, a nie własnym talentom organizacyjnym.
Wybór miejsca to genialny pomysł Stuarta. Spotkaliśmy się w dawnym głównym magazynie
kompleksu firmy Van Zandt. Ze wszystkich stron otaczały nas połamane kontenery, zakurzone
drewniane palety, pogięte metalowe wózki i puste beczki po ropie. Podłogę pokrywała po kostki
warstwa śmieci, kurzu i opadłego tynku. Panowała tu taka sama temperatura jak na zewnątrz, bo
nie było tu ogrzewania, a większość okien miała powybijane szyby - w efekcie smagały nas te
same podmuchy mroznego, zimowego wiatru, które młóciły wody Oosterdok.
By zachować jakiś porządek, zadałem sobie trochę trudu - ustawiłem kilka skrzyń i palet w
półkole, w którego środkują sam zająłem miejsce. Gościom oczywiście nie było szczególnie
przyjemnie. Kim, na przykład, przydałaby się czapka i szalik, bo widać było, że marznie. Kryła
podbródek w kołnierz kurtki, zakładała jedną na drugą swoje piękne nogi i chuchała w złączone
dłonie. Nie mogłem zapytać jej, jak się czuje, bo najwyrazniej postanowiła mieć jak
najmniej do czynienia i ze mnÄ…, i z resztÄ… tu obecnych. Patrzenie daleko przed siebie dobrze jej
wychodziło, i nic dziwnego, bo ćwiczyła to od chwili przybycia.
Naprzeciwko niej siedzieli na jednej skrzyni duży z chudym. Zauważyłem, że chudy zdążył już
kupić sobie nową skórzaną kurtkę. Przekonałem się, że nie był to zbyt ciepły strój, ale chyba nie o
ciepło chodziło. Być może kurtka należała po prostu do umundurowania, które narzucili sobie z
kolegą, zapewne nieświadomie, już wiele lat temu. Mogłem sobie wyobrazić, jak wybierają się na
kolejnÄ… bandyckÄ… wyprawÄ™ i sprawdzajÄ… po kolei: Kluczyki do furgonetki? SÄ…. Glany? SÄ…. Kij
baseballowy? Jest. Czy włożyć skórzaną kurtkę? Co za pytanie!
Skoro mowa o strojach, najstosowniej ubrani byli nadkomisarz Riemer i komisarz Burggrave, bo
oboje mieli na sobie ciepłe policyjne kurtki. Za to byli też najbardziej niezadowoleni z całej
sytuacji i w ogóle sprawiali wrażenie, jakbym oderwał ich od znacznie pilniejszych spraw. Co za
bzdura, ale pewnie uważali jako policjanci, że byłoby grubym nietaktem z ich strony nie okazywać
niezadowolenia, że ktoś zmusza ich do spotkania na jego, a nie ich własnych warunkach. Dlatego
też chodzili w kółko, spoglądali na zegarki i na komórki, i tylko dlatego opózniłem rozpoczęcie
spotkania o co najmniej dwie minuty. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl