[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Będę czekał na ciebie w kuchni - krzyknął, mając nadzieję, że zdążą wyjść z do-
mu, zanim przyjęcie się skończy.
Stał przy oknie ze szklaneczką martini w dłoni, spoglądając na widok za oknem,
kiedy nagle poczuł obecność Holly za sobą. Odwrócił się natychmiast i zaniemówił. Nie
był w stanie wykrztusić nawet jednego słowa, wszystko, co mógł zrobić, to jedynie pa-
trzeć. Holly ubrana była w białą, zwiewną, mocno dopasowaną suknię, której misternie
udrapowany przód doskonale podkreślał piękny dekolt, a delikatne, plecione ramiączka
smukłą szyję. Ciemne, gęste włosy, częściowo spięte do góry, a częściowo rozpuszczone,
opadały na ramiona i plecy. Przypomina egipską boginię, pomyślał Jake zafascynowany.
- Czy suknia jest w porządku? - spytała Holly, nerwowo poprawiając maleńki wi-
siorek na szyi.
- Jest bardziej niż w porządku.
Uśmiechnęła się, przepełniona radością, widząc podziw i pożądanie w jego oczach.
To było niezwykłe, że po tym wszystkim, co razem wyprawiali w sypialni, po tych go-
rących intymnych chwilach, które już dawno powinny ją ośmielić, wystarczyło jedno
spojrzenie Jake'a, by znów się rumieniła jak uczennica. Patrzył na nią tak, jakby chciał tu
i teraz zedrzeć z niej tę suknię i, niech Bóg ma ją w swojej opiece, nie broniłaby się. Sa-
ma nie mogła oderwać oczu od Jake'a, który w czarnym garniturze prezentował się nie-
wiarygodnie męsko i pociągająco.
- Dobrze wyglądam? - spytał, widząc jej lustrujące spojrzenie.
- Doskonale. A ja?
- Ty jesteś przepiękna.
- Dziękuję.
Jake nachylił się w jej stronę i rzucił zagadkowo:
- Muszę ci o czymś powiedzieć.
- Tak? - Z jego twarzy wyczytała ekscytację, która jej samej też się udzieliła.
- Rick zamierza dziś ogłosić, że razem przejmiemy prezesurę w Blackstone Dia-
monds.
Holly otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
- Ty i Rick będziecie razem kierowali firmą?
Jake pokiwał głową.
- To dlatego byłem tak zajęty przez te ostatnie dni, chodząc ze spotkania na spo-
tkanie. Pewnie wiesz, że Rick i Kimberly budują dom i chcą założyć rodzinę.
- Cieszę się bardzo i serdecznie ci gratuluję, panie prezesie.
Naprawdę się cieszyła. Fakt, że po tak niedługim czasie uczyniono go współzarzą-
dzającym firmą, świadczył o tym, że został bezwarunkowo zaakceptowany przez rodzinę
Blackstone'ów.
- Lepiej już chodźmy - powiedziała Holly, patrząc na zegar wiszący na ścianie.
Tak naprawdę jedyne, o czym teraz marzyła, to przytulić się do Jake'a i poczuć je-
go wargi na swoich. Bardzo go kochała i bardzo pragnęła wyznać mu swoje uczucia.
Nawet gdyby to miało wszystko między nimi zmienić.
Kiedy dojechali na miejsce, Holly z niepokojem wyjrzała przez okno samochodu.
Wokół budynku był tłum dziennikarzy, wszędzie porozstawiane były ekrany telewizyjne,
kamery, zupełnie jak na gali rozdania Oscarów. Nie zabrakło nawet czerwonego dywanu.
- Gotowa? - zapytał Jake, splatając jej palce ze swoimi w geście otuchy.
Kiwnęła głową, choć miała wrażenie, że żołądek zaraz podejdzie jej do gardła.
Kiedy szofer otworzył drzwi, Jake zdążył jej jeszcze szepnąć na ucho:
- Uśmiechnij się, Holly. Jesteśmy zaręczeni, bierzemy ślub, to będzie najlepsza noc
w naszym życiu.
Tłum dziennikarzy zaraz ruszył w ich stronę.
- Jake, jakie to uczucie być zaręczonym?
- Wyznaczyliście datę?
- Jake! Jeszcze jedno zdjęcie z twoją narzeczoną!
- Holly! Kto zaprojektuje twoją suknię ślubną?
Holly, oślepiona blaskiem fleszy i szumem, miała ochotę uciec i pewnie by to zro-
biła, gdyby Jake nie trzymał jej za rękę, opiekuńczo przygarniając ją do siebie.
- Uśmiechaj się - szepnął, obejmując ją ramieniem. - Pomachaj do tych ludzi i
udawaj, że jesteś zachwycona obecnością tutaj.
- Ale ja nic nie widzę przez te flesze - pisnęła mu do ucha.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]