[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przed wejściem znajdował się mały skwerek z rabatami kwiatów. Do
drzwi wejściowych prowadziła kuta żelazna brama. Wzdłuż ulicy rosły
stare klony i stały stylizowane latarnie.
Anula & polgara
Pięknie tu, bardzo ładna okolica, stwierdziła Emily.
Mieszkała tutaj ponoć od trzech lat, ale nic nie wydało jej się
znajome.
- Wejdę z tobą - powiedziała Claudia, kiedy siostra nadal w
milczeniu przyglądała się kamienicy. - To twoja pierwsza wizyta w
domu. Może ci się coś przypomni i ja mogłabym...
- Nie. - Emily pokręciła głową. - Chcę tam iść sama. Trudno to
wytłumaczyć, ale chciałabym być sama...
Cztery dni Emily przekonywała rodziców, że musi to zrobić.
Rozumiała, że to z miłości są tacy nadopiekuń-czy i przesadnie ostrożni,
ale nadal byli dla niej jak obcy ludzie. To ciągłe napięcie było bardzo
męczące. Na zewnątrz udawała, że wszystko jest w porządku, ale w
środku ciągle czuła się przestraszona i niepewna.
- A może odprowadzę cię tylko do drzwi? - naciskała Claudia.
- Nie.
- Zaniosę ci walizkę.
- Wykluczone.
- Może...
- Claudia!
- No dobrze. - Claudia westchnęła. - Boże, nigdy nie byłaś taka
uparta! Trudno się do tego przyzwyczaić.
- To dotyczy nas obu. - Emily uśmiechnęła się i uścisnęła siostrę. -
Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.
- Obiecałaś, że za godzinę zadzwonisz do mamy.
- I zadzwonię.
- Daniel i ojciec przyprowadzili tu twój samochód.
Stoi z tyłu na parkingu. - Claudia sięgnęła do torebki i wyjęła
kluczyki do samochodu. - To niebieski camry. Twoje klucze zginęły w
pożarze, z całą torebką. W najwyższej szufladzie biurka masz karty
kredytowe, trochę gotówki i czeki. Jeżeli potrzebujesz zrobić zakupy,
mama zadzwoni do naszych dostawców i wszystko ci przyniosą w ciągu
godziny. Gdybyś czegoś potrzebowała albo coś ci się przypomniało.
- Claudia, dosyć! Już wysiadam. Cześć! - I zanim siostra znowu
podjęła przemowę, wysiadła z samochodu i wzięła z tylnego siedzenia
swoją walizkę.
Anula & polgara
Ruszyła w stronę drzwi frontowych kamienicy.
Mama powiedziała, że w tym budynku jest sześć mieszkań. Jej miało
numer cztery i znajdowało się na pierwszym piętrze. Przez chwilę stała
w małym holu, wdychając zapach pieczonego chleba i cytrynowego
środka do czyszczenia. Z mieszkania na parterze dobiegał dźwięk
wiolonczeli. Miejsce wyglądało na wygodne i przyjazne, ale obce.
Kiedy wchodziła na pierwsze piętro, poczuła, że nogi się pod nią
uginają, a serce zaczyna walić. Chciałaby, żeby był teraz przy niej ktoś,
na kim mogłaby się oprzeć. Ale nie Claudia, nie matka i nie ojciec.
Shane.
Myślała o nim cały tydzień, uśmiechając się za każdym razem, kiedy
przypominała sobie wydarzenia z ich wycieczki po morzu. Za każdym
razem, gdy rozpamiętywała ich pocałunek, to, jak ją obejmował, czuła,
że się czerwieni. Była pewna, że już wcześniej się całowała, ale nie
pamiętała tego. Teraz pocałunek Shane'a był dla niej absolutnie
pierwszy. Ekscytujący, cudowny, przeszywający rozkosznym
dreszczem...
Poprosiła go o to, i pragnęła więcej.
Ale on, niestety, nie.
Pływali w morzu, a potem zjedli podwieczorek. Gdy wrócili do portu,
Shane odwiózł ją do domu i grzecznie odprowadził do drzwi.
Powiedział, żeby uważała na siebie, i odszedł. Nie pocałował jej na
dobranoc ani nie obiecał, że zadzwoni.
Nie miała do niego pretensji. Chociaż wiedziała, że jest atrakcyjna,
nie była żadną femme fatale. Shane prawdopodobnie gustował w innych
kobietach. Na pewno w takich, które pamiętają swoje nazwisko...
Usłyszała, jak w jednym z mieszkań na parterze dzwoni telefon, i to
skierowało jej myśli na chwilę obecną. Ruszyła na górę po schodach
wyłożonych dywanem. Stanęła przed drzwiami swojego mieszkania i
włożyła do zamka klucz, który rano dała jej matka.
Drzwi się otworzyły. Emily weszła do środka.
Nie potrafiła określić, co poczuła, ale to było jakieś dziwne doznanie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]