[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zamiast ofiary życia, którą jej proponowałem żądała ode mnie takich wybryków, jak wtedy
z baronem! Czyż to nie oburzające? Czyżby ten Francuz był dla niej całym światem? A mister
Astley? Ale tu wszystko już stawało się dla mnie niezrozumiałe, a tymczasem Boże jak ja
się męczyłem!
60
Iwan Bałakiriew (1699-?), błazen cesarzowej Anny, znany z dowcipu i pomysłowości.
Po przyjściu do domu w porywie wściekłości schwyciłem pióro i napisałem do niej, co
następuje:
Polino Aleksandrowna, widzę wyraznie, że zbliża się rozwiązanie, które naturalnie
dotknie i Panią. Powtarzam po raz ostatni: czy potrzebne Pani moje życie, czy nie? Jeżeli
mógłbym się przydać, choćby w czymkolwiek niech Pani mną rozporządza, a ja tymczasem
będę w swoim pokoju, przynajmniej po większej części, i nigdzie nie wyjadę. Jeżeli będzie
trzeba proszę napisać albo mnie wezwać.
Zapieczętowałem i wysłałem tę kartkę przez służącego, z poleceniem oddania do rąk
własnych. Nie spodziewałem się odpowiedzi, ale po upływie trzech minut służący wrócił i
oświadczył, że pani kazała się kłaniać .
Około siódmej wezwano mnie do generała.
Generał był w gabinecie, ubrany tak, jakby miał zamiar gdzieś wyjść. Kapelusz i laska
leżały na kanapie. Zdawało mi się, gdym wchodził, że stał pośrodku pokoju, z rozstawionymi
nogami i spuszczoną głową, i mówił coś na głos do siebie. Ale gdy tylko mnie zobaczył
podbiegł do mnie omalże nie z krzykiem, tak że mimo woli cofnąłem się i chciałem uciec; ale
on schwycił mnie za ręce i pociągnął do kanapy; sam usiadł na kanapie, mnie posadził
naprzeciwko siebie na fotelu, i nie puszczając moich rąk, z drżącymi wargami, ze łzami, które
nagle zabłysły na jego rzęsach, powiedział błagalnym głosem:
Aleksy Iwanowiczu, niech pan mnie ratuje, niech pan mnie ratuje, niech siÄ™ pan zlituje
nade mnÄ…!
Długo nie mogłem nic zrozumieć; bez ustanku mówił, mówił, mówił i wciąż powtarzał:
Niech się pan zlituje nade mną! W końcu domyśliłem się, że oczekuje ode mnie czegoś w
rodzaju rady, albo też, opuszczony przez wszystkich, w rozpaczy i trwodze przypomniał sobie
o mnie i wezwał mnie, żeby tylko mówić, mówić, mówić.
Zwariował, a przynajmniej kompletnie stracił głowę. Składał ręce i gotów był rzucić się
na kolana przede mną, abym (jak państwo myślicie?) natychmiast poszedł do mlle Blanche i
ubłagał ją, namówił, żeby do niego wróciła i wyszła za niego za mąż.
Ależ panie generale zawołałem przecie mlle Blanche chyba dotychczas jeszcze nie
zauważyła mojego istnienia! Cóż ja tu mogę zrobić?
Ale daremnie było mu perswadować; nie rozumiał, co się do niego mówiło. Zaczynał
mówić i o babci, ale zupełnie bez sensu; ciągle jeszcze myślał o wezwaniu policji.
U nas, u nas zaczynał, wybuchając nagle oburzeniem słowem, u nas, w porządnie
zorganizowanym państwie, gdzie jest władza, zaraz by się zaopiekowano takimi staruchami!
Tak, szanowny panie, tak ciÄ…gnÄ…Å‚ dalej, wpadajÄ…c nagle w ton gromiÄ…cy, podnoszÄ…c siÄ™ z
miejsca i chodząc po pokoju pan jeszcze o tym nie wiedział, szanowny panie zwrócił się
do jakiegoÅ› fikcyjnego szanownego pana w kÄ…cie no to siÄ™ pan dowie& u nas takie staruchy
krótko się trzyma& tak& o, niech to diabli wezmą!
I rzucał się znów na kanapę, a po chwili, omal nie płacząc, zasapany, zaczynał mi mówić
że przecież mlle Blanche dlatego nie chce za niego wyjść, że zamiast depeszy przyjechała
babcia i że teraz już jest jasne, że nie otrzyma spadku. Zdawało mu się, że ja nic jeszcze o tym
nie wiem. Zacząłem mówić o des Grieux; machnął ręką: Wyjechał! Wszystko, co mam, jest
u niego zastawione; jestem goły jak bizun! Te pieniądze, które pan przywiózł& te pieniądze
nie wiem, ile ich tam jest, zdaje się, coś siedemset franków zostało, i tyle, to wszystko, a co
dalej nie wiem, nie wiem!&
Jakże pan hotel zapłaci? zawołałem z przestrachem i& cóż potem?
Popatrzył w zamyśleniu, ale, zdaje się, nic nie rozumiał, a nawet nie dosłyszał może
moich słów. Spróbowałem mówić o Polinie Aleksandrownie, o dzieciach; odpowiedział
pośpiesznie: Tak! tak! ale zaraz znowu zaczynał mówić o księciu, o tym, że teraz Blanche
z nim odjedzie i wówczas& wówczas cóż mam robić, Aleksy Iwanowiczu? zwracał się
nagle do mnie na Boga! Cóż mam robić niech pan przyzna, przecież to niewdzięczność!
Przecież to niewdzięczność?
W końcu zalał się rzęsistymi łzami.
Nie było co robić z takim człowiekiem; zostawić go samego również było niebezpiecznie;
kto wie, mogło mu się coś przytrafić. Zresztą, udało mi się go jakoś pozbyć, ale dałem znać
niani, żeby często do niego zaglądała, i oprócz tego pomówiłem ze służącym, człekiem
bardzo sprytnym; ten również obiecał mi, że będzie uważał.
Zaledwie opuściłem generała, zjawił się u mnie Potapycz z wezwaniem do babci. Była
ósma i babcia dopiero co wróciła z kasyna po ostatecznym zgraniu się. Udałem się do niej:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]