[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wobec tego postanowił, że sam zarobi na rower - był tak zdeterminowany, że nie pomyślał, że praca,
którą podjął, może być dla niego za ciężka. Pracował przy rozbiórce starego poniemieckiego domu.
Czyścił cegły. Pracował przy samym murze. Feralnego dnia przejeżdżająca ciężarówka nie wyrobiła się
na zakręcie i z wielką siłą uderzyła w mur, przy którym pracował. Cała ściana zwaliła się na Sławka - na
szczęście nie zabiła go, ale nikogo przy tym nie było, a kierowca zwiał z miejsca wypadku. Sławek
stracił przytomność - nie wiadomo, jak długo leżał. Gdy się ocknął, wstał i poszedł w kierunku domu.
Mijał przechodniów, a oni nie zwracali uwagi na jego zakrwawioną głowę.
Kiedy już wyzdrowiał, postanowił podjąć się innej pracy - tak bardzo zależało mu na tym
rowerze. Zbierał butelki i makulaturę. Kiedy zebrał wystarczająco dużo pieniędzy, szczęśliwy pochwalił
42
się mamie. Wtedy mama usilnie zaczęła go namawiać, żeby zamiast roweru kupił sobie ubrania. Miał
słaby charakter i uległ. Poszedł z mamą do sklepu z odzieżą i za wszystkie pieniądze kupił sobie ciuchy.
Bardzo szybko zrozumiał, że wyręczył mamę w rodzicielskim obowiązku ubrania go, a jego marzenie
jeszcze długo miało pozostać niespełnione.
Nasza ciotka z Ameryki, która przysyłała nam paczki, czasami pomagała nam wtedy finansowo.
Szczególnie hojna bywała, kiedy dowiadywała się, że jestem chora i leżę w szpitalu. Wysyłała rodzicom
dolary, a oni wcale nie kupowali za nie soków ani owoców dla mnie, tylko wpłacali na konto i cieszyli
się, że kupią sobie alkohol na święta. Sławek chciał wyjechać do Ameryki. Widział tam swoją wielką
życiową szansę. Błagał tatę, żeby napisał do cioci i poprosił ją, aby mu pomogła. Tatuś zgodził się
i napisał do niej list. Po miesiącu ciocia przysłała pieniądze na bilet, a tato natychmiast wpłacił je do
banku. Sławek nigdy nie dostał tych pieniędzy. Dowiedział się o tym dopiero po wielu latach i to
zupełnie przez przypadek. Było mu przykro i bardzo płakał. Rodzice zdążyli już wydać jego pieniądze
na podróż do wymarzonej Ameryki.
Brat miał swoiste poczucie humoru. Lubił żarty i psikusy. Wykopywał w ogrodzie głębokie doły
i przykrywał je kawałkami cieniach listewek. Na listewki nakładał wielkie liście łopianu. W ten sposób
powstawała zasadzka. Czekała na ofiarę. W taką zasadzkę wpadła babcia naszych sąsiadów z góry. Na
podwórku zapanowało wielkie poruszenie, ponieważ zdrowo się poturbowała i nie mogła wyjść z dołu.
Przybiegł do nas jej zięć z pretensjami, że ktoś próbował zabić babcię. Bratu się porządnie oberwało
i od tej pory przestały się go trzymać takie żarty. Było nam ogromnie żal biednej staruszki, ponieważ
bardzo ją lubiliśmy.
BRACISZEK I SIOSTRZYCZKA
Brat kolekcjonował znaczki pocztowe. Miął lalka klaserów, z którymi starannie się obchodził.
Siostra nie lubiła brata i zazdrościła mu jego pasji. Sama żadnych zainteresowań nie miała. Kiedy
między nimi wybuchał konflikt, Aneta ze złośliwym uśmieszkiem bez skrupułów zabierała się za
niszczenie mu znaczków. Na jego oczach po kolei wyjmowała i darła najpiękniejsze okazy. Sławek
dostawał białej gorączki i z wściekłością bił ją po twarzy. Wtedy ona, trzymając mocno klaser, targała
następny znaczek. Ona znaczek - on ją w pysk! Trwało to tak długo, aż miała dość bicia i uznała, że
zniszczyła mu wystarczająco dużo znaczków. Wydawało mi się śmieszne, że woli być bita, niż ustąpić.
Była też mściwa w stosunku do mnie. Właściwie trudno się jej dziwić, bo mama od początku
popełniała same błędy wychowawcze. Kiedy byłyśmy małymi dziewczynkami, przeważnie ubierała nas
jednakowo. Często miałyśmy na sobie spodnie i do tego sukienki w pepitkę.
Tak dziwacznie ubrane chodziłyśmy z mamą na nudne wizyty do jej koleżanek. Stałyśmy
nieśmiało obok niej i nie mogłyśmy się bawić, a mama załatwiała swoje sprawy Bardzo lubiła przy
koleżankach porównywać nas do siebie. Wyglądało to mniej więcej tak:
- Jak ci się, Irenko, wydaje, która z moich córek jest ładniejsza? Halszka czy ta starsza?
Aneta w tym momencie czerwieniała i nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić.
- No, wydaje mi się, że Halszka - odpowiadała pewna siebie koleżanka mamy. - Poza tym jest
wyższa i zgrabniejsza. - A także ładniejsza na buzi - dodawała rezolutna koleżanka. - Mnie też
[ Pobierz całość w formacie PDF ]