[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jedynie słuchem wewnętrznym.
Dopiero wówczas słowo w pełni uobecnia się w tekście literackim. Czyni obecnym nie tylko
to, co wypowiedziane, ale także siebie w swojej zjawiającej się rzeczywistości brzmieniowej.
Podobnie jak styl, jako pewien sprawczy czynnik, współtworzy dobry tekst, a przecież nie
wysuwa się na pierwszy plan niczym jakiś stylistyczny ornament, tak również rzeczywistość
brzmieniowa słowa i mowy jest nierozerwalnie związana z przekazywaniem sensu. Z drugiej
wszak strony, gdy mowę określa antycypacja sensu, tak że pomijając jej przejawianie się,
wczytujemy i wsłuchujemy się bez reszty w przykazywany sens, wówczas samoprzejawianie się
każdego słowa w jego brzmieniu oraz melodia brzmieniowa mowy mają swoje znaczenie także
dla tego, co przez słowa wypowiedziane. Powstaje osobliwe napięcie między kierunkiem, ku
któremu zmierza sens mowy, a jej samoprezentacją. Każdy z członów mowy, każde pojedyncze
słowo, które wpisuje się w sensowną całość zdania, samo jest pewnego rodzaju sensowną całością,
o ile za sprawą swojego znaczenia przywołuje jakąś myśl. Jeśli przy tym realizuje się we
własnych granicach, a nie tylko służy jako środek pozostającego do odgadnięcia sensu mowy,
wówczas może się rozwinąć różnorodność sensu za sprawą własnej siły wyrazu słowa. O
konotacjach, które współbrzmią, mówi się wówczas, gdy w jakimś tekście literackim słowo
15
pojawia się we właściwym sobie znaczeniu.
Poszczególne słowo jako nośnik swojego znaczenia oraz jako współnośnik sensu mowy jest
przy tym tylko jej abstrakcyjnym momentem. Wszystko należy postrzegać w większej całości
syntaksy. W tekście literackim jest to wszelako syntaksa, która niekoniecznie i nie tylko jest
syntaksą zwyczajnej gramatyki. Tak jak mówca korzysta z syntaktycznych swobód, które
słuchacz mu przyznaje dlatego, że nadąża za wszelkimi modulacjami oraz gestykulacjami
mówienia, tak też tekst poetycki posiada na wszystkich ujawnianych poziomach własne
syntaktyczne przestrzenie wolności. Tworzy je rzeczywistość brzmieniowa, dopomagając całości
tekstu w osiągnięciu wzmożonej siły wyrazu. Z pewnością już w obszarze zwykłej prozy
widać, że mówienie [die Rede] nie jest pisaniem [Schreibe], a wykład żadnym odczytem, to
znaczy żadnym paper. Odnosi się to tym bardziej do literatury w wyższym sensie tego słowa.
Przezwycięża ona abstrakcyjność bytu pisanego nie tylko za sprawą czytelności tekstu, to znaczy
zrozumiałości jego sensu. Tekst literacki ma raczej pewien autonomiczny status. Jego językowa
obecność jako obecność tekstu wymaga powtórzenia brzmienia oryginalnego, ale tak, żeby nie
odwoływało się ono aż do zródłowego mówienia, lecz uprzedzająco spoglądało na nowy idealny
dyskurs. Splot znaczeniowych odniesień nigdy całkowicie nie wyczerpuje się w relacjach
zachodzących między podstawowymi znaczeniami słów. To właśnie współwystepujące relacje
znaczeniowe, które nie są zintegrowane z teleologią sensu, zapewniają wypowiedzi literackiej jej
bogactwo. Z pewnością nie wyszłyby one na jaw, gdyby całość mowy, by tak rzec, nie
przytrzymywała przy sobie, nie zapraszała do zatrzymania i nie zachęcała czytelnika albo
słuchacza do stania się kimś, kto wciąż słucha i słucha. Ale owo stawanie się słuchającym
pozostaje pomimo to, jak każde słuchanie, słuchaniem czegoś słuchaniem ujmującym to, co
usłyszane, jako sens mowy.
Trudno powiedzieć, co jest tu przyczyną, a co skutkiem; czy przyczyną tą jest zyskanie
bogactwa znaczeniowego, które zawiesza swoją funkcję komunikacyjną oraz swoją referencję i
czyni tekst tekstem literackim, czy jest na odwrót tak że rezygnacja z odtwarzania
rzeczywistości, która wyróżnia tekst jako poezję, to znaczy jako samoprzejawianie się języka,
pozwala dopiero ujawnić się bogactwu znaczeniowemu mowy w całej pełni? Jedno i drugie jest
jak widać nieoddzielne i zależeć będzie od każdorazowego wkładu językowego fenomenu w
całość sensu, tak jak wkład ten mierzy się w różny sposób na skali wypełniającej przestrzeń
między prozą poetycką a czystą poezją.
Jak skomplikowaną rzeczą jest scalenie mowy w jedność i wkomponowanie w całość jej części
składowych, to znaczy słów, widać wyraznie na przykładzie pewnego skrajnego przypadku, gdy
słowo w swojej wieloznaczności aspiruje do bycia samodzielnym nośnikiem sensu. Coś takiego
nazywamy grą słów. Nie można zaprzeczyć, że używana często jedynie jako ozdobnik
pozwalający zabłysnąć intelektowi mówcy, ale całkowicie podporządkowana jego intencji
znaczeniowej, może ona stać się samodzielna. W konsekwencji intencja znaczeniowa mowy jako
całości traci nagle swoją przejrzystość. Spoza całości brzmienia przebija wówczas ukryta całość
różnorodnych, a nawet przeciwstawnych znaczeń. Hegel mówił w takim wypadku o dialektycznym
instynkcie języka, a Heraklit rozpoznał w grze słów jednego z najważniejszych świadków swej
naczelnej myśli, że to, co przeciwstawne, jest w istocie tym samym. Ale to jest filozoficzny sposób
mówienia. Chodzi tu o przerwanie naturalnego ciągu znaczeniowego mowy, które dla myślenia
filozoficznego okazuje się twórcze, ponieważ język zmuszony jest w ten sposób do porzucenia
swoich bezpośrednich znaczeń przedmiotowych i przyczynienia się do powstania myślowych
odzwierciedleń. Wieloznaczności tkwiące w grach słownych stanowią najbardziej zwarte formy
przejawiania się tego, co spekulatywne, które ujawniają się w sprzecznych sądach. Jak mówił
Hegel, przedstawieniem tego, co spekulatywne, jest dialektyka.
Jeśli chodzi o tekst literacki, to sprawa wygląda inaczej, i to z następującej przyczyny:
funkcja gry słów koliduje po prostu z pełną treści wieloznacznością słowa poetyckiego.
Znaczenia współistniejące ze znaczeniem podstawowym ofiarowują językowi jego literackie
16
bogactwo, dzięki temu jednak, że podporządkowują się jedności sensu mowy, pozwalając
innym znaczeniom tylko pobrzmiewać. Gry słów nie są zwykłymi grami wielowymiarowości
czy też poliwalencji słów, z których składa się mowa poetycka w nich raczej ścierają się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]