[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z drugim!
Pisnął szczur przerażony, próbując wymknąć się i uciekać, ale policja nadworna tak go
nasiadła, że się poddać musiał.
Triumf był niezmierny!
Z okrzykami, ze śpiewem wracały Krasnoludki z wyprawy, wiodąc jeńca i niosąc worki z
odzyskanym ziarnem na powrót do swego podziemia.
III
Uroczyście, wspaniale otwarł się sąd królewski w Słowiczej Dolinie. Król jegomość
wystąpił w całym majestacie. Purpurowy płaszcz jego niósł za nim opasły paz Krężołek, złota
korona błyszczała na królewskiej głowie, a brylantowe berło siało takie blaski jak
wschodzące słońce.
Przed stopniami sali sądowej stał oskarżyciel państwa, bystry Kocie-Oczko; tuż za nim
Mikuła i Pakuła w paradnych mundurach; dokoła, lecz w pewnym oddaleniu, tłoczyły się
Krasnoludki, a wszystkie oczy zwrócone były na oskarżonego.
Stał on pochylony, skurczony, w ubogiej sukmance na grzbiecie, mając przednie łapki
mocno związane za plecami, pozieleniały ze wzruszenia i ze strachu, a tak drżący, że nogi
widocznie trzęsły się pod nim jak w febrze.
Właśnie wymowny Kocie-Oczko, skończywszy przedstawiać jego winę, żądał surowej
kary: już co najmniej powieszenia na najwyższej gałęzi dębu oraz zwrotu strat i kosztów
procesu.
Szanowny oskarżyciel aż zachrypł w ciągu tego wywodu i fularem ocierając zapocone
czoło sapał głośno.
Król skinął berłem i zapytał sam:
 Jak się zowiesz, nieszczęśniku? Zsiniał szczur i na nogach się zachwiał, aż popchnięty
ku królowi przez Mikułę:
 Wiechetek, do usług!  rzecze cichym głosem.
A król:
 Dlaczego zabrałeś to ziarno?
 Głodny byłem... nędzarz byłem, dzieci moje konały z głodu...
 Ale głód nie daje prawa do cudzego mienia. Czy nie tak?
93
 Tak, miłościwy królu!  odrzecze Wiechetek drżąc cały.
 Więc cóż masz na swoją obronę?  spytał król.
 Nic... prócz głodu... Głód... straszny głód...
 Ale nie mogłeś i przy największym głodzie zjeść tej miary zboża. Dziesiąta część
wystarczyłaby tobie i dzieciom twoim.
 Zimy się bałem... Najmiłościwszy królu... Zima strasznie długa, ciężka... Połowa moich
dzieci wyginęła tamtej zimy, królu! Ach, jak cierpiały strasznie!... Najmłodsze...najmłodsze
dziecko moje, królu, umierało w oczach moich z głodu... Sześć dni, sześć nocy patrzałem na
to... i żyłem... żyłem... i nie mogłem sam za niego skonać... nie mogłem!
Odwrócił król oblicze sędziwe, na którym malowała się litość, a w drużynie Krasnoludków
słychać było ciche łkanie. To Pietrzyk płakał.
Wiechetek mówił dalej:
 Po najmłodszym umierał starszy... Starszy syn mój, królu, umierał w moich oczach...
Dziesięć dni, dziesięć nocy konał... i ja patrzałem na to... i nie mogłem umrzeć za niego sam,
choć umierałem z nim razem!
Zmarszczył król brew, żeby powstrzymać łzę nadbiegającą do oczu; w drużynie
Krasnoludków słychać było głębokie westchnienie; Pietrzyk łkał głośno.
Wiechetek mówił dalej:
 A potem umierał trzeci. Trzeci syn mój, królu, umierał...
Z głodu syn mój umierał, o królu, a ja patrzałem na to... w moich oczach..., królu, syn mój
umierał z głodu... A ja nie mogłem umrzeć!
Wtem począł się trząść bardzo i zmrużywszy oczy:
 Głód... głód... głód... szeptał nieprzytomnym głosem. Ale król Błystek podniósł berło i
rzekł:
 Srogim być muszę, boś zawinił srodze. Ziarno to było siewne, na siew dla podobnego
tobie nędzarza przeznaczone, który też głodne dzieci ma. Niech się nad tobą spełni
sprawiedliwość.
 Zmierć! Zmierć złoczyńcy!  zawołał Kocie-Oczko.
 Zmierć!  powtórzyli za nim Mikuła i Pakuła jednym srogim głosem. Wiechetek stał
jakby porażony, trzęsąc się i patrząc obłąkanym wzrokiem.
Król odwrócił się i już miał sądny tron opuścić, kiedy wtem Pietrzyk rzucił się ku niemu z
tłumu i do nóg mu padłszy zawołał:
 Głosu chcę za nim! Głosu za skazanym, miłościwy królu! Głosu, któryś mi sam dać
chciał. Głosu! Głosu chcę!...
 Więc go masz!  rzecze król; schylił się ku niemu i dotknął go berłem łaskawie.
A Pietrzyk z Å‚kaniem:
 Więc przebacz! Przebacz, królu dobry! Przebacz! Powiedz, powiedz, królu, że
przebaczasz! To pieśń moja będzie! To moja najcudowniejsza pieśń będzie! Moja jedyna!
A inszej nie chcÄ™! Nie chcÄ™!...
Zapłakał stary król widząc taki gwałt żałości w ulubionym słudze i rzecze:
 Zwyciężyłeś, Pietrzyku! Zwyciężyłeś miłosierdziem sprawiedliwość moją. Niechże się
stanie po twej woli! Tu skinął berłem i rzekł:
 Puścić mi wolno nędzarza tego i nakarmić dzieci jego!
Ze stołu mego mają odtąd pożywać chleb dzieci jego. A ziarno dziś jeszcze oddać
oraczowi i ziemi, która siewu czeka.
IV
94
Po same łokcie roboty miała sierotka, zanim jako tako chatę Skrobkową oprzątnęła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl