[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wojny światowej ulicy, która od tego czasu była nieustannie przebudowywana. Z zewnątrz
wyglądał jak prywatna rezydencja lub biuro adwokata. Prowadziły doń pojedyncze czarne
drzwi ze skrzynką na listy, lecz jedyne przesyłki, które kiedykolwiek tam doręczano, to
niezamówione foldery reklamowe. Raz w miesiącu zabierano je z wycieraczki i palono.
Owszem, w budynku zapalały się i gasły światła, lecz sterowały nimi wyłączniki czasowe.
Nikt w nim nie mieszkał. Mimo wysokich cen nieruchomości w Londynie przez większą
część roku stał nieużywany.
O godzinie ósmej wieczorem zatrzymała się przed nim taksówka. Wysiadł z niej mniej więcej
pięćdziesięcioletni mężczyzna o hinduskich rysach. Miał na sobie garnitur i lekki płaszcz
przeciwdeszczowy zarzucony na ramiona. Zapłacił kierowcy i odczekał, dopóki taksówka nie
odjechała. Potem wyciągnął klucz z kieszeni, podszedł do drzwi i otworzył je. Jeszcze raz
szybko rozejrzał się dookoła. Stwierdziwszy, że nikt go nie śledzi, wszedł do środka.
Z wąskiego, nieskazitelnie czystego korytarza prowadziły schody na piętro. Ostatni raz był tu
kilka miesięcy wcześniej, więc zatrzymał się na chwilę, żeby przypomnieć sobie szczegóły
rozkładu wnętrza: pusty korytarz, drewniane schody, ściany w kolorze kremowym,
staromodny włącznik świateł przy poręczy. Nic się nie zmieniło. Mężczyzna żałował, że tu
przyszedł. Ilekroć się tu pojawiał, miał nadzieję, że nie będzie musiał wracać.
Skierował kroki na górę. Wyłożony kosztowną wykładziną korytarz na piętrze utrzymany był
w bardziej nowoczesnym stylu. Oświetlały go halogenowe lampy, a każdego rogu strzegła
obrotowa kamera. Po drugiej stronie korytarza znajdowały się kolejne drzwi, tym razem
zrobione z przyciemnianego szkła. Otworzyły się automatycznie, gdy mężczyzna zbliżył się
do nich, a potem bezszelestnie za nim zamknęły.
Nexus znów był w komplecie. Dwanaście osób: ośmiu mężczyzn i cztery kobiety. Zjeżdżali
się tu ze wszystkich stron świata. Widywali się bardzo rzadko, ale regularnie kontaktowali się
ze sobą drogą telefoniczną lub emailową. Wszyscy dysponowali dużymi wpływami. Mieli
kontakty w sferach rządowych, w tajnych służbach, biznesie, Kościele. Nikomu nie mówili,
dokąd wybierają się dzisiaj wieczorem. Niewiele osób spoza ich kręgu wiedziało o istnieniu
organizacji, do której należeli.
Oprócz stołu i dwunastu skórzanych foteli w pokoju było niewiele innych mebli. Trzy
telefony i komputer stały obok siebie na długiej drewnianej szafce. Zegary pokazywały czas
w Londynie, Paryżu, Nowym Jorku, Moskwie, Pekinie i - co dziwniejsze - w Limie, stolicy
Peru. Różne mapy świata wisiały na ścianach, które - chociaż nie było sposobu, żeby się o
tym przekonać - były dzwiękoszczelne i zawierały nowoczesny sprzęt zakłócający,
uniemożliwiający podsłuchanie tego, co działo się w tym pomieszczeniu.
Hindus skinął głową i zajął miejsce w ostatnim wolnym fotelu.
- Dziękuję panu za przybycie, profesorze Dravid. - Osoba wypowiadająca te słowa siedziała u
szczytu stołu. Była to kobieta około czterdziestki, ubrana w prostą czarną sukienkę i żakiet
zapinany pod szyję. Miała szczupłą, rzezbioną twarz i czarne krótko ścięte włosy. Wzrok
miała dziwnie nieskoordynowany. Mówiąc, nie spoglądała na profesora. Nie mogła, była
bowiem niewidoma.
- Bardzo się cieszę, że panią widzę, panno Ashwood - odparł Dravid. Miał głęboki głos i
starannie wymawiał słowa.
- Właściwie i tak jestem w Anglii. Pracuję w Muzeum Historii Naturalnej. Ale cieszę się, że
wszyscy inni zdążyli przybyć. Spotkanie zwołano w bardzo krótkim terminie i wiem, że
niektórzy z was mieli do pokonania długą drogę.
Skinął głową ku siedzącemu obok mężczyznie, który przyleciał aż z Sydney w Australii.
- Jak wszyscy wiecie, panna Ashwood zadzwoniła do mnie trzy noce temu, prosząc o
zwołanie nadzwyczajnego spotkania Nexusa. Po rozmowie z nią przyznałem, że sprawa
rzeczywiście jest bardzo pilna. Jeszcze raz dziękuję wszystkim za przybycie.
Dravid zwrócił się teraz do panny Ashwood:
- Proszę opowiedzieć wszystkim o tym, o czym mi pani mówiła.
- Oczywiście. - Dłoń panny Ashwood powędrowała ku szklance stojącej przed nią na stole.
Kobieta upiła łyk wody.
- Od naszego ostatniego spotkania minęło siedem miesięcy - zaczęła. - Powiedziałam wam
wtedy, że wyczuwam narastające niebezpieczeństwo. Miałam przeczucie, że dzieje się coś
bardzo złego. Zgodziliśmy się nadal śledzić rozwój wypadków, co zresztą zawsze robimy. To
my jesteśmy oczami świata. Mimo że ja widzę trochę inaczej.
Przerwała.
- Niebezpieczeństwo nadal narasta - mówiła dalej. - Od wielu tygodni zastanawiałam się, czy
nie powinnam była was wezwać, i kilkakrotnie zasięgałam w tej sprawie zdania profesora
Dravida. Ale teraz nie możemy już dłużej zwlekać. W głębi serca jestem przekonana, że nasze
najgorsze obawy właśnie mają się spełnić. Krucze Wrota niedługo zostaną otwarte.
Przy stole zapanowało poruszenie, lecz kilkoro spośród zebranych miało wątpliwości.
- Jakie ma pani na to dowody, panno Ashwood? - zapytał jeden z mężczyzn, wysoki, o
oliwkowej karnacji. Na spotkanie przybył z Ameryki Południowej.
- Doskonale zna pan moje dowody, panie Fabian. Wie pan, dlaczego zaproszono mnie do
uczestnictwa w Nexusie.
- Mimo wszystko... Co pani powiedziano?
- Nic mi nie powiedziano. Niestety, to nie takie proste. Mogę wam tylko powiedzieć, co
czuję. I właśnie teraz wyczuwam, że w powietrzu unosi się trucizna. Wyczuwam ją i z każdą
minutą jest coraz gorzej. Ciemność zbliża się i nabiera kształtów. Musicie mi zaufać.
- Mam nadzieję, że nie po to nas tutaj wezwano dzisiaj wieczorem - odezwał się starszy
mężczyzna. Był biskupem. Miał na sobie koloratkę i złoty krzyż zawieszony na szyi. Zdjął
okulary i czyścił je, mówiąc dalej. - Bardzo dobrze znam pani zdolności, panno Ashwood, i
żywię wobec nich wielki szacunek. Ale czy naprawdę może pani od nas wymagać wiary, że
coś rzeczywiście się dzieje, nie przedstawiając na to żadnych dowodów?
- Myślałam, że tutaj właśnie chodzi o wiarę - ripostowała panna Ashwood.
- Wiarę chrześcijańską spisano, ale historii Pradawnych Istot nikt nigdy nie spisał.
- To nieprawda - mruknął Dravid, podnosząc w górę palec. - Proszę nie zapominać o
hiszpańskim mnichu.
- Zwiętym Józefie z Kordoby? Jego księga zaginęła, a samego Józefa zdyskredytowano całe [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl