[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mężczyzną i stawiał zacięty opór, solidnie poturbował przy tym swoich prześladowców.
Potem doprowadzono go na wzgórze koło kościoła po drugiej stronie jeziora i ścięto. Nie
bawiono się w długi proces i w ogóle chyba nie odbywało się to dokładnie zgodnie z prawem,
bo jego synowi, Torowi, wówczas; młodemu chłopcu, za udział w bandyckich napadach
odcięto obie dłonie; najwyrazniej pamiętano jeszcze stare, barbarzyńskie metody karania
złodziei. Cały zrabowany przez złodziei majątek odzyskano i umieszczono w banku, a
mieszkaÅ„cy Myrsökket, którzy najwidoczniej odczuwali wyrzuty sumienia, ponieważ tutaj
pochwycono i stracono Vilde - Knuta, zaopiekowali się osieroconym Torem. Jak się okazało,
wyrósł na niezwykłe dobrego człowieka. Mimo swojej ułomności wykarczował miejsce, w
którym teraz mieszkam, wybudował dom i nadał kształt całej wsi. Ożenił się potem z Liv
Borgestad...
- A więc był twoim dziadkiem ze strony ojca?
- Tak. I dziadkiem Jona Huusa ze strony matki.
- No tak! On i Liv mieli kilka córek i jednego jedynego syna, prawda?
- Właśnie. Jednak od tamtej pory nieustannie procesowano się o ten wcale niemały
majątek. Oczywiście chciało go dostać państwo, ale Tor Vile i jego spadkobiercy uważali, że
majÄ… do niego prawo. Teraz podejrzanym skarbem Vilde - Knuta rozporzÄ…dza Erik Bjor,
prezes zarzÄ…du banku.
- Erik Bjor sam jest jednym ze spadkobierców, tak?
- Zgadza siÄ™.
Mads dokładnie zapamiętał tę informację.
- A co z prawowitymi właścicielami skradzionego majątku, czy oni się o niego nie
upominali?
- Udało się, oczywiście, odnalezć kilku z nich, ale większą część majątku zatrzymano.
Ale, powracając do naszej rodziny, to jest tak, że Jon Huus i ja urodziliśmy się jakby o jedno
pokolenie pózniej. Po naszej stronie rodziny Vile była ogromna luka między pokoleniami. Tor
Vile nie został od razu zaakceptowany przez miejscowe dziewczęta i upłynęło sporo czasu,
zanim zrozumiały, że jest z zupełnie innej gliny niż ojciec. Możecie zresztą sami obliczyć, że
dwoje najmłodszych dzieci musiało się urodzić w jesieni jego życia. Długo oczekiwanemu
synowi nadał na chrzcie imię Knut, na cześć swego niepokornego ojca. Najmłodszym
dzieckiem była matka Jona i Kari. Czy nadążacie za mną?
- Sądzę, że tak - odpowiedział niepewnie Mads. - Czy możesz to narysować? Mam tu
kartkę i ołówek.
- Mogę spróbować. Chyba mniej więcej tak to będzie wyglądać:
(Do narysowanej przez Torsteina tablicy genealogicznej nie zostały wprowadzone
pozostałe córki Tora Vile i ich potomstwo, ponieważ nie występują w niniejszej książce)
Pozostałe wyjaśnienia: Berit i Per Huus byli dziećmi Johannesa Huusa i Karin
Borgestad (z rodu Södra Borgestad).
Pisząc i rysując, Torstein Vile jednocześnie wyjaśniał:
- Byłem jedynym dzieckiem Knuta, a gdy się urodziłem, miał już ponad pięćdziesiąt
lat. Dlatego moi rówieśnicy nie są wcale moim ciotecznym rodzeństwem, lecz ich dziećmi lub
wnukami, a jest ich całe mnóstwo!
- No, aż tyle ludzi nie mieszka chyba w Myrsökket.
- Nie, oczywiście, że przesadzam - zaśmiał się Torstein Vile. - Kari też była ode mnie
młodsza o całe szesnaście lat.
Mads zapytał:
- W każdym razie z całej tej skomplikowanej kroniki rodzinnej wynika, że jesteś
jedynÄ… osobÄ… we wsi noszÄ…cÄ… nazwisko Vile?
- Zgadza siÄ™.
- A więc właściwie to ty jesteś jedynym prawowitym spadkobiercą złota Vilde -
Knuta?
- Nie chcę dostać skradzionego majątku. Nie ja się procesuję.
- Nie, ty nie masz powodu się procesować. Przecież skarb należy do ciebie.
Siri i Mads wymienili spojrzenia. Skarb miał należeć także do Pedera. On był
następnym głównym spadkobiercą. Ale teraz już nie żył.
- Mówiąc o Vilde - Knucie... - odezwał się po namyśle Vile. - Ostatnio wydarzyło się
coś dziwnego. Protokół z rozprawy Vilde - Knuta był przechowywany w kancelarii sądowej.
Przed kilkoma laty chciał go zobaczyć pewien historyk. Wtedy okazało się, że dokument
zaginął. Został skradziony. Musiało się to zdarzyć na krótko przed przyjazdem tego
naukowca.
- Idziemy? - zapytał nagle Jon Huus i wstał z miejsca. Nie możemy tu siedzieć cały
dzień.
W ten sposób uciął dalszą dyskusję. Reszcie nie pozostało nic innego, jak pójść w jego
ślady. Z trudem za nim nadążali, bo oddalał się z szaloną prędkością.
Chwilę pózniej dotarli do płaskowyżu. Przed nimi roztaczała się niecka, cała pokryta
trzęsawiskiem i otoczona gęstym brzozowym lasem. Po ich prawej stronie wznosiła się
górska ściana. Siri ze zdumieniem zauważyła, że Jon Huus rzucił przelotne, jakby ukradkowe
spojrzenie w stronę szczytu owej ściany, a pózniej wziął głęboki wdech i popatrzył na
trzęsawisko. Jego opromieniona intensywnym światłem słonecznym twarz była teraz ponura.
Najwyrazniej mieli przejść przez bagna. Prowadziła przez nie droga, zaznaczona
białymi kamieniami Użyto do tego jakiejś intensywnie błyszczącej. skały, być może kwarcu, a
może po prostu połyskujących w słońcu łupków. Gdzieniegdzie ta niezwykła droga, a
właściwie kamienny most, dochodziła do gęstwiny brzóz i wierzb, czasami wiodła przez
obrzydliwe błoto. Trudno powiedzieć, by była przyjemna...
- Oczywiście po drugiej stronie droga się rozdziela - powiedziała Siri.
- Tak - odparł Vile. - Ta na lewo prowadzi tylko do jesiennych pastwisk. Ta na prawo
wiedzie w góry, do właściwych pastwisk. Właśnie nią mamy pójść.
I Mads, i Siri spojrzeli na niego. Jego głos był dziwnie przytłumiony.
- Chodzmy już - rzucił ostro gajowy.
Wyszli na trzęsawisko. Białe kamienie pewnie ich prowadziły, najwyrazniej leżały tam
od wielu dziesiątek lat. Kiedy jednak wszyscy czworo minęli niewielkie zarośla rosnące po
drugiej stronie mokradła, Torstein Vile zatrzymał się i zachwiał.
- Idz dalej, Torstein! - powiedział Jon, popychając go brutalnie.
- Ja... Ja... - jąkał się Vile, zakrywając twarz rękami.
- Kiedyś musisz do tego przywyknąć - warknął Jon.
- Musi się pan zawsze zachowywać jak gbur? - wykrzyknęła oburzona Siri. - Nie
widzi pan, że ten człowiek jest chory? Jest przecież zupełnie blady!
- Nic pani do tego - odezwał się niegrzecznie Jon Huus. - No, Torstein! Dalej! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl