[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powinien przejmować ją strachem, a przynajmniej budzić w niej ambiwalentne uczucia. Od
jakiegoś czasu nie dopuszczała mężczyzn tak blisko. To było zbyt ryzykowne.
Mimo wszystko jeszcze nad sobą panowała. W końcu to ona zakończyła w porę tę krytyczną
sytuację. Po chwili mogłoby już być za pózno. A Jake jej posłuchał. Trzymała się mocno tej
ostatniej myśli.
Wysłuchał jej prośby, by zaprzestali pieszczot.
- Możesz mi ufać - rzekł w końcu. - Jako ochroniarzowi.
- W takim razie, jak kiedyś zwięzle zauważyłeś - stwierdziła, stając obok kanapy - nadal
jesteśmy na siebie skazani, tak?
Chciała schronić się w łazience, ale Jake złapał ją za rękę.
- Sabrina! Zaczekaj. Czy ty... boisz się mnie? Spuściła wzrok na swoją rękę.
- Trudno bać się mężczyzny, który zasypia po kubku gorącego mleka.
Patrzył na nią przez ułamek sekundy, po czym jego surowe rysy rozjaśnił lekki uśmiech.
- Od wieków tak dobrze nie spałem, to naprawdę fantastyczne uczucie.
- Często miewasz koszmary? - spytała ze współczuciem.
Pokręcił głową.
- To nie są koszmary. - Puścił jej dłoń, wykrzywiając twarz. - Trudno to wytłumaczyć, zresztą to
bez znaczenia. Ale jestem ci wdzięczny.
Sabrina ruszyła w stronę łazienki. Jakaś jej część pragnęła pozostać z nim, usiąść i poprosić o
wyjaśnienia. Pragnęła go pocieszyć. To dziwne.
Nigdy nie znała mężczyzny, który by tego potrzebował. A jeszcze dziwniejsze, że kiedy już
poznała kogoś takiego, okazało się, że ten człowiek zarabia na życie, ucząc samoobrony i
pracując jako ochroniarz. To bardzo męskie zajęcia. Zanim dotarła do przedpokoju, odwróciła
się i powiedziała:
- Jedną sprawę musimy postawić jasno.
- Wiem - odparł cicho. - Nie życzysz sobie, żeby to się powtórzyło?
- Właśnie. Zdaję sobie sprawę, że ja też jestem za to odpowiedzialna.
Nie powinnam była tutaj zasypiać. Mimo wszystko chcę, żeby sytuacja była jednoznaczna. Nie
szukam kochanka ani wakacyjnego romansu.
- Zrozumiałem. Wez prysznic - odparł. Sabrina pospieszyła przed siebie. Nigdy w życiu nie
czuła się tak zażenowana.
Pół godziny pózniej, gdy wyszła spod prysznica i sięgnęła po ubranie przygotowane na
podróż, wciąż nie mogła zapomnieć o minionym wieczorze. Włożyła białe bawełniane spodnie,
zwężane do dołu, z eleganckimi zaszewkami na biodrach, i białą bawełnianą bluzkę, która
podkreślała figurę. Do tego białe sandały i delikatny złoty naszyjnik, który połyskiwał na dosyć
wyeksponowanym dekolcie częściowo rozpiętej bluzki.
Spojrzała w lustro na luzno związane włosy, wzięła białą płócienną torbę na ramię i po raz
ostatni rzuciła okiem na sypialnię. Była gotowa do drogi. Gdy przeszła do salonu, zobaczyła,
że ślady po nocowaniu na kanapie zniknęły. Koce i pościel zostały ułożone na białym stoliku.
Panował ład i porządek. Dobiegający z łazienki szum wody podpowiedział jej, gdzie podział
siÄ™ ochroniarz.
- Zanim pojedziemy po twoje rzeczy i na lotnisko, zdążymy zjeść śniadanie - zawołała z kuchni
kilka minut pózniej, gdy woda przestała lecieć.
- To dobrze. Wczoraj nie jadłem kolacji - rzekł Jake, zjawiając się w drzwiach kuchni. Wciągnął
przez głowę czarną koszulę, a kiedy Sabrina znowu na niego spojrzała, widziała tylko jego
szare przenikliwe oczy. - Byle nie gorące mleko - dodał.
- Nie jadłeś kolacji? Dlaczego? Często tak robisz? - spytała z dezaprobatą.
- Tylko wtedy, gdy włóczę się za upartą klientką, która z rozmysłem utrudnia mi pracę. -
Uśmiechnął się, a ona obrzuciła go nieprzyjaznym spojrzeniem.
- Postaram się pamiętać, żeby lepiej troszczyć się o swojego pracownika - odparła. - Siadaj i
jedz.
Jake usiadł i dosłownie pochłonął płatki z mlekiem, jakby to był
elegancki omlet i francuski rogalik.
- Trzeba opróżnić lodówkę, skoro nie będzie mnie przez dziesięć dni. -
Musiała się wytłumaczyć, że ona także zjadła porządną porcję płatków z mlekiem. Na domiar
złego miała wyrzuty sumienia, że poprzedniego wieczoru pozbawiła Jake a kolacji. Ale w
końcu sam był sobie winny.
Kiedy ruszyli do wyjścia, Sabrina sięgnęła po swoją białą torbę i zarzuciła ją na ramię. Pasek
torby pociągnął materiał bluzki, poszerzając dekolt w kształcie litery V.
Jake zerknął na nią i przystanął w pół kroku. Groznie ściągnął brwi.
- O co chodzi? - Podniosła na niego pytający wzrok.
- Dokończ ubieranie - burknął i wyciągnął rękę, żeby zapiąć trzy guziki przy dekolcie Sabriny.
Zaskoczona jego zaborczym traktowaniem, na moment oniemiała.
- Przestań. Co ty sobie wyobrażasz? - Chciała się cofnąć, ale było już za pózno. Jake
dokładnie zapiął jej bluzkę.
- Dbam, żeby współpasażerowie nie dowiedzieli się, że kupno biustonosza to dla ciebie
wyrzucanie pieniędzy. - Odwrócił się i podniósł jej walizkę. Sabrina tak osłupiała, że ją
zamurowało.
- Nie masz pojęcia o modzie - wydusiła w końcu, gdy trzymając już jedną walizkę, schylił się
po drugÄ….
- Być może, za to wiem, co to znaczy ostentacja - odparł gładko.
- Ostentacja? - Sabrina obrzuciła go nienawistnym spojrzeniem. -
Kobiety, które noszą mój rozmiar, nie mają czym się popisywać! - I kto by pomyślał, że coś
takiego jest możliwe, przyszło jej do głowy.
- Kobiety, które noszą twój rozmiar, są jak kształtne zmysłowe kociaki, tak się kojarzą facetom -
rzekł, zbierając resztę bagaży. - To bardzo seksowne wyobrażenie. Wierz mi, jak wejdziesz do
samolotu z rozpiętą do połowy bluzką, wszyscy faceci będą cię pożerać wzrokiem.
- Chyba tacy jak ty.
- No właśnie. Co ty napchałaś do tej cholernej walizki? - dodał, patrząc na walizkę, którą
właśnie dzwignął.
- Książki na seminarium. - Uśmiechnęła się z zadowoleniem. - Za ciężkie dla ciebie? - dodała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]