[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Chyba właśnie zaczęła. Ale nie sądzę, \eby się orientowała w naszych osobistych
sprawach.
- Zdziwiłbyś się, ile słu\ba wie o osobistych sprawach swoich chlebodawców.
Porozmawiajmy z niÄ….
Owen zawahał się przez chwilę, ale uznał, \e nie zaszkodzi spróbować.
- No dobrze.
Betty zdjęła czajnik z ognia i zaparzyła herbatę.
- Oczywiście, wiedziałam, \e stało się coś strasznego. Nikt nic nie mówił, ale wszyscy
chodzili jak struci. Pańska ciotka bez przerwy płakała, a ojciec był wściekły. Derwin wcią\
się tu kręcił, chyba jakoś wtedy się zaręczyli. Pewno wiedział, co zaszło. Zachowywał się
bardzo dziwnie.
- A ty sama słyszałaś coś bli\ej? Betty nalała trzy fili\anki herbaty.
- Nic szczególnego. Tylko, \e to miało związek z interesami i wszyscy byli wściekli
na jakiegoÅ› Townsenda.
- Mrugnęła do Angie. - Bez obrazy.
- Ona się teraz nazywa Sutherland, me Townsend - przypomniał Owen. - Nie musisz
się martwić, \e się obrazi.
- Nie zwracaj na niego uwagi, Betty - powiedziała Angie, biorąc fili\ankę.
- Tak czy tak, trudno uwierzyć, \e ta niechęć przetrwała tyle lat. Nigdy nie mogłam
tego zrozumieć. śyję na tyle długo, \eby wiedzieć, \e co chwilę coś komuś nie wychodzi w
biznesie. Ale nikt nie \ywi urazy przez trzydzieści at.
- Chyba \e nie chodziło tylko o interesy - mruknęła Angie. Spojrzała na Owena. - A
wiemy, \e kryje siÄ™ za tym coÅ› jeszcze.
- Tak - zgodził się. - Dla kogoś z tej rodziny to bardzo osobista sprawa.
- Chciałabym wam pomóc - zapewniła Betty - ale nic nie wiem ponadto, \e
Townsendowie spowodowali tu wiele złej krwi trzydzieści lat temu. Moim zdaniem czas ju\
pogrzebać tę waśń i puścić w zapomnienie.
- Waśń została pogrzebana - powiedział Owen. - Ale ktoś z całą pewnością nie puścił
jej w zapomnienie.
- Niedługo będzie po wszystkim - przepowiedziała Betty patrząc na Owena. - Zawsze
uwa\ałam, \e ma pan więcej zdrowego rozsądku ni\ pański ojciec. Był dobrym człowiekiem
na swój sposób, ale kiedy się przy czymś uparł, to nie mo\na mu tego było wybić z głowy. A
z Townsendami najwyrazniej nie potrafił się dogadać.
- No tak - powiedział Owen, uśmiechając się znacząco do Angie - ale trzeba przyznać,
\e to czasem trudne i wymaga specjalnego talentu.
Angie pokazała mu język. Owen wybuchnął śmiechem. Piętnaście minut pózniej, nie
dowiedziawszy się nic nowego, wziął ją za rękę i wyciągnął z kuchni.
- I co teraz? - spytała.
- Sam nie wiem. Chyba będę musiał wezwać wszystkich do salonu i zarządzić
konfrontację. Zmusić ich do ujawnienia prawdy.
- Mo\esz sprawić tym komuś wielki ból.
- Gwi\d\ę na to. Zwłaszcza po tym, co dzisiaj zaszło.
- A co takiego specjalnego dzisiaj zaszło?
Owen zatrzymał się w pół kroku i wbił palce w ramiona Angie, odwracając ją twarzą
do siebie.
- NaprawdÄ™ nie zdajesz sobie z tego sprawy?
- No có\, ktoś powiedział Rawlingsowi, \e nasze mał\eństwo jest fikcyjne. Jeszcze
jedna próba zaszkodzenia spółce.
Zaklął pod nosem na jej naiwność.
- To tylko efekt uboczny. Naprawdę temu komuś chodziło o to, \eby wbić jeszcze
jeden klin pomiędzy nas, Angie. Pomiędzy ciebie i mnie.
- O czym ty mówisz?
- Nie rozumiesz? Ktoś chciał, \ebym cię zobaczył z Rawlingsem. Ktoś z premedytacją
nastawił na ciebie pułapkę, zresztą na niego te\. Tylko dlatego nie wybiłem mu zębów.
- Nie rozumiem.
- Doprawdy, jesteś łatwowierna jak dziecko! Posłuchaj, to nie przez przypadek
doniesiono mi, \e siedzisz w tym barze z Rawlingsem. Ktoś chciał, \ebym pomyślał, \e prze-
kazujesz mu tajne informacje, mo\e nawet omawiasz sposób licytowania akcji. Ktoś chciał mi
udowodnić, \e Townsendom nie mo\na ufać.
Oczy Angie zrobiły się okrągłe jak spodki, a po chwili zaczęły ciskać błyskawice.
- Co za draństwo! Co za straszne, nieprawdopodobne draństwo! Miałam wyjść na
zdrajczyniÄ™, tak?
- Tak. Więc teraz znasz ju\ całą prawdę. - Owen nie mógł powstrzymać uśmieszku
triumfu. I jeszcze się dziwisz, \e my wstrętni, męscy szowiniści uwa\amy cię za cokolwiek
naiwnÄ…?
- Ale ja nic złego nie zrobiłam! - krzyknęła.
- Przecie\ wiem - uciÄ…Å‚ niecierpliwie.
Twarz Angie powoli się zmieniła. Odpłynął z niej gniew, a jej usta zaczęły się
rozchylać w ciepłym, radosnym, kobiecym uśmiechu.
- Ach, wiesz... - powiedziała.
- Co cię tak cieszy? - zapytał ze złością.
- Nic. - Uśmiechała się niewinnie dalej, pewna wreszcie jego miłości jak nigdy dotąd.
Czuła przepełniającą ją euforię.
- Angie, nie jestem w nastroju do \artów.
- Tak, kochanie.
- Więc czemu masz taką rozanieloną minę?
- Bo właśnie doszłam do całkowicie logicznej konkluzji - powiedziała lekko. -
Będziesz z pewnością zadowolony, \e nie kierowały mną przy tym \adne emocje, kobieca
intuicja czy pobo\ne \yczenia, a wyłącznie chłodne rozumowanie. Takie jak twoje, Owen.
Wzięłam pod uwagę tylko fakty, gołe fakty.
- Angie, o czym ty, do diabła, mówisz?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]