[ Pobierz całość w formacie PDF ]

widzi (oczami wyobrazni, intuicji), jak za dziewięć minut, za szesnaście albo za pięć sekund
zastygniemy z łyżką w połowie drogi do ust. Ta bomba może być cicha i nikt oprócz naszego
tykającego serca może jej nie usłyszeć.
Wyobrazmy sobie, że nie ma żadnego terrorysty i nie ma żadnego baru, jest tylko poeta i
kartka papieru. Kartka leży na biurku lekko w skos. Ręka poety opiera się o blat, palce dłoni
bawią się długopisem. Jakie ma być pierwsze słowo wiersza? Ręka przesuwa się kilka
centymetrów w lewo. Nigdy już nie będzie się opierała tak jak przed chwilą, ta chwila minęła
bezpowrotnie. Palce może będą próbować, bezwiednie, powtórzyć któryś ze swoich ruchów
wokół długopisu, ale chyba nie uda im się zrobić tego dokładnie tak samo. Wszystko jest po raz
pierwszy i ostatni.  Nie do cofnięcia słowa i odruchy .
Bomba jest we mnie, to ja jestem bombą. I ofiara to też ja. To we mnie nieuchronnie tyka czas,
który nigdy nie powtarza tych samych wcieleń. Jestem swoim własnym teatrem, aktorem i
widzem. Swoim życiem i śmiercią.  Kiedy wymawiam słowo Przyszłość, / pierwsza sylaba
odchodzi już do przeszłości . Ta przyszłość zawsze będzie nieznana, mogę ją najwyżej
przewidywać, ale to nie to samo, co wiedzieć na pewno.  Nie znam roli, którą gram. / Wiem tylko,
że jest moja, niewymienna .  Cokolwiek uczynię, / zamieni się na zawsze w to, co uczyniłam .
Nieuchronność tego teatru, w którym bez przerwy odbywają się tylko premiery, jest
dojmująca, bo nie ma zeń ucieczki. Chyba że w nie-teatr, więc w niebyt. Kilkanaście lat pózniej
napisze Szymborska pewien wiersz, który postawiłbym obok  %7łycia na poczekaniu jako
dopełnienie tego teatru ostatecznych słów i czynów. Ostatecznych, bo nic tam nie ulega
anulowaniu ani przedawnieniu, nie przyjdzie żadna amnestia na to, co raz wypowiedziane albo
uczynione. Ten wiersz nazywa siÄ™  Jawa .
To nie sny sÄ… szalone,
szalona jest jawa,
choćby przez upór,
z jakim trzyma siÄ™
biegu wydarzeń.
(...)
Zwiewność snów powoduje,
że pamięć łatwo otrząsa się z nich.
Jawa nie musi bać się zapomnienia.
Twarda z niej sztuka.
Siedzi nam na karku,
ciąży na sercu,
wali siÄ™ pod nogi.
62
Patrz motto do: Ernest Hemingway, Komu bije dzwon, przełożył Bronisław Zieliński. Czytelnik, Warszawa 1957.
87
Nie ma od niej ucieczki,
bo w każdej nam towarzyszy.
I nie ma takiej stacji
na trasie naszej podróży,
gdzie by nas nie czekała.63
Ta kamienna i nieczuła jawa, której nie da się rozwiać ani z niej otrząsnąć, jest niczym innym,
jak teatrem z  %7łycia na poczekaniu , z jego solidnymi dekoracjami, precyzją rekwizytów,
działającą  od długiej już chwili aparaturą obrotową. Na jawie też się wszystko staje raz na
zawsze i nie ma od niej odwołania.
Szekspir był okrutniejszy niż Szymborska. Włożył Makbetowi w usta jedno z najstraszliwszych
zdań, jakie zostało napisane przez człowieka na temat sensu ludzkiego istnienia:  %7łycie jest
jedynie / Przelotnym cieniem; żałosnym aktorem, / Co przez godzinę puszy się i miota / Na scenie,
po czym znika; opowieścią / Idioty, pełną wrzasku i wściekłości, / A nie znaczącą nic .64
Szymborska ma jednak o człowieku i jego życiu lepsze zdanie niż Makbet. Może nie zaraz aż
optymistyczne. Powiedzmy - nacechowane ostrożną nadzieją. %7łe pomimo żelaznego uścisku jawy
i nieodwracalności zdarzeń w teatrze życia, jakoś da się przetrwać od wejścia na scenę do zejścia z
niej. Co jest tą nadzieją? Podejrzewam, że... nasza aktorska amatorszczyzna.
Szymborska zdaje się tę amatorszczyznę leciutko wyśmiewać.  Mój sposób bycia zatrąca
zaściankiem. / Moje instynkty to amatorszczyzna - powiada. Ale nie przypadkiem W. S. jest
mistrzyniÄ… ironii i paradoksu. Ja przynajmniej wyczuwam w tej autoopinii nutkÄ™ ironicznÄ…, co
zwraca się nie przeciwko  amatorce , ale właśnie przeciw nieubłaganym prawom losu każącym
nam grać nieustającą premierę.  Kiepsko przygotowana do zaszczytu życia , mówi o sobie
poetka,  narzucone mi tempo akcji znoszę z trudem . Potykam się, gubię w nieznanym tekście,
zjada mnie trema. To jest nagle jakże ludzkie. Teatr może amatorski, ale prawdziwy w swej
nieporadności, nawet śmieszności.
Prawda, to niewiele ma wspólnego z heroizmem życia. Przynajmniej takim z wysokich
tonów. Narratorka  %7łycia na poczekaniu nie pretenduje do głównej roli - ani  bohatera naszych
czasów , ani amantki, nie mówiąc o roli królowej. Jest kimś nadzwyczaj zwykłym, jednym,
jedną z nas. Częściej widać kogoś takiego pośród tłumu statystów niż wśród protagonistów. Ale
to nie zwalnia od odpowiedzialności. Choć jedna z wielu - jest też osobna, samoswoja. I musi
swoje własne, niepowtarzalne życie zagrać do końca. Na własny tylko rachunek. A potem musi
oddać siebie do Wiecznego Magazynu Kostiumów. Albowiem
Nic darowane, wszystko pożyczone.
Tonę w długach po uszy.
Będę zmuszona sobą
zapłacić za siebie,
za życie oddać życie.
Tak to już urządzone,
że serce do zwrotu
i wÄ…troba do zwrotu
i każdy palec z osobna.65
63
W: Koniec i poczÄ…tek, op. cit.
64
Makbet, akt V scena 5, przełożył Stanisław Barańczak, W drodze, Poznań 1992.
65
 Nic darowane , w: Koniec i poczÄ…tek, op. cit.
88
Więc gra jak umie - to życie na poczekaniu, przedstawienie bez próby. Amatorka? A jakże.
Modrzejewska w życiu była też amatorką.
89
PO RAZ SIEDEMNASTY
TORTURY
Nic się nie zmieniło.
Cioto jest bolesne,
jeść musi i oddychać powietrzem, i spać,
ma cienką skórę, a tuż pod nią krew,
ma spory zasób zębów i paznokci,
kości jego łamliwe, stawy rozciągliwe.
W torturach jest to wszystko brane pod uwagÄ™.
Nic się nie zmieniło.
Ciało drży, jak drżało
przed założeniem Rzymu i po założeniu,
w dwudziestym wieku przed i po Chrystusie,
tortury są, jak były, zmalała tylko ziemia
i cokolwiek się dzieje, to tak jak za ścianą.
Nic się nie zmieniło.
Przybyło tylko ludzi,
obok starych przewinień zjawiły się nowe,
rzeczywiste, wmówione, chwilowe i żadne,
ale krzyk, jakim ciało za nie odpowiada,
byt, jest i będzie krzykiem niewinności,
podług odwiecznej skali i rejestru.
Nic się nie zmieniło.
Chyba tylko maniery, ceremonie, tańce.
Ruch rąk osłaniających głowę
pozostał jednak ten sam.
Ciało się wije, szarpie i wyrywa,
ścięte z nóg pada, podkurcza kolana,
sinieje, puchnie, ślini się i broczy.
Nic się nie zmieniło.
Poza biegiem rzek,
linią lasów, wybrzeży, pustyń i lodowców.
Wśród tych pejzaży duszyczka się snuje,
znika, powraca, zbliża się, oddala,
sama dla siebie obca, nieuchwytna,
raz pewna, raz niepewna swojego istnienia,
podczas gdy ciało jest i jest i jest
i nie ma się gdzie podziać.
 Dotyk jest niekiedy nazywany piątym zmysłem, a właściwie ten zmysł sam składa się z
pięciu samodzielnych zmysłów - dotyku, ciśnienia, bólu, ciepła i zimna. (....) Biorąc pod uwagę
90
całe ciało, najwięcej jest zakończeń bólowych, mniej dotykowych, jeszcze mniej receptorów
ciepła i najmniej receptorów zimna. (...) Skóra jest jedyną nie osłoniętą tkanką, mającą z jednej
strony żywe ciało, a z drugiej świat zewnętrzny, i jako całość jest największym organem ciała.
(...) Skóra właściwa leży pod ofiarnym naskórkiem i widać ją tylko po skaleczeniu. Zawiera
nerwy i naczynia krwionośne, toteż nawet drobne zranienie powoduje ból i krwawienie. Skóra
zawiera także komórki tłuszczowe, korzenie włosów, mięśnie prostujące się każdego włosa,
gruczoły potowe, gruczoły łojowe i wiele luznej tkanki łącznej. Kobieta ma tyle samo cebulek
włosowych co mężczyzna, choć nie rzuca się to tak w oczy, a każdy człowiek ma ich mniej
więcej tyle, ile jego znacznie obficiej obrośnięci krewni wśród naczelnych, jak szympans czy
goryl. Melanocyty, czyli komórki wytwarzające barwnik, są rozrzucone z jednakową gęstością w
skórze ludzi białych i czarnych, różnice w barwie skóry pomiędzy nimi polegają raczej na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl