[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podskoczył do osłupiałego dowódcy i wychrypiał:
- Co-o?! Mało ci, żeś nas zataszczył w kamieniołomy i gnębił tam przez siedem lat!!
Teraz znowu zaczynasz? Wciągasz w pułapkę? %7łebyśmy z przodu oberwali od dzikusów, a z
tyłu - pociskiem w kark? A-a-!!!
Błyskawicznie wyszarpnął nóż i pełnym natchnienia ruchem wbił go w pierś Rikki-Tikki,
mierząc z nadzwyczajną dokładnością między piąte a szóste żebro po lewej stronie.
- Ratun... - jęknął dowódca... -... ku... - dokończył już na tamtym świecie, przed tronem
WszechmogÄ…cego.
- Hurra-a! - wrzasnęły dzikusy.
- Składajmy broń! Hura! Pojednajmy się, bracia! - wyły ogłupiałe czarnuchy, porwane
buszujÄ…cym potokiem niezliczonej dzikusowej braci.
- Hurra-ra!! - odpowiedziały dzikusy.
I wszystko zmieszało się na wyspie w jednym niewiarygodnym galimatiasie.
- Do siedmiuset wrzodów i ciężkiej febry! - zawołał Michał Ardan przywierając oczami
do zeissowskich szkieł lornetki. - Niech zawisnę na stryczku, jeśli ci wariaci nie zawarli
104
przymierza! Proszę spojrzeć sir! Padają sobie w objęcia!
- Widzę - odrzekł lord grobowym głosem. - Ciekaw jestem, kto nam teraz wynagrodzi
wszystkie wydatki związane z żywieniem tej hołoty w kamieniołomach?
- Ach, niechże pan da spokój, sir - powiedział serdecznie Ardan - możemy nie
spodziewać się żadnej nagrody poza febrą tropikalną. Jednym słowem, radzę panu, żebyśmy
czym prędzej podnieśli kotwice. Uwaga!! - krzyknął nagle i przykucnął, a lord kucnął
machinalnie obok niego. Zdążyli w porę: nad ich głowami, niczym szalony podmuch wiatru,
przemknęła błyszcząca chmura strzał i kul wysłanych przez czarnuchów.
- Wlepić im! - wrzasnął lord do kapitana.
Kapitan wlepił - ale nieudolnie.
Pocisk wybuchł wysoko w powietrzu. Zjednoczona armia dzikusów i czarnuchów
odpowiedziała na to następną chmurą strzał, która przemknęła tym razem niżej, i lord ujrzał na
własne oczy, jak siedmiu zbroczonych krwią marynarzy padło w przedśmiertnych konwulsjach.
- Do diabła z całą tą wyprawą! - krzyknął przewidujący Ardan. - Gazu, sir! Strzały mają
zatrute! Gazu, jeśli nie chce pan przywiezć dżumy do Europy!
- Przyłożyć im na pożegnanie! - wychrypiał lord.
Znany partacz - kapitan Hatteras - wysłał na pożegnanie jeszcze jeden pocisk, który
poleciał w ogóle nie wiadomo gdzie, po czym okręty podniosły kotwice. Trzecia chmura strzał,
już niegrozna, osiadła na morskich falach.
W pół godziny pózniej pancerne olbrzymy oddaliły się prując oceaniczne fale i
zasnuwając dymem horyzont. W spienionym wirze za rufą przewracały się wyrzucone za burtę
trupy siedmiu zabitych marynarzy.
Wyspę powlekała mgiełka, w której tonął powoli szmaragdowy, opromieniony słońcem
brzeg.
105
Rozdział 5 - Końcowy sygnał
W nocy tropikalne niebo nad Szkarłatną Wyspą rozjarzyła płomienna łuna i okręty
nadały piorunującą wiadomość, którą odebrały wszystkie stacje:
 wyspa świętuje bajram na niesłychaną skalę kropka te diabły chleją wódkę
kokosowÄ… .
Następnie wieża Eiffla rozbłysła snopem zielonych błyskawic, które przyniosły
meldunek aż nazbyt bezczelny:
 lord glenarvan michał ardan
obchodząc nasze wspólne święto mamy zaszczyt oznajmić iż panowie mogą nas
pocało (nieczytelne) w (nieczytelne) kropka .
z poważaniem
czarnuchy i dzikusy kropka
- Przerwać odbiór! - ryknął Ardan.
Wieża umilkła. Zgasły zielone błyskawice. Co było dalej - nikt nie wie.
Przełożyła Ałła Sarachanowa
106
Przygody Cziczikowa
poemat w dwóch częściach
z prologiem i epilogiem (1922)
-  Uważaj, uważaj, durniu! - wołał Cziczikow do Selifana.
- Jak cię zdzielę pałaszem, to zobaczysz! - wołał pędzący naprzeciw feldjeger z
wąsami długimi na arszyn. - Nie widzisz państwowego pojazdu, do wszystkich diabłów?!
(Gogol)
107
Prolog
... Jakiś dziwaczny sen. Zni mi się, że diabeł żartowniś otworzył drzwi do państwa
cieni. A nad drzwiami migoce wieczna lampka z napisem:  martwe dusze . I zaczÄ…Å‚ siÄ™ ruch w
krainie zmarłych, i popełzły zeń cienie jeden za drugim, bez końca.
Maniłow w niedzwiedzim futrze, Nozdriow w cudzym zaprzęgu, Dzerżymorda na
strażackiej pompie, Selifan, Pietruszka, Fietinja...
A na ostatku ruszył on sam, Paweł Ianowicz Cziczikow. W swej słynnej bryczce.
I pociągnęła cała ta hałastra na Radziecką Ruś. I zdarzyły się na Rusi owej
przedziwne zdarzenia. A jakie - zostanie wymienione szczegółowo poniżej...
108
I
Przesiadłszy się w Moskwie z bryczki do samochodu, Cziczikow pędził po
moskiewskich wertepach. Pędził i przeklinał Gogola na czym świat stoi:
- %7łeby mu, diablemu synowi, powyskakiwały pod oczami pęcherze! I to takie jak kopy
siana! Splamił, zaszargał mi reputację, tak że nosa wysunąć nie można. Przecież jeśli się
dowiedzą, żem Cziczikow, to wyrzucą mnie w diabły! I dobrze, jak tylko wyrzucą, bo mogę, nie
daj Boże, i na Aubiance posiedzieć. A wszystko przez tego Gogola, żeby mu tak, draniowi, z
mamusiÄ… i tatusiem...
I snując takie oto refleksje wjechał w bramę tego samego hotelu, z którego wyjechał
przed stu laty.
Wszystko tu było jak dawniej. Ze szpar wyzierały karaluchy i nawet bodaj ich przybyło.
Ale były też zmiany. Na przykład zamiast szyldu z napisem  hotel wisiał plakat z napisem:
 Państwowy Dom Noclegowy nr...  A już brud i smród był taki, że sam Gogol by osłupiał.
- Pokój proszę!
- Skierowanie proszÄ™!
Ale genialny Paweł Iwanowicz nie zmieszał się ani na chwilę.
- Kierownika!
R-raz! - i już jest kierownik. A to stary znajomy. Nijaki Aysy Pimien, ten sam, który
kiedyś władał  Akulinką , a teraz otworzył na Twerskiej rosyjską kawiarnię z niemieckimi
atrakcjami, balsamami i, oczywiście, prostytutkami. Gość i kierownik uściskali się, cmoknęli,
poszeptali i wszystko zostało załatwione w mig, bez żadnego skierowania. Przegryzł więc
Paweł Iwanowicz co nieco i popędził załatwiać sobie pracę.
109
II
Był wszędzie - i wszędzie gdzie był, oczarował wszystkich składaniem pełnych gracji
ukłonów i cechującą go zawsze niesłychaną erudycją.
- Proszę wypełnić ankietę.
Dali mu płachtę długości arszyna, w niej sto najbardziej podchwytliwych pytań: skąd,
gdzie i po co?...
Nie minęło pięć minut, a już Paweł Iwanowicz wypełnił ankietę, jak długa i szeroka.
Tylko kiedy ją podawał, zadrżała mu ręka.
Ta-ak, pomyślał, teraz przeczytają, jaki to ze mnie brylant, i...
I nie stało się absolutnie nic.
Po pierwsze, ankiety nikt nie przeczytał, a po drugie - trafiła do panienki rejestratorki,
która zrobiła z nią to co zwykle: zamiast do pism przychodzących, wpisała do wychodzących,
a potem gdzieś wsadziła, tak że ankieta przepadła jak kamień w wodzie.
Cziczikow uśmiechnął się pod wąsem i zaczął pracować.
110
III
A potem wszystko szło, im dalej, tym lepiej. Cziczikow rozejrzał się i stwierdził, że
wszędzie siedzą sami znajomi. Pobiegł do urzędu, w którym wydawano przydziały, i usłyszał:
- Znam was, skąpiradła jedne! Wezmiecie kota, obedrzecie ze skóry i dacie na
przydział! A ja chcę, żebyście mi dali baraniny z kaszą. A tych waszych przydziałowych żab i
zgniłych śledzi do ust nie wezmę, choćbyście je cukrem posypali!
Patrzy - a to Sobakiewicz.
Ten, jak tylko przyjechał, natychmiast zażądał deputatu. I dostał, jeszcze jak! Wtedy
siadł, zjadł i poprosił o dokładkę. Dołożyli. Mało! Wtedy dali mu jeszcze jeden deputat, miał
zwyczajny, dostał specjalny. Mało! Dali zastrzeżony. Zeżarł i zażądał jeszcze. I awanturę
zrobił! Nawymyślał wszystkim od faryzeuszy, nakrzyczał, że oszust siedzi na oszuście i
oszustem pogania i że jest tylko jeden porządny człowiek - referent, a i ten, prawdę mówiąc,
świnia!
Dostał akademicki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl