[ Pobierz całość w formacie PDF ]

resztę& nie, nie należeli do naszego rodzaju.
 A tymczasem Morskie Rekiny należą  powiedziała Fanyi dobitnie.  Mają
ludzką postać tak jak my, lecz dusze diabłów zrodzonych z ciemności.
Wbijała w ziemię patyki z nabitym na nie mięsem w odpowiedniej odległości od
ognia, by się dobrze upiekło. Zapadał zmierzch. Rhin zniknął. Lecz Sander nie mógł odmówić
kojotowi tej sposobności napełnienia żołądka, nawet w obliczu tak wielu ewentualnych
niebezpieczeństw czyhających w mroku. Gdy coś poruszyło się w ciemnościach, kowal
drgnął i złapał odruchowo miotacz strzał. Wokół jego nadgarstka zacisnęły się palce Fanyi.
 To Kai i Kayi  powiedziała.  Choć tutaj należy niedowierzać wszystkim
cieniom, to jednak niektóre z nich mogą należeć do przyjaciół.
Zanuciła coś jękliwie półgłosem na powitanie wężaczy.
ROZDZIAA DZIESITY
Fanyi ujęła najpierw łeb Kai, a potem Kayi i trzymając je w dłoniach wpatrywała się
kolejno w ślepia wężaczy. Potem powiedziała:
 Nie znalazły żadnego śladu innych. Przynajmniej w tym względzie fortuna nadal
nam sprzyja.
Sander stwierdził nieco ponuro, że może fortuna im i sprzyja, lecz mimo to był ciągle
niepokojąco świadom, że na tym zrujnowanym obszarze ziemi nawet cała Wspólnota
mogłaby się przemieszczać niepostrzeżenie i niedosłyszalnie. Nie widział powodu, aby
zmniejszać czujność.
Znów podzielili między siebie na noc obowiązki wartowników. Kiedy tak siedział we
wczesnych godzinach porannych, podsycając od czasu do czasu ogień, obserwował Rhina,
nasłuchiwał odgłosów płynącej poniżej rzeki i hałasów dochodzących z ciemności.
Atak nastąpił niespodziewanie  pomiędzy jednym a drugim oddechem  nie
wyskakując z mroku, lecz gdzieś wewnątrz jego własnego umysłu. Nie był nawet w stanie
krzyknąć czy zmobilizować sił, by odeprzeć tę inwazję. Poczuł natomiast, jakby stał w innym
miejscu, którego znaki szczególne przed nim zasłonięte. I chociaż nie widział nic, czuł
obecność tego kogoś  czy czegoś  kto go tam wezwał, przełamując jego wolę z taką
łatwością, z jaką mężczyzna pokonuje siłą dziecko.
Było to wrażenie, którego nie był w stanie opisać słowami płynącymi z
dotychczasowych doświadczeń. Zawładnięto bezlitośnie jego myślami po to, by je
poprzekręcać, pozbawić tego, co pragnął sobie przyswoić niewidzialny agresor. Sanderowi
zaczęły mieszać się obrazy: jakiś metal, zrujnowane budynki, ruch w nich i pomiędzy nimi.
Kiedy jednak usiłował zobaczyć te sceny wyrazniej, wszystko zbladło, rozpłynęło się,
zmieniło.
Potem już było tylko ognisko i noc dookoła. A jednak Rhin uniósł łeb, a w jego
ślepiach migotliwie odbijały się płomienie. Obok niego siadły na zadach wężacze, całym
ciałem zwrócone w kierunku Sandera. Jedyna z tego towarzystwa, dziewczyna, nadal leżała
śpiąc spokojnie.
Sander słyszał ciche, gardłowe warczenie Rhina i niezbyt głośny syk przynajmniej
jednego z wężaczy. Kowal uniósł drżące ręce i wytarł czoło. Czuł się słaby i przestraszony.
Jego lud nie słyszał nigdy wzmianki o tym, że coś podobnego przydarzyło się jakiemuś
człowiekowi. Nie wspominał też o tym żaden Zapamiętywacz. Nie bardzo chciało mu się
przedtem wierzyć w to, co Fanyi twierdziła na temat niewidzialnej, nieuchwytnej siły, lecz
teraz doświadczył jej oddziaływania na sobie. Czy właśnie to rozumiała przez  penetrującą
myśl ? Kto zatem w taki sposób penetrował jego myśli i w jakim celu? Sander czuł się
zbrukany tą ingerencją w jego umysł.
Kai zasyczał, szczerząc kły na Sandera. Kowal wzdrygnął się wobec tak jawnej
wrogości zwierzęcia. Rhin& Rzucił szybkie spojrzenia na kojota, który nadal warczał
gardłowo. Kiedy jednak oczy Sandera spotkały się ze ślepiami zwierzęcia, dzwięk zamarł.
Kowal, który nigdy przedtem nie próbował komunikować się z kojotem w sposób, w jaki
Fanyi kontaktowała się z wężaczami, odniósł wrażenie, że Rhin, moment wcześniej
zaniepokojony tą umysłową ingerencją, teraz zaakceptował fakt, że Sander jest znów sobą.
Kowal zapragnął zbudzić Fanyi i zażądać wyjaśnień. Chciał wiedzieć, co mogło być
przyczyną tego ataku, będącego zapewne sprawką jakiegoś Szamana, a nie normalnego
człowieka. Gdy ulotnił się pierwszy strach i wstyd, odczuł narastający gniew. Nikt nie musi
wiedzieć, że został wykorzystany i zbezczeszczony w taki sposób. Wyczuwał w tym
penetrowaniu jego myśli jakąś pogardę, jakby ten, kto omotał na moment jego umysł
niewidzialną siecią kontroli, uznał go za mało znaczącego, mało wartościowego. Nie, nie
zapyta jej.
Zamiast tego zaczął szperać w swojej kowalskiej torbie. Robiąc to, powtarzał sobie w
myśli jedną z sekretnie działających pieśni. Niejasno przypominał sobie coś, co kiedyś
powiedział jego ojciec. Przypuszczano, że istnieją miejsca z Poprzedniej Epoki, gdzie na
człowieka mogą oddziaływać dziwne wpływy, nakłaniając go do wykonywania różnych
usług. Lecz można się było przeciw temu zabezpieczyć, o czym słyszał każdy, kto poznał
arkana tajemnej wiedzy kowala. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl