[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wiszącą nad wszystkimi grozbą wydawały się Desiree czymś
nienormalnym, wyczerpującym i wyprowadzającym z równowagi.
Virgil również zachowywał się dziwnie. Na ogół był
uprzedzajÄ…co grzeczny niczym sprzedawca w nowo otwartym sklepie.
Widać było, że wszystko, co go dręczy, spycha w najdalsze rejony
świadomości, nie zamierzając z nikim się dzielić swoimi kłopotami.
Całą uwagę skierował na syna. W uprzejmy sposób unikał w domu
rozmów i spotkań z Desiree.
Właściwie tak przecież powinno być. Ale strasznie za nim
tęsknię. To, co Caro mówiła o jego miłości, było jedynie
współczuciem, jakie budziła w nim zraniona, chora kobieta; dlatego
tak na mnie patrzył w tym szpitalu. Oczywiście, oddawał jej
pocałunki, ale każdy mężczyzna tak by zrobił na jego miejscu.
Zwłaszcza kiedy kobieta tak go całuje, jak ona go całowała,
zachłannie, namiętnie, chciwie...
Nie mogła mieć do niego żalu.
Jęknęła w duchu. Nie mogę wejść do tego domu, jeszcze chwilę
tak posiedzę, nie mogę tam wejść...
Może to nic wielkiego, może to tylko tęsknota za Phoenix
sprawia, że czuje się tu tak zle. Może... Na chwilę zatęskniła za swoim
małym mieszkankiem, gdzie jedynym dzwiękiem była muzyka
płynąca z radia i poszczekiwanie Oscara. Gdyby teraz tam była,
usmażyłaby sobie rybę na kolację, zrobiła jakąś sałatkę. Zjadłaby to
wszystko w spokoju, patrząc w telewizor i nie musząc wysilać się na
uprzejmość.
Ty chyba żartujesz, Ray, pomyślała. Przecież byłaś tam samotna
jak pies. Tak, ale tam nie było Virgila, którego milczenie sprawia, że
tu jestem jeszcze bardziej samotna, mimo całego tego tłumu krewnych
i domowników.
Może powinna zostać w samochodzie i przeczekać kolację,
słuchając radia?
Nastawiła jakąś stację: muzyka country, rock, rap, melodie
meksykańskie, jakieś gadanie...
Wreszcie znalazła coś klasycznego i uśmiechnęła się do siebie.
Mozart... O to właśnie jej chodziło.
Przymknęła oczy i pogrążyła się w błogostanie. Siedzieć tak,
siedzieć bez końca, i żeby nikt niczego od niej nie chciał.
Nie dane jej było odpoczywać długo, bo nagle ktoś gwałtownie
zapukał w okno samochodu.
- Travis? Co znowu?
- Ray, ktoś zranił Oscara!
- Co takiego?
Jednym susem wyskoczyła na dwór.
- Gdzie? Co? Prowadz mnie do niego!
- Leży tam w stajni. Bawiłem się z kociakami i usłyszałem, jak
skamle. Jest cały zakrwawiony, ale nie chce do mnie podejść. Leży za
takimi deskami. Zatrzasnęła drzwiczki.
- Prowadz.
Wpadli do stajni, poczuła ciepły zapach koni i czystego siana.
- Oscar! Oscar! Gdzie jesteś, maleńki?
- Tutaj. - Travis palcem wskazał belkę, za którą leżał pies.
Desiree uklękła na ziemi.
- Chodz, Oscar.
Pies boleśnie zaskomlał.
- No chodz, maleńki.
Z trudem zaczął się czołgać w jej stronę. Po chwili był już przy
niej; pyszczek miał zakrwawiony, trząsł się na całym ciele.
- Ktoś mu obciął ogon! - Krzyk Travisa rozszedł się echem po
stajni.
Desiree spojrzała uważnie na psa: w miejscu ogona widniał
zakrwawiony kikut. Wzięła Oscara na ręce.
- Kości ma chyba nienaruszone.
- Ma ranÄ™ w boku!
Z poszarpanej sierści sączyła się krew.
- Daj mi sznurowadło, Travis, albo lepiej oba. Muszę mu
zatamować krwotok. - Pieszczotliwie pogłaskała psa za uszami. -
Wszystko będzie dobrze, maleńki. Będziesz jak nowy, a nawet lepszy,
muszę cię tylko opatrzyć. Travis, wiesz, jak to się stało?
Twarz chłopca była biała jak ściana, z trudem wymawiał słowa.
- Wszedłem do stajni, żeby się pobawić z kotkami i usłyszałem,
jak on szczeka, więc...
- Oscar szczekał?
Desiree natychmiast poszukała ręką broni.
- Pomyślałem, że złapał szczura albo coś takiego. Poczuła, jak
zimny dreszcz przebiega jej po plecach.
Dobiegł ją jakiś dzwięk z sąsiedniego boksu. Jeden z koni zarżał
niespokojnie. Oscar zwykle szczekał tylko wtedy, gdy w pobliżu był
ktoś obcy. Trudno, lepiej przesadzić w ostrożności, niż narazić
dziecko na niebezpieczeństwo. Chłopiec natychmiast musi stąd
odejść.
- Travis, wez Oscara i biegnij z nim do domu, ale szybko.
- A ty?
- Zostanę tutaj. Jeszcze coś sprawdzę. Wstała z ziemi i podała
chłopcu psa.
- Biegnij do domu i powiedz, żeby ojciec z braćmi tu przyszli, i
niech wezmą broń. Pamiętaj, wszyscy muszą być uzbrojeni.
Travis stał z szeroko otwartymi oczami, nie ruszając się z
miejsca.
- Ale... ty... Co z tobą będzie?
- Powierzam ci Oscara, wierzę, że go uratujesz. Jasentha ci
pomoże. Biegnij do domu i nie oglądaj się za siebie. Ruszaj!
Travis wybiegł z psem w ramionach. Przez chwilę widziała, jak
wiatr rozwiewa mu włosy. Spuściła z niego wzrok dopiero, kiedy
dotarł do drzwi domu i otworzył je.
Wtedy właśnie nagle runął deszcz, jakby się oberwała chmura.
Krople głucho zabębniły o blaszany dach stajni.
Rozejrzała się po obszernym, podłużnym pomieszczeniu. Na
przeciwległym końcu drzwi były zamknięte na żelazny rygiel.
Pozostawała otwarta tylko ich górna część, którą zostawiano tak na
noc, żeby wietrzyć stajnię. Może napastnik prześliznął się tędy i
uciekł?
Zraniłeś mojego psa i przysięgam, że słono mi za to zapłacisz.
Z bronią w ręku zaczęła obchodzić poszczególne boksy. To, co
zobaczyła zaraz w następnym, ścięło jej krew w żyłach. Napastnik
zaatakował również konie. Perłowa Kropla miała krzywo uciętą
grzywę. Ogier Morgana i klaczka należąca do Caro miały boki
pomalowane sprayem. Arab Wyatta miał krótko obcięty ogon.
Błyskawica należąca do Jasenthy miała pomalowane na czerwono
chrapy i uzdÄ™.
Całe szczęście, że nic się nie stało Travisowi!
Człowiek, który zrobił coś takiego, jest zdolny do wszystkiego.
Weszła do boksu Onyksa i wydała okrzyk zgrozy. Ogier stał
chwiejnie na trzech nogach, czwartą trzymając bezwładnie zwieszoną.
Z nienaturalnie wykręconej kostki sączyła się krew. Ukochany koń
Virgila był potwornie okaleczony.
Nic się nie da zrobić, to koniec. Z taką raną trzeba będzie go
dobić... Boże, co to będzie, kiedy Virgil go zobaczy... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl