[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mogła go zawieść cierpliwość, natomiast on sam zapragnął pomóc nierychliwej
sprawiedliwości.
- Ignatowicz jednak wyprowadził się, przeniósł gdzie indziej - zauważyłem.
Na bladych, wąskich ustach Małysza ukazał się nieprzyjemny uśmiech.
- Od czego biuro adresowe? Napisałem, trochę to trwało, ale w końcu dostałem nowy
adres.
- Tam też pan pisał?
Przytaknął, sprawiając wrażenie osoby, która nie zdaje sobie w ogóle sprawy z
konsekwencji, jakie jej może przynieść tego rodzaju wyznanie. Czyżby był rzeczywiście
człowiekiem psychicznie chorym? - pomyślałem raz jeszcze. Zauważyłem, że aż dygoce z
wewnętrznego, nienaturalnego podniecenia. Zrozumiałem, że po niewątpliwie długim okresie
milczenia, jaki miał za sobą, obecnie chyba odczuwał wewnętrzną potrzebę wyrzucenia z
siebie wszystkiego. Tym bardziej że Ignatowicz już nie żył.
Postanowiłem zapytać listonosza. W willi zajmowanej przez Ignatowicza nie
natrafiłem przecież na żaden ślad takiej korespondencji. Wątpiłem jednak, by Ignatowicz -
mając już doświadczenia z poprzedniego mieszkania - w ogóle otwierał koperty. Zapewne
wrzucał je nawet nie przeczytane, po prostu do kosza. Tymczasem Małysz łudził się, że -
pisząc coraz to nowe epistoły - wzbudza wyrzuty sumienia.
- Oliwa sprawiedliwa - podjął - zawsze na wierzch wypływa. Tak i tutaj. Okazuje się,
że człowieka nikczemnego prędzej czy pózniej, ale kara spotka.
Mówił z uniesieniem w głosie, niczym natchniony mistyk.
- Jakim mieczem wojujesz, od takiego giniesz. Nożem moją żonę zabił i od noża
zginął. Nic mu nie pomogło, jak i przed sprawiedliwością - boską czy ludzką - ale człowiek
siÄ™ nie ukryje.
- Skąd pan wie, jak zginął? Obruszył się.
- Mało to osób mówiło?
Natychmiast znalazł ogólnikową odpowiedz, której nic mogłem zakwestionować. W
końcu rzeczywiście wystarczyło, by tylko jedna osoba zobaczyła zwłoki Ignatowicza lub
usłyszała, co mówił chociażby dzielnicowy. Wiadomości tego typu, choć obrośnięte plotkami
i domysłami, zwykły się rozchodzić szybko i szeroko.
Mimo wszystko jednak, jak zauważyłem, Małysz był człowiekiem inteligentnym.
Mozo właśnie dlatego, o nic przeze mnie nie pytany miał nieprzepartą chęć zwierzeń,
opowiedział mi o listach? Opowiedział w przekonaniu, że moglibyśmy gdzieś jakiś odnalezć i
teraz musi je - zarazem siebie - tak wytłumaczyć, aby uniknąć podejrzenia o zabójstwo.
Mogłem snuć kolejną koncepcję. Jak bardzo bowiem okoliczności zbrodni pasowały
mi do mało zrównoważonego Małysza... To chluśnięcie w twarz ofiary żrącą substancją, a
pózniej zaciekłe uderzenia - właściwie na oślep. Szesnaście ciosów, zadanych ostrym
narzędziem! Tak zabija się w chwilowym zamroczeniu, w stanie, którzy psychiatrzy zwą
niekiedy dysforią gniewliwą, lecz również z nienawiści, z zemsty.
Na przypuszczalną porę zabójstwa Ignatowicza Adam Małysz alibi nie miał...
*
Właściwie powinienem teraz napisać, że przesłuchanie Małysza odbyło się wcześniej -
zanim jeszcze trafiłem do Zoi i Mariusza Strojnych i zanim poszedłem do byłej kierowniczki
komisu, Alicji Pizoń. Jednak wspomniałem, że nie zachowuję kolejności chronologicznej,
tylko staram się ukazać, jak stopniowo obraz się poszerzał i obrastał szczegółami.
Rzecz jasna, przesłuchiwaliśmy ponownie listonosza. Potwierdził, iż Ignatowicz
otrzymywał listy wyjątkowo często. Jaka była reakcja na te przesyłki - nie wiedział. Listy
były zwykle , więc wkładał je do skrzynki przy furtce. O ile pamięta, niekiedy nie zawierały
ani nazwiska nadawcy, ani miejsca zamieszkania, a sam adres wypisany bywał dużymi,
drukowanymi literami. Zapytaliśmy jeszcze, czy nie budziło to jego zdziwienia. Odrzekł, że
czasem się nad tym zastanawiał. Ze jednak poczta przyzwyczajona jest do
najdziwaczniejszych nieraz rodzajów korespondencji, a sam Ignatowicz nigdy nic nie
wspominał na ten temat ani się też nie skarżył, więc i listonosz przyzwyczaił się z biegiem
czasu.
Mimo nadal prowadzonych poszukiwań, nie natrafiliśmy na ślad samochodu
Ignatowicza. Nasi specjaliści zajęli się więc fotografią, przedstawiającą tył tego wozu.
Mogło - się to wydawać stratą czasu, czynnościami prowadzącymi donikąd. Każdy
jednak, kto popracuje w naszym fachu trochę dłużej, wie, że nieraz rezultaty zbiera się po
zgromadzeniu pozornie nic nie znaczących, a czasem i mało związanych z właściwą sprawą
szczegółów.
W kilka dni pózniej przedstawiono mi hipotezę zakładającą, iż fotografię wykonano w
okolicach Warszawy, najprawdopodobniej przy drodze lokalnej Leszno-Kazuń. Z ostatnich
liter, widocznych na drogowskazie, ułożono całość: Aubiec - 2 km, Leszno - 5 km .
Załączono również dodatkowe zdjęcia porównawcze, wykonane w ten sposób, by
przedstawiały identyczny fragment drogi. Dla porównania pozycji samochodu użyto
milicyjnego fiata.
Istotnie obraz się zgadzał. Samochód został więc sfotografowany -
najprawdopodobniej przez samego Ignatowicza lub przez osobÄ™ mu towarzyszÄ…cÄ… - nu
poboczu drogi, w okolicach Roztoki, a raczej między Roztoką i Aubcem. W tym miejscu
rozciÄ…gajÄ… siÄ™ po obu stronach szosy, i dalej od niej, lasy Puszczy Kampinoskiej. Przecinane
przez kanał Roztoka, ciągną się z jednej strony po Truskaw, Laski i Węglową Wólkę, z
drugiej, z przerwami zajętymi przez enklawy błotnistych łąk i biednych puszczańskich wsi,
docierają do %7łelazowej Woli, Tułowic, Sochaczewa.
W jakim jednakże celu Ignatowicz przyjeżdżał samochodem aż tam? Czy tylko na
niedzielne wyprawy na zieloną trawkę, czy też z jakimiś innymi zamiarami?
Była to kolejna, trudna do rozwiązania zagadka.
5
Na to, ażeby przesłuchać Teresę - nazywała się obecnie, po zamążpójściu, Teresa
Tobolczyk - czekałem dość długo, ponieważ - jak poinformowano mnie w komisie, w którym
nadal pracowała - wyjechała z mężem na urlop za granicę. Mąż był rzeczywiście dość
znaczną figurą, przynajmniej w handlowej hierarchii, ponieważ piastował dyrektorskie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]