[ Pobierz całość w formacie PDF ]

trochę widzieli, chociaż w tej gęstej jak zawiesina atmosferze do oglądania mieli niewiele.
Wyszli na platformę windy zawieszonej między łapami, na których stał Nostromo. Kane wcisnął guzik. Winda ruszyła w
dół. Czujniki zamontowane na jej spodzie wyczuły grunt, przeliczyły odległość i zatrzymały platformę, gdy jej brzuch musnął
kamień wystający nad inne.
Kierując się bardziej nawykiem niż regulaminem, Dallas ruszył przodem i zszedł ostrożnie na ziemię. Kane i Lambert za
nim. Lawa była twarda, nie ustępowała pod butami. Rozglądali się wokoło, targani podmuchami wichury. Nie widzieli nic
poza piaskiem, który przemykał im koło stóp, unoszony wiatrem w pomarańczowo brązową mgłę.
Cóż za koszmarnie przygnębiające miejsce... rozmyślała Lambert. Może nawet nie przerażające, chociaż zerowa wi-
dzialność była niezwykle dokuczliwa. Czuła się jak podczas nocnego skoku do wody, w której grasowało stado rekinów.
Ciemność... Nigdy nie wiadomo, co może z takiej ciemności nagle wychynąć...
Nie, nic się w niej nie czai, myślała. Zbyt pochopny wniosek? Chyba raczej nie.
Na tej ziemi okrytej całunem półmroku nie znalazła żadnej ciepłej barwy, nie było tu błękitu, nie było zieleni. Z nieba
sączyła się tylko żółtawa poświata, smutna i zimna, która przechodziła w ponury brąz i w różne odcienie szarości.
Ducha niczym tu nie ogrzejesz, stwierdziła Lambert. A tym samym i myśli nie rozweselisz... Boże, atmosfera tu jak...
Jakby komuś nie wyszło doświadczenie z chemii. A ziemia? Ziemia jak sprasowane owcze gówienka. %7łal jej było
wszystkiego, co mogłoby na tej planecie kiedykolwiek żyć. Chociaż nie dysponowała żadnymi dowodami, czuła, że świat ten
jest teraz światem martwym.
Może Kane miał rację, może dla jakiegoś stworzenia był to prawdziwy raj. Jeżeli tak, nie chciałaby raczej tego stworzenia
spotkać.
- Którędy?
- Co? - Jej myśli wciąż nurzały się w brudnej mgle. Potrząsnęła głową.
Którędy idziemy, Lambert? - Dallas przeszył ją wzrokiem.
- Już w porządku - rzuciła. - Zamyśliłam się. Oczyma duszy ujrzała swoje stanowisko na mostku Nostromo. Fotel,
przyrządy nawigacyjne, ciasnota i niewygoda. Boże, teraz to wszystko wydawało się rajem!
Spojrzała na mały detektor przymocowany do pasa. Na ekranie pulsowała wyrazna linia.
- Tędy. - Wyciągnęła przed siebie rękę. - Idziemy tam.
- Prowadz. - Kapitan stanÄ…Å‚ z boku.
Ruszyła w szalejącą burzę. Za nią Dallas i Kane. Kiedy wyszli na otwartą przestrzeń, wichura uderzyła w nich ze
wszystkich .stron.
Lambert zatrzymała się. Miała tego dosyć. Włączyła interkom i powiedziała:
- Teraz to już ni cholery nie widzę. Niespodziewanie usłyszała głos Asha.
- Włącz namiernik kierunkowy - radził. - Jest dostrojony do sygnału S.O.S. Poprowadzi was jak po sznurku, tylko przy
nim nie majstruj. Sam go regulowałem.
- Namiernik jest włączony i pokazuje, co trzeba - odparowała. - Za kogo ty mnie masz?
- Bez urazy - powiedział naukowiec.
Mruknęła coś pod nosem i ruszyła chwiejnie w gęsty półmrok.
- Namiernik działa, Ash - potwierdził Dallas. - Na pewno dobrze nas słyszysz?
Ash tkwił w kopule obserwacyjnej na rufie Nostromo. Odwrócił wzrok od niewyraznych sylwetek oddalających się
wolno w zasnuty pyłem półmrok i spojrzał na rozświetlony ekran wbudowany w konsoletę. Zobaczył na nim trzy kom-
puterowa stylizowane postacie. Obraz był przejrzysty, bez żadnych zakłóceń. Ash pchnął niewielką dzwignię. Cichutki,
jękliwy szum, fotel drgnął, przesunął się o cal i zatrzymał dokładnie na wprost ekranu.
- Widzę was teraz z kopuły - rzucił w mikrofon. Słyszalność bardzo dobra. Obraz na ekranie kontrolnym też. Nie zgubię
was. Pył nie jest aż tak gęsty, a przy ziemi zakłócenia są jakby mniejsze. Sygnał S.O.S. macie na innej częstotliwości, więc nie
będzie interferencji.
W głośniku zabrzmiał zniekształcony głos Dallasa. Pocieszające. Słyszymy cię dobrze. Miejmy nadzieję, że nie stracimy
z sobą kontaktu. Nie chcielibyśmy w tej zupie ugrzęznąć na amen.
- Jasne. Będę uważał na każdy wasz krok. Teraz nie przeszkadzam. Odezwę się natychmiast, jak wyskoczy coś
niespodziewanego.
- Dobra. Zostaję na linii. Na razie out. - Dallas poczuł na sobie wzrok Lambert. - Marnujemy zapas powietrza,
nawigatorze. Idziemy - rozkazał.
Lambert spojrzała na ekranik namiernika, odwróciła się i ruszyła w szalejący wiatr. Siła przyciągania była stosunkowo
niewielka - choć jak na planetoidę tych rozmiarów niezwykle duża - dzięki czemu nie odczuwali ciężaru kombinezonów i butli
z mieszanką tlenową. Zastanawiali się jednocześnie, jak to się dzieje, że tak mała planetka trzyma ich w szponach grawitacji z
tak wielką determinacją. Dallas obiecał sobie, że kiedy wrócą na pokład, każe Ashowi przeprowadzić badania geologiczne
warstw głębokich. Może to tylko ziarno płonnych nadziei zasiane przez Parkera, ale niewykluczone, że gdzieś tam, w środku
maleńkiego globu, tkwią bogate zasoby metali ciężkich.
Gdyby takiego odkrycia dokonali, Towarzystwo zaczęłoby natychmiast rościć sobie prawa do eksploatacji pokładów. No
tak, bo przecież członkowie załogi Nostromo nie dysponowali ani własnym sprzętem, ani czasem, który sprzedali, podpisując
kontrakty. Ale mogliby przynajmniej liczyć na wysokie premie i nieoczekiwana zmiana kursu zaowocowałaby tym samym
sporymi pieniędzmi.
Parli pod wiatr miotający w nich pyłem i deszczem kamyków.
- Widzę najwyżej na dwa, trzy metry - mruknęła Lambert.
- Nie jęcz. - To Kane. - Lubię sobie pojęczeć.
- Hej, wy tam. - To z kolei Dallas. - Przestańcie zachowywać się jak dzieci. Nie jesteśmy na pikniku.
- Ależ kapitanie! To naprawdę prześliczny, wprost cudowny zakątek! - Lambert nie dała się zastraszyć. Dziewiczy
zakątek, kompletnie nie naruszony ani przez człowieka, ani przez naturę. Wspaniałe miejsce na biwak, jeśli się jest...
kawałkiem bazaltu.
- Powiedziałem, dość tej zabawy.
To ją uciszyło, ale nadal coś tam do siebie mamrotała. Dallas mógł odebrać jej głos, ale nie było sposobu, żeby
powstrzymać Lambert od gderania. Nagle zauważyła coś, co momentalnie odegnało złe myśli i spowodowało, że natychmiast
przestała kląć. Ekran namiernika zamigotał i...
- Co się stało? - spytał Dallas. - Chwileczkę...
Wyregulowała urządzenie. Z trudem, bo przeszkadzały jej grube rękawice. Linia, która zniknęła przed chwilą z ekranu,
pojawiła się nań znowu.
- Miałam kilkusekundowy zanik sygnału. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl