[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chciałaby raczej tego stworzenia spotkać.
- Którędy?
- Co? - Jej myśli wciąż nurzały się w brudnej mgle. Potrząsnęła głową.
Którędy idziemy, Lambert? - Dallas przeszył ją wzrokiem.
- Już w porządku - rzuciła. - Zamyśliłam się. Oczyma duszy ujrzała swoje stanowisko na
mostku Nostromo. Fotel, przyrządy nawigacyjne, ciasnota i niewygoda. Boże, teraz to wszystko
wydawało się rajem!
Spojrzała na mały detektor przymocowany do pasa. Na ekranie pulsowała wyrazna linia.
- Tędy. - Wyciągnęła przed siebie rękę. - Idziemy tam.
- Prowadz. - Kapitan stanÄ…Å‚ z boku.
Ruszyła w szalejącą burzę. Za nią Dallas i Kane. Kiedy wyszli na otwartą przestrzeń, wichura
uderzyła w nich ze wszystkich .stron.
Lambert zatrzymała się. Miała tego dosyć. Włączyła interkom i powiedziała:
- Teraz to już ni cholery nie widzę. Niespodziewanie usłyszała głos Asha.
- Włącz namiernik kierunkowy - radził. - Jest dostrojony do sygnału S.O.S. Poprowadzi was
jak po sznurku, tylko przy nim nie majstruj. Sam go regulowałem.
- Namiernik jest włączony i pokazuje, co trzeba - odparowała. - Za kogo ty mnie masz?
- Bez urazy - powiedział naukowiec.
Mruknęła coś pod nosem i ruszyła chwiejnie w gęsty półmrok.
- Namiernik działa, Ash - potwierdził Dallas. - Na pewno dobrze nas słyszysz?
Ash tkwił w kopule obserwacyjnej na rufie Nostromo. Odwrócił wzrok od niewyraznych
sylwetek oddalających się wolno w zasnuty pyłem półmrok i spojrzał na rozświetlony ekran
wbudowany w konsoletę. Zobaczył na nim trzy komputerowa stylizowane postacie. Obraz był
przejrzysty, bez żadnych zakłóceń. Ash pchnął niewielką dzwignię. Cichutki, jękliwy szum, fotel
drgnął, przesunął się o cal i zatrzymał dokładnie na wprost ekranu.
- Widzę was teraz z kopuły - rzucił w mikrofon. Słyszalność bardzo dobra. Obraz na ekranie
kontrolnym też. Nie zgubię was. Pył nie jest aż tak gęsty, a przy ziemi zakłócenia są jakby
mniejsze. Sygnał S.O.S. macie na innej częstotliwości, więc nie będzie interferencji.
W głośniku zabrzmiał zniekształcony głos Dallasa. Pocieszające. Słyszymy cię dobrze.
Miejmy nadzieję, że nie stracimy z sobą kontaktu. Nie chcielibyśmy w tej zupie ugrzęznąć na
amen.
- Jasne. Będę uważał na każdy wasz krok. Teraz nie przeszkadzam. Odezwę się natychmiast,
jak wyskoczy coÅ› niespodziewanego.
- Dobra. Zostaję na linii. Na razie out. - Dallas poczuł na sobie wzrok Lambert. - Marnujemy
zapas powietrza, nawigatorze. Idziemy - rozkazał.
Lambert spojrzała na ekranik namiernika, odwróciła się i ruszyła w szalejący wiatr. Siła
przyciągania była stosunkowo niewielka - choć jak na planetoidę tych rozmiarów niezwykle duża
- dzięki czemu nie odczuwali ciężaru kombinezonów i butli z mieszanką tlenową. Zastanawiali
się jednocześnie, jak to się dzieje, że tak mała planetka trzyma ich w szponach grawitacji z tak
wielką determinacją. Dallas obiecał sobie, że kiedy wrócą na pokład, każe Ashowi przeprowadzić
badania geologiczne warstw głębokich. Może to tylko ziarno płonnych nadziei zasiane przez
Parkera, ale niewykluczone, że gdzieś tam, w środku maleńkiego globu, tkwią bogate zasoby
metali ciężkich.
Gdyby takiego odkrycia dokonali, Towarzystwo zaczęłoby natychmiast rościć sobie prawa do
eksploatacji pokładów. No tak, bo przecież członkowie załogi Nostromo nie dysponowali ani
własnym sprzętem, ani czasem, który sprzedali, podpisując kontrakty. Ale mogliby przynajmniej
liczyć na wysokie premie i nieoczekiwana zmiana kursu zaowocowałaby tym samym sporymi
pieniędzmi.
Parli pod wiatr miotający w nich pyłem i deszczem kamyków.
- Widzę najwyżej na dwa, trzy metry - mruknęła Lambert.
- Nie jęcz. - To Kane. - Lubię sobie pojęczeć.
- Hej, wy tam. - To z kolei Dallas. - Przestańcie zachowywać się jak dzieci. Nie jesteśmy na
pikniku.
- Ależ kapitanie! To naprawdę prześliczny, wprost cudowny zakątek! - Lambert nie dała się
zastraszyć. Dziewiczy zakątek, kompletnie nie naruszony ani przez człowieka, ani przez naturę.
Wspaniałe miejsce na biwak, jeśli się jest... kawałkiem bazaltu.
- Powiedziałem, dość tej zabawy.
To ją uciszyło, ale nadal coś tam do siebie mamrotała. Dallas mógł odebrać jej głos, ale nie
było sposobu, żeby powstrzymać Lambert od gderania. Nagle zauważyła coś, co momentalnie
odegnało złe myśli i spowodowało, że natychmiast przestała kląć. Ekran namiernika zamigotał
i...
- Co się stało? - spytał Dallas. - Chwileczkę...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]