[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pierwszy rzut oka. - Omiótł wzrokiem książki na stoliku, zawahał się i zmarszczył brwi. - Skąd pani je
wzięła?
- Mam nadzieję, że nie zrobiłam nic złego, profesorze - odparła z niepokojem. - Poprosiłam Tommy'ego o
coś do czytania, na co przyniósł mi te książki. Właśnie zabrałam się za pierwszą i...
- To rzadkie i cenne wydania - przerwał jej z rozdrażnieniem. - Bardzo, bardzo rzadkie. My, archeolodzy,
nie pożyczamy prywatnych księgozbiorów. Tommy nie miał prawa... no trudno, stało się. Mam duży wybór
powieści, kryminałów... co tylko pani sobie zażyczy.  Uśmiechnął się, wielkodusznie puszczając incydent w
niepamięć. - Przynoszę wam dobre wieści. Na czas pobytu na wyspie dostaniecie dla siebie mój domek
gościnny. John i James sprzątali go prawie cały dzień.
- Ależ, profesorze! - Marie wyciągnęła ręce i chwyciła jego dłoń. - To bardzo miło z pańskiej strony. Pan
jest dla nas taki uprzejmy... stanowczo zbyt uprzejmy
- Drobiazg, moja droga, nie ma o czym mówić. - Poklepał jej dłoń i przytrzymał ją dłużej niż to było
konieczne. Dziesięć razy dłużej. - Pomyślałem, że pewnie wolelibyście mieszkać tylko we dwoje.
Przypuszczam, że jesteście małżeństwem od niedawna. - Mówiąc to, zmrużył na wpół przymknięte oczy.
Wziąłem to za grymas bólu spowodowany niestrawnością, nie była to jednak niestrawność, lecz - w
założeniu - szelmowskie mrugnięcie. - Proszę mi powiedzieć, pani Bentall, czy czuje się pani na siłach siąść
z nami do kolacji?
Miała koci refleks. Zauważyła moje ledwie dostrzegalne skinienie głową, choć na pozór patrzyła w
zupełnie innym kierunku.
- Niestety, profesorze, przykro mi. - Połączyć promienny uśmiech z tonem głębokiego żalu to sztuka co się
zowie, ale nie dla niej. - Niczego bardziej nie pragnę, ale wciąż jeszcze jestem taka słaba. Jeśli można,
chętnie zostałabym do rana...
- Ależ oczywiście, oczywiście. Nie należy się forsować podczas rekonwalescencji. - Omal znów jej nie
chwycił za rękę, na szczęście jednak się rozmyślił. - Przyślemy pani tacę. A panią przeniesiemy. Nie musi
pani nawet kiwnąć małym palcem.
Na jego znak dwaj krajowcy porwali łóżko z obu stron i unieśli, co było o tyle łatwe, że samo posłanie
ważyło góra trzydzieści funtów. Chiński służący przyszedł po nasze ubrania, profesor ruszył przodem, a
mnie nie pozostało nic innego, jak ująć Marie za rękę. Podczas przeprowadzki do sąsiedniej chaty nachyliłem
siÄ™ nad niÄ… troskliwie i szepnÄ…Å‚em:
- PoproÅ› go o latarkÄ™.
Nie wyjaśniłem, dlaczego ma tak zrobić, a to z tego prostego powodu, że sam nie wiedziałem. Ale
poradziła sobie wspaniale. Kiedy profesor odesłał tragarzy i zaczął się rozwodzić nad konstrukcją domu,
zbudowanego z dwóch gatunków drzew - pandanu i palmy kokosowej  przerwała mu nieśmiało:
- Czy... czy jest tu Å‚azienka, profesorze?
- Ależ oczywiście, moja droga, oczywiście. Cóż za niedbalstwo z mojej strony. Trzeba tylko zejść po
schodkach, to pierwsza z tych małych chatek po lewej. Sąsiaduje z kuchnią. Z oczywistych powodów w tego
typu domach nie można używać wody i ognia.
- Naturalnie. Ale... ale czy w nocy nie jest tu za ciemno? Chodzi mi o to...
- Boże, miej mnie w swojej opiece! Cóż pani sobie o mnie pomyśli? Latarka, oczywiście, dostaniecie
latarkę. Zaraz po kolacji. - Rzucił okiem na zegarek.  Oczekuję pana za pół godziny, Bentall. - Wydukał
jeszcze parę frazesów, posłał Marie głupawy uśmiech i oddalił się żwawo.
Zachodzące słońce skryło się już za zboczem góry, lecz upalny skwar nadal wisiał w powietrzu. Mimo to
Marie zadrżała i podciągnęła koc pod szyję.
- Czy nie zechciałbyś opuścić tych ścian - powiedziała. - Te pasaty wcale nie są takie ciepłe, jak wieść
niesie. Przynajmniej po zmroku.
- Opuścić ściany? %7łeby z drugiej strony przykleiło się zaraz z dziesięć par uszu?
- Ty... ty naprawdę tak myślisz? - spytała powoli. - Masz przeczucie, że coś tu nie gra? Podejrzewasz
profesora?
- Etap przeczuć i podejrzeń mam już dawno za sobą. Wiem na sto procent, że coś tu śmierdzi. Wiedziałem
o tym od samego początku. - Przysunąłem krzesło do łóżka i ująłem Marie za rękę. Sto do jednego, że
mieliśmy uważne audytorium, którego nie chciałem rozczarować. - Co z tobą? Znowu prorocze sny, kobieca
intuicja czy może nareszcie fakty?
- Nie bądz złośliwy - odparła spokojnie.  Przeprosiłam cię już za swoje głupie zachowanie... sam mówiłeś,
że to z powodu gorączki. Ta intuicja, czy przeczucie, to coś zupełnie innego. Idealna wyspa, uśmiechnięci
krajowcy, wspaniały chiński służący, hollywoodzki wizerunek angielskiego archeologa... wszystko to jest
zbyt sielankowe, zbyt doskonałe. Przypomina staranny kamuflaż. Zupełnie jak z bajki, jeśli rozumiesz, o co
mi chodzi.
- Chodzi ci o to, że czułabyś się lepiej widząc, jak profesor miota się, ryczy i klnie jak szewc, a pod
werandÄ… jakiÅ› pijaczyna pociÄ…ga whisky z butelki.
- Mniej więcej.
- Słyszałem, że południowy Pacyfik często tak działa na ludzi, którzy trafili tam po raz pierwszy. Myślę o
poczuciu nierzeczywistości. Nie zapominaj, że kilkakrotnie widziałem profesora w telewizji. To on, we [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl