[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odszedł ku pulpitowi sterowniczemu.
 Otwieraj!  rzucił przez ramię.
Andriej dopiero teraz zauważył, że SAZ%7ł 5  skafander automatycznego zabezpieczania
życia  prawie w ogóle nie przypomina jajka. Już prędzej martwego żuka z żałośnie
podkurczonymi łapkami. Dokładniej  nie martwego, a uśpionego. Wystarczy tylko lekki ruch
i&
 No, co tam u ciebie? Nie możesz się wciąż opamiętać?
 Nie, nie, Alosza. Po prostu się zapatrzyłem. Dziwne  sygnał gotowości błyszczy jak
odłamek nocnego labiru&
 Nawet nie wiedziałem, że posiadanie dzieci rozwija ukryte artystyczne skłonności, a w
szczególności twórczą fantazję. Trzeba będzie zapamiętać na przyszłość&
Andriej uśmiechając się nacisnął niechętnie ustępujący czarny guzik na tułowia żuka.
 Wydaje mi się, że nie będziesz musiał długo czekać na potwierdzenie.
Astrofizyk z zadowoleniem parsknął w czarną bródkę i zaczął szperać w kieszeniach w
poszukiwaniu fajeczki, chociaż palenie w  inkubatorze było zabronione.
Metalowe ciało żuka powoli rozdzieliło się jak futerał od skrzypiec na dwie części,
odsłaniając wymyślną i starannie przemyślaną plątaninę wnętrzności.
 Nawiasem mówiąc  Kriwcow trzymał fajeczkę w zębach, nie zapalił jej jednak. 
Zauważyłeś znak fabryczny? Krasnojarsk& %7łe tak powiem, pozdrowienia od krajanów 
Sybiraków&
Dopiero teraz  wstyd!  Andriej zwrócił uwagę na litery KKB   Krasnojarski
Kompleks Biologiczny  wybite na przegubach manipulatora. A przecież Nina przed ślubem
pracowała w KKB! Możliwe, że jej palce dotykały tego metalu, dając życie miliardom
mikroorganizmów i grzybków uwięzionych w probówkach i wężownicach, kolbach i retortach,
tym puszystym poduszkom czyniącej cuda chlorelli; mciąe właśnie jej dłonie wykonały dla niego
ten niewyobrażalnie skomplikowany i precyzyjnie działający model biosfery Ziemi, żeby właśnie
on nie zginął w jakąś straszną godzinę w odmętach bezlitosnego kosmosu&
Pamięta ją stojącą nad samym skrajem urwiska na poły zwalonego z widocznymi
warstwami gleby, nad zieloną płaszczyzną Morza Krasnojarskiego porysowanego przez
motorówki, kiedy unosząc twarz recytuje wzbudzające niepokój stare wiersze:
Wszystko ma porÄ™ swÄ….
Tylko ty wciąż nas cieszysz, co dnia
Dni mijajÄ…
i lata mijajÄ…,
i tysiące, tysiące złych lat.
W bieli fal mknących wciąż,
kryjÄ…c siÄ™
w białą ckliwość akacji.
może to właśnie ty 
morze,
je w niepamięć przepędzasz, w dal gnasz
Wiatr rozwiewa jej włosy, wiatr Ziemi  cały ocean tlenu przepuszczony przez smoliste
filtry tajgi, jej nogi toną w splątanych dzikich trawach pełznących ku wilgoci i słońcu. Drugiego
brzegu nie widać i wieżowce dalekiego miasta wyrastają wprost z wody, tęczowo nieważkie,
bajkowo piękne jak gigantyczne kryształy labiru&
A żeby cię! Znowu ten przeklęty labir! Można zwariować.
 Słuchaj, Andriej, może rzeczywiście lepiej, żebyś nie leciał?  Kriwcow współczująco
zagląda mu w twarz.  Przecież śpisz na stojąco i śnisz w środku dnia. Lepiej ja polecę, co?
 Nie wygłupiaj się. Włącz lepiej ultrafiolet.
 Twoja sprawa  astrofizyk położył rękę na pulpicie.  Dla mnie to drobiazg&
Pomiędzy dyskami stymulatora, otaczając korpus skafandra, pojawił się lekki obłoczek
jonizacji. Strumień niewidzialnego światła przeszył wnętrzności metalowego  żuka , dotarł do
tysięcy mikroskopijnych urządzeń i pomieszczeń. W nylonowych żyłach zabulgotały
różnokolorowe ciecze, zmętniały kolby i retorty.
Andriej prawie namacalnie odczuł, jak powoli organ za organem, ożywa sztuczny
organizm.
 DajÄ™ CO2!
Wokół  Jajka zagwizdał wiatr, korpus skafandra zadrżał pod naporem wichru dwutlenku
węgla. Poduszki chlorelli momentalnie wzdęły się, zielone nitki przelazły przez drobne sitko
siatek ochronnych.
 Gotowe?
 Tak.
 Ruszaj!
Wiatr umilkł natychmiast, zgasł też obłoczek jonizacji. Andriej plecami do przodu wśliznął
się do wnętrza otwartego futerału. Kriwcow był już obok i pomagał zapinać liczne mankiety na
rękach i nogach, umocowywać czujniki i rurki odprowadzające.
Był to najtrudniejszy moment w całej procedurze. Wymagał szybkości i dokładności.
Trzeba było połączyć się ze skafandrem, dopóki rozbudzone życie nie usnęło znowu.
W końcu trzasnął zamek i Andriej znalazł się w ,,Jajku odcięty od całego świata grubą
pancernÄ… skorupÄ….
 No i jak?  rozległo się w słuchawkach.
 Normalnie. Trochę trudno oddychać. Chlorella zdążyła nieco opaść. Reszta w normie.
 Może powtórzymy?
 Nie, nie trzeba. Teraz już lepiej. Za parę minut będzie w normie.
Teraz Andriej i metalowy  żuk tworzyli jedną całość, jeden organizm, jeden zamknięty
życiowy krąg  tak samo jak zamknięty krąg tworzy człowiek i Ziemia. %7łyli sobą nawzajem,
powiązani kołowrotem niezbędnych sobie nawzajem substancji, niczego nie oddając i niczego
nie pobierajÄ…c z zewnÄ…trz  idealny i dobrze chroniony system wzajemnego zabezpieczenia.
 Jak  słoneczko ?
Andriej spojrzał ukosem na tarczę baterii atomowych. Niewidzialne słońce ich wspólnego z
 żukiem miniświata obiecywało siły życiowe na co najmniej trzysta lat.
 W porządku. Zwieci i grzeje. Na całego.
Włączył lokatory, poprawił mankiety na rękach i nogach oraz sprawdził sterowanie 
macki manipulatora posłusznie poddały się jego woli. Podniósł się na sześciu nogach, podparł się
i rozpoczął rutynową gimnastykę  podskakiwał, przysiadał, podtańcowywał z prysiudami,
biegał po ścianach, po suficie, podnosił ciężary, splatał i rozplatał nylonowy sznur. Wszystko to
było konieczne, żeby mięśnie i nerwy ruchowe przywykły do nowych kończyn. Kriwcow stał nie
opodal i obojętnie mu się przyglądał, ale kiedy Andriej skacząc ze ściany na ścianę zle obliczył
skok i spadł na podłogę, zachichotał rozbawiony. Andriej obraził się:
 Co cię tak rozśmieszyło? Mam jeszcze po prostu nie rozgrzane mięśnie. Nawiasem
mówiąc, tobie to wcale lepiej nie wychodzi.
 Pomyślałem&  uśmiechnął się Aleksiej.  Po& popatrzyłby& popatrzyłby teraz na
swojego tatusia syn& Uraz na całe życie&
Andriej podszedł do wąskiej płaszczyzny lustra i sam się uśmiechnął: stało przed nim
poruszając wąsami pozbawione oczu niesamowite straszydło. Straszydło przewalało się z boku
na bok przy pomocy trzech nóg i ośmiu rąk i grało z fantazją Kriwcowowi na nosie.
Obaj się roześmiali.
A zegar nadal cykał swoje sekundy przybliżając czas odlotu, to znaczy  czas przylotu, to
znaczy&
 Już czas, Aleksieju. Idę.
Kriwcow wytarł oczy.
 Wybacz& Och!& Powiadają, że przed drogą nie należy się śmiać, ale byłeś wyjątkowo
elegancki. No dobra. Leć. Połamania!
 Nie dziękuję.
Andriej poczekał, aż za Kriwcowem zamknęły się hermetyczne drzwi i wszedł do kabiny
sterylizatora. Na wklęsłej ścianie czerniały duże litery:  Pamiętaj! Niżej widniał wypisany już
drobniejszym drukiem tekst:  Powszechny regulamin kosmiczny. Punkt sto drugi. Paragraf piÄ…ty.
Kategorycznie zabrania się wychodzenia na badaną planetę w niesterylnym skafandrze, a także
wynoszenia przedmiotów mogących wywołać zarażenie biosfery obcej planety  tak jej
atmosfery, jak hydrosfery i geosfery  aktywnÄ… organicznÄ… substancjÄ… Ziemi. Naruszenie tego
przepisu podlega karze& 
Biolog ironicznie skrzywił usta. Mimo wszystko kapitan w swoim pedantyzmie dochodzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl