[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozumiem powiedziała.
Z Rincewindem jest podobnie.
Jak z wodorostami.
Tak. Gdyby istniał choćby najmniejszy powód do strachu, on byłby prze-
straszony. A nie jest. Ta gwiazda to chyba jedyne, co go nie przestraszyło. Jeśli on
się nie martwi, to możesz mi wierzyć: nie ma się czym martwić.
Nie będzie padać? upewniła się Bethan.
No nie. . . W znaczeniu metaforycznym, naturalnie.
Bethan wolała nie pytać, co oznacza metaforyczne w obawie, że ma to
jakiÅ› zwiÄ…zek z wodorostami.
Rincewind obejrzał się.
Chodzcie rzucił. To już niedaleko.
Dokąd? nie zrozumiał Dwukwiat.
Do Niewidocznego Uniwersytetu, oczywiście.
Czy to rozsÄ…dne?
Prawdopodobnie nie, ale pójdę i tak. . . Rincewind przerwał. Jego twarz
stała się maską cierpienia. Przycisnął dłonie do uszu i jęknął.
Zaklęcie sprawia kłopoty?
Taaghh.
Spróbuj coś nucić.
Rincewind skrzywił się.
Mam zamiar się go pozbyć oznajmił chrapliwie. Wróci do książki,
gdzie jest jego miejsce. Chcę odzyskać własną głowę!
Ale wtedy. . . zaczÄ…Å‚ Dwukwiat.
Wszyscy usłyszeli dalekie śpiewy i tupanie nóg.
Myślicie, że to ci z gwiazdami? przestraszyła się Bethan.
138
Miała rację. Prowadzący marsz wyszli zza rogu o pięćdziesiąt sążni przed ni-
mi. Podążali za wystrzępioną białą chorągwią z ośmioramienną gwiazdą.
Nie tylko ludzie z gwiazdami zauważył Dwukwiat. Tam są ludzie
w ogóle.
Tłum porwał ich. W jednej chwili stali na pustej ulicy, w następnej sunęli wraz
z ludzką falą, która niosła ich przez miasto.
* * *
Zwiatła pochodni migotały lekko w wilgotnych podziemiach Uniwersytetu.
Przywódcy ośmiu Obrządków magicznych maszerowali gęsiego przez korytarze.
Na dole przynajmniej jest chłodniej zauważył jeden z nich.
Ale nas nie powinno tu być.
Trymon, który prowadził grupę, szedł milcząc. Myślał za to bardzo intensyw-
nie. Myślał o butelce oliwy u paska i ośmiu kluczach niesionych przez magów
kluczach do ośmiu zamków, przykuwających Octavo do pulpitu. Myślał, że ci sta-
rzy czarnoksiężnicy czują, że magia coraz bardziej wysycha, zajęci są własnymi
problemami i w związku z tym może są mniej czujni niż być powinni. Myślał, że
za kilka minut Octavo, największy depozyt magii na Dysku, trafi w jego własne
ręce.
Mimo chłodu tuneli Trymon zaczął się pocić.
Dotarli do obitych ołowiem drzwi osadzonych w surowym kamieniu. Trymon
wyjął ciężki klucz solidny, uczciwy, żelazny klucz, niepodobny do tych po-
wyginanych i niepokojących kluczy, które uwolnią Octavo. Wstrzyknął do zamka
porcję oliwy, wsunął i przekręcił klucz. Zamek ustąpił z niechętnym zgrzytem.
Czy podjęliśmy wspólną decyzję? zapytał Trymon.
Odpowiedziały mu twierdzące pomrukiwania.
PchnÄ…Å‚ drzwi.
Owionął ich ciepły podmuch dusznego, jakby oleistego powietrza. Usłyszeli
wysokie, nieprzyjemne świergoty. Z każdego nosa, paznokcia i brody strzeliły
oktarynowe iskierki.
Magowie pochylili głowy wobec szalejącej w komnacie burzy chaotycznej
magii. Weszli do wnętrza. Na wpół uformowane kształty chichotały i przemykały
dookoła: to koszmarni mieszkańcy Piekielnych Wymiarów bezustannie obmacy-
wali granicę między światami, tym, co uchodziło za palce tylko dlatego, że znaj-
dowało się na końcach ramion. Szukali nie strzeżonego wejścia do kręgu ciepłego
blasku, który uważali za wszechświat ładu i porządku.
Nawet w tym czasie, trudnym dla wszelkich magicznych zjawisk, nawet
139
w komnacie zaprojektowanej tak, by tłumiła magiczne wibracje, Octavo wciąż
trzeszczało od mocy.
Pochodnie nie były potrzebne. Octavo wypełniało komnatę przyćmionym, po-
sępnym blaskiem, który nie był właściwie światłem, ale jego przeciwieństwem.
To nie ciemność jest, jak niektórzy uważają, przeciwieństwem światła; ona jest
tylko jego brakiem. Z księgi promieniowało światło, co leży po drugiej stronie
ciemności blask fantastyczny.
Miał niezbyt ciekawą fioletową barwę.
Jak już wspomniano, Octavo było przykute do pulpitu rzezbionego w kształt
czegoś, co przypominało ptaka trochę, gada trochę i coś żywego przerażająco.
Para lśniących oczu obserwowała magów ze skrywaną nienawiścią.
Jesteśmy bezpieczni, póki nie dotkniemy księgi oznajmił Trymon. Wyjął
zza pasa i rozwinął zwój pergaminu. Podajcie mi pochodnię rzucił. I zgaś
tego papierosa!
Czekał na wściekły wybuch urażonej dumy. Ten jednak nie nastąpił. Upo-
mniany mag drżącymi palcami wyjął z ust i rozdeptał na podłodze niedopałek.
Trymon tryumfował. I co? pomyślał. Robią, co im każę. Może tylko w tej
chwili, ale to mi wystarczy.
Zerknął na niewyrazne pismo dawno nieżyjącego maga.
Do rzeczy mruknął. Zobaczmy. . . Aby poskromić go, Stwora owe-
go, co jest strażnikiem. . .
* * *
Przerażony tłum przelewał się w tę i z powrotem przez most łączący Morpork
i Ankh. Rzeka w dole, mętna nawet w najbardziej sprzyjających warunkach, teraz
była tylko wąską parującą strużką.
Most trochę mocniej niż powinien wibrował pod stopami. Dziwne zmarszczki
przebiegały po powierzchni błotnistych resztek rzeki. Kilka dachówek zsunęło się
z dachu pobliskiego domu.
Co to było? zapytał Dwukwiat.
Bethan obejrzała się i krzyknęła przerazliwie.
To wschodziła gwiazda. Słońce Dysku umknęło w bezpieczne miejsce poza
horyzontem, a wielka, obrzmiała kula gwiazdy wspinała się wolno na niebo, aż
całym obwodem wypełzła kilka stopni powyżej krawędzi świata.
Wciągnęli Rincewinda do jakiejś bramy, ale tłum nie zwracał na nich uwagi.
Ludzie biegli przed siebie, przerażeni jak lemingi.
Gwiazda ma plamy zauważył Dwukwiat.
140
Nie zaprzeczył Rincewind. To są. . . rzeczy. Rzeczy krążące wokół
niej, jak nasze słońce krąży wokół Dysku. A zbliżają się, ponieważ. . . ponieważ. . .
Urwał. Prawie wiedziałem.
Co wiedziałeś?
Muszę się pozbyć tego Zaklęcia!
Którędy do Uniwersytetu? spytała Bethan.
Tędy! Rincewind wskazał ulicę.
Musi być bardzo popularny. Tam właśnie wszyscy biegną.
Ciekawe po co? zastanowił się Dwukwiat.
Nie sądzę, żeby chcieli się zapisać na studia wieczorowe mruknął po-
nuro Rincewind.
Tymczasem Niewidoczny Uniwersytet był oblężony, a w każdym razie oblę-
żone były te jego części, które sięgały w zwykłe, codzienne wymiary rzeczywi-
stości. Ogólnie rzecz biorąc, tłumy u bram domagały się jednej z dwóch rzeczy:
a) magowie powinni przestać marnować czas i pozbyć się gwiazdy albo i to
żądanie popierali ludzie z gwiazdami b) powinni zaprzestać wszelkich czarów
i po kolei popełnić samobójstwo, tym samym oczyszczając Dysk z klątwy magii
i ratujÄ…c go przed straszliwÄ… grozbÄ… z nieba.
Magowie wewnątrz murów nie mieli najmniejszego pojęcia, jak dokonać a),
[ Pobierz całość w formacie PDF ]