[ Pobierz całość w formacie PDF ]
płacząc, wciśnięta w poduszkę. Co zresztą innego mogła zrobić po tak
strasznym dniu?
Po kłótni przy śniadaniu Wyndham zniknął. Wyjechał gdzieś
konno, jak ją poinformowała gospodyni. Serena spędziła okropny
dzień, siedząc sama we frontowym saloniku. Wszystko tutaj
znamionowało obecność mężczyzny. Obite skórą fotele, skrzynia w
rogu pokoju, a nad nią zawieszone poroże jelenia, kilka starych
numerów magazynu dla dżentelmenów, cynowy kufel z pokrywką. Na
stole obok leżało parę talii kart, a obrazy na ścianach wszystkie miały
jako główny motyw sport. Nie było tu żadnego widomego śladu
kobiety. Ale to oczywiście jeszcze niczego nie dowodziło!
Wicehrabia wrócił o piątej po południu. Do tego czasu Serena
była już tak przygnębiona sytuacją i taka zła, że wyraziła chęć
zjedzenia kolacji w swoim pokoju. Nie chciała go widzieć ani z nim
rozmawiać.
Czy jego lordowska mość się sprzeciwił? Bynajmniej! Skłonił
się tylko z wyszukaną, by nie powiedzieć, ironiczną galanterią. Serena
wpadła w złość. Ledwo co uszczknęła z posiłku, który przyniesiono
jej na tacy do pokoju. Przełykała jedzenie, nie wiedząc nawet, co je.
Równie dobrze mógłby to być popiół. I tak by tego nie zauważyła.
Cały czas nasłuchiwała odgłosu kroków na schodach w nadziei, że
drzwi siÄ™ otworzÄ… i stanie w nich Wyndham - skruszony i gotowy
wszelkimi możliwymi sposobami przekonać ją, by mu zaufała.
Ale Wyndham nie przyszedł, co pogrążyło ją w jeszcze głębszej
rozpaczy. Noc nie podsunęła jej innego rozwiązania jak to, by uciec z
Bredington. 1 właśnie dlatego znajdowała się teraz sama w środku
obcego sobie, nieprzyjaznego lasu.
Przerazliwą ciszę przerwał nagle trzask gałęzi. Se-rena zamarła z
przerażenia, cofnęła się za drzewo i usiłowała wypatrzyć cokolwiek w
mroku ponurego poranka.
Nagie w pewnej odległości od niej zamajaczył jakiś niewyrazny
cień. Nie, dwa cienie, jak się okazało. Serce zaczęło jej bić jak
oszalałe. Szli tędy! Zbliżali się do niej! Najciszej, jak potrafiła,
przekradła się za drugie drzewo, za którego grubym pniem mogła się
bez trudu ukryć. Głosy były coraz bliżej. Mogła już rozróżnić
poszczególne słowa.
- Masz coÅ›?
- ZajÄ…ca.
- Ja nic. Kiepsko dzisiaj.
- Zaczekaj, sprawdzmy dalej.
Serena wstrzymała oddech, nie śmiała nawet pisnąć, gdy
mężczyzni zbliżyli się jeszcze bardziej. Ich kroki były tak ciche, że
przysięgłaby, iż nikt koło niej nie przechodził. Trzask innej gałęzi
potwierdzi! jednak, że nie byli tylko złudzeniem.
Odważyła się wreszcie wychylić zza drzewa i spojrzeć w ich
kierunku. Zobaczyła tylko dwie oddalające się sylwetki. Może w
ogóle ich nie było? Ruszyła w przeciwnym kierunku wiedziona tylko
jedną myślą. By wydostać się z tego upiornego lasu.
Kilkaset jardów dalej zauważyła, że drzewa trochę się
przerzedzają. Widać już było; pustą przestrzeń.
Uniosła nieco spódnicę i pobiegła w tym kierunku.
Wydostawszy się z lasu, odetchnęła z ulgą.
Mgła powoli opadała. Po swojej lewej stronie zobaczyła jakieś
zabudowania. Skierowała się tam w nadziei, że poprosi o schronienie
albo przynajmniej o wskazanie jej drogi powrotnej do Bredington.
Drzwi otworzyła służąca o surowym spojrzeniu. Była to silnie
zbudowana kobieta w średnim wieku. Uniosła w górę brwi na widok
niespodziewanego gościa i obrzuciła Serenę wzrokiem od stóp do
głów.
- I czegóż to sobie życzymy, jeśli wolno spytać? Trochę
wcześnie jak na poranną wizytę, co?
Serena się zawahała. Nie pomyślała o tym, jak dziwne musi się
wydawać zawitanie do kogoś o tak wczesnej porze. Nie zdążyła
jednak odpowiedzieć. Usłyszała dobiegający z głębi korytarza
energiczny kobiecy głos.
- Zamknij drzwi, Janet. Wyziębisz dom.
- Lepiej proszę wejść - zwróciła się służąca do Se-reny,
odsuwając się na bok, by wpuścić ją do środka. Potem zamknęła
frontowe drzwi i poprowadziła ją wprost do przestronnego pokoju,
który sprawiał wrażenie, jakby został przerobiony na salon z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]