[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Cały ten tydzień, całe moje życie, wszystko jest do niczego! Nie cierpię
tej głupiej sukni. - Zdjęła ją z siebie, rzuciła ze złością na podłogę i zaczęła
deptać. - Nienawidziłam jej od momentu, kiedy ta wiedzma mnie zmusiła,
żebym ją wybrała.
W końcu czara się przepełniła. Za dużo stresu i Deidra kompletnie się
rozkleiła.
Rozległo się ponowne pukanie, tym razem głośniejsze.
- Czekamy!
Deidra wzięła do ręki suknię, otworzyła drzwi i wyszła do pokoju w
samych majtkach i staniku.
- Proszę bardzo, oto jestem! - wrzasnęła.
Ivy wyskoczyła za nią. Jedyne, co mogła teraz zrobić, to ewentualnie
odciągnąć przyjaciółkę, gdyby usiłowała udusić jedną z sióstr.
Tweedles w jednakowych sukniach w rozmiarze trzydzieści cztery stały w
bezruchu i wpatrywały się w Deidrę z zaskoczonymi minami.
- Jestem gruba. Tak! Czujecie się teraz lepiej? - ryknęła, obracając się
wokół własnej osi.
Krawcowa była przerażona. Widocznie jeszcze nigdy nie widziała panny
młodej przechodzącej załamanie nerwowe. Zrobiła obruszoną minę i skuliła się,
kiedy Deidra cisnęła w nią pomiętą suknią.
- Nie pasuje na mnie! Noszę rozmiar czterdzieści cztery. Nie czterdzieści
czy czterdzieści dwa. Czterdzieści cztery! Przynieś mi taki rozmiar albo zrobię
ci krzywdÄ™! Zrozumiano?
Krawcowa pokiwała głową, chwyciła suknię i uciekła. Siostry Tweedles o
mózgach wielkości orzecha wyczuły niebezpieczeństwo i również się ulotniły.
Zostały tylko Deidra i Ivy. Kuzynka usiadła rozdygotana na brzegu łóżka.
- 74 -
S
R
- Nie mogę tego zrobić. Myślałam, że mogę, ale nie. Ivy nie wiedziała, o
co dokładnie chodzi, czy o to, że nie zniesie wesela, czy że nie może wyjść za
Blake'a. Bała się zapytać.
- Wiesz, czego teraz potrzebujÄ™?
Lista byłaby długa, gdyby to zależało od Ivy, i na jej początku znalazłoby
siÄ™ valium.
- Czego?
- Czekolady, dużo czekolady.
Uspokajanie Deidry zabrało dwie godziny i kosztowało dwa pudełka
czekoladek.
Zanim wrócili panowie, Ivy zaciągnęła ją do łóżka i zdołała zmusić, żeby
się przebrała w piżamę. Dzięki lekkim środkom nasennym, które kuzynka
zawsze miała przy sobie, zasnęła.
Ivy opowiedziała Blake'owi, co się wydarzyło.
- Co mam robić? - spytał ją rozpaczliwe. Jako psycholog miała kilka
sugestii, ale w tym wypadku on sam musiał znalezć rozwiązanie. Zbyt długo
pozwalał innym wtrącać się do własnego życia. Najwyższy czas, żeby
wydoroślał. Albo Deidra będzie sobie musiała znalezć innego męża.
- Deidra zle się czuje - ogłosił Blake następnego dnia przy śniadaniu. Jego
bracia i Tweedles wymienili znaczące spojrzenia i zaczęli chichotać. Jak to
możliwe, że nie czuli się ani trochę winni tego, co się stało? Nie rozumieli, że
posunęli się za daleko, drażniąc ją? Była na krawędzi przepaści, a oni zachwiali
jej równowagę i strącili w dół.
Dillon stał w kuchni z kubkiem kawy w dłoni, nie biorąc udziału w
rozmowie przy stole. Nie odezwał się do Ivy ani słowem, ale czuła, że ją
obserwuje. Jednak za każdym razem, kiedy na niego spoglądała, on patrzył w
inną stronę. Albo chciał ją rozdrażnić, albo sumienie nie dawało mu spokoju.
- Mogę jakoś pomóc? - zwróciła się do Blake'a.
- 75 -
S
R
- Nie sądzę. Cały ten tydzień był dość... stresujący. Deidra potrzebuje
odpoczynku. - Blake żył chyba w świecie snu, skoro sądził, że jego narzeczona
się odpręży. Wkrótce jednak będzie się musiał zmierzyć z rzeczywistością i
wiele zmienić. Jeśli tego nie zrobi, straci Deidrę.
- Powiedziała, żebyście popłynęli na wycieczkę statkiem bez nas. Trzeba
być w porcie na jedenastą.
Sześć godzin w pułapce z braćmi Blake'a, siostrami Tweedles i Dillonem?
Mowy nie ma.
- Nie wybiorę się bez niej - oświadczyła Ivy.
- Statek został już wynajęty i opłacony. Nie uda się odzyskać pieniędzy.
Szkoda byłoby nie wykorzystać okazji.
- My mamy inne plany - powiedział Dale, nie patrząc bratu w oczy. Blake
tylko pokręcił głową. Ile razy jeszcze sprawią mu zawód?
- Ja i Ivy popłyniemy - odezwał się Dillon.
Może w ten sposób Marshall chciał jej dać do zrozumienia, że nie żywi
urazy? Gdyby odmówiła, mógłby opacznie zrozumieć komunikat. Poza tym
naprawdę byłoby wstyd zmarnować tyle pieniędzy. Deidra na pewno poczuje się
lepiej, kiedy się dowie, że spędzą z Dillonem trochę czasu, co im pozwoli na
zbliżenie się do siebie i rozwiązanie problemów. Ivy oczywiście była
przekonana, że się to nie uda.
Blake posłał jej pytające spojrzenie.
- Chętnie popłyniemy - zgodziła się, choć w innych warunkach nie
zniosłaby, żeby jej ktoś mówił, co ma robić.
- 76 -
S
R
ROZDZIAA DZIESITY
Większość kobiet wierzy, że ich mężowie będą się nimi opiekować do
końca życia. Tak się dzieje w pięćdziesięciu procentach przypadków. Pozostałe
pięćdziesiąt procent kończy się rozwodem.
Ivy Madison  Rozwodowy poradnik nowoczesnej kobiety.
Radość bycia singlem"
Ivy flirtowała.
Bezwstydnie flirtowała z jednym z członków załogi. Chłopak wyglądał,
jakby dopiero skończył szkołę. Może nawet był jeszcze w liceum. Od
wypłynięcia z portu przymilała się do niego, a on pożerał ją wzrokiem,
rozbierając z obcisłej bluzeczki na ramiączkach i przykrótkich szortów. No,
może nie były aż tak krótkie, ale i tak zbyt wiele odsłaniały.
Ivy miała rozpuszczone włosy, które opadały falami na ramiona i plecy,
kończąc się tuż nad zapięciem staniczka. Postawą, mową ciała zachęcała, żeby
ją poderwać.
Z natury zawsze spięta, nigdy nie była typem uwodzicielki. Dillon
domyślił się, że odgrywa przedstawienie, żeby obudzić w nim zazdrość. Skąd jej
przyszło do głowy, że w ogóle mógłby być zazdrosny? Przecież nie był.
Wczoraj jasno dała mu do zrozumienia, co do niego czuje. %7łałowała
nawet, że za niego wyszła. Nic dodać, nic ująć.
Dla niego ich wspólne życie również nie było usłane różami. Myślała, że
jemu było z nią łatwo? Nieustannie narzekała, ciągle miała o coś pretensje.
Myliła się, sądząc, że zabolały go jej słowa.
A ludzie się zastanawiali, dlaczego pozostał kawalerem.
- 77 -
S
R
To ona zaczęła rozmowę. Jej zależało, żeby rozwiązać problemy,
wyjaśnić sytuację. Była wręcz bojowo nastawiona, dopóki nie usłyszała czegoś,
co jej się nie spodobało.
On chciał dojść do porozumienia, ale okazało się to niemożliwe,
ponieważ ona nie potrafiła się przyznać do własnych błędów.
Teraz nie miał wątpliwości, że się nie dogadają i tak już pozostanie.
Każde pójdzie swoją drogą i w końcu zapomną, że się kiedyś znali.
Z drugiej strony, miał nieodpartą chęć zaciągnąć ją do łóżka, ten ostatni
raz.
Po południu, kiedy wrócili do portu, zauważył, że Ivy wręcza chłopakowi
wizytówkę. Najwyrazniej ptaszki zamierzały się jeszcze spotkać. Naprawdę nie
zdawała sobie sprawy, jak żałośnie wygląda kobieta w jej wieku umawiająca się
na randki z nastolatkiem? Nie miała w sobie za grosz godności.
W przeszłości spotykał się z wieloma kobietami, ale nigdy z dziewczyną,
która mogłaby być jego córką.
Przy przystani czekał samochód, który miał ich zabrać do domu.
- Znalazłaś dziś nowego przyjaciela - rzucił z przekąsem, kiedy
wyjeżdżali z parkingu.
- Można by tak powiedzieć - odparła z uśmiechem, spoglądając na niego
kÄ…tem oka.
Nie widziała, jaką kretynkę z siebie robi? Podrywa nastolatka, który
niewątpliwie chce ją jedynie wykorzystać. Dillon nie miał wątpliwości, o co
chłopakowi chodziło. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl