[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Amy. Jej obecność czuł wszędzie, choć tak naprawdę
nie było jej wcale, skoro nie pojawiła się tu w roli, jaką dla
niej wymarzył. I nic więcej się nie liczyło.
Dlaczego mi nie powiedziała?
Czy kiedykolwiek ją zapytałeś?
Czemu byłem taki ślepy?
A czy ty w ogóle patrzyłeś?
Zamknął oczy, zaczął analizować znaki, wskazówki,
które odkrywały jej prawdziwe ja . Dostrzegał niektóre, ale
przechodził nad nimi do porządku dziennego.
Uważał się za człowieka uzdrowionego, niespodziewana
choroba zerwała mu bielmo z oczu. Wydawało mu się, że
rozliczył się ze wszystkich dostrzeżonych błędów. Sądził, że
wie, jak je naprawić. Był taki zadowolony z siebie, taki
pewny.
A tu po raz drugi w życiu Amy rozpłakała się w jego
obecności i przedstawiła mu swoją prawdę.
Mocno potrząsnął głową i pociągnął jeszcze łyk.
Prawdą było, że kochał Amy. Wydawało mu się, że już
mocniej i głębiej nie można kogoś kochać, ale okazało się
dzisiaj, że drzwi miłości dopiero stoją przed nim otworem.
Kochał ją, ale ją zranił. I nie miał znaczenia fakt, że
zranił ją, działając w dobrej wierze.
Kiedyś zapewniał siebie, że nie jest na tyle
zarozumiały, by niezadowolenie Amy przypisywać jedynie
sobie. %7łe nie jest na tyle zarozumiały, by sądzić, że jest
jedynym dla niej lekarstwem. Okłamywał siebie w obu
przypadkach.
Westchnął i odstawił szklankę. Amy obiecała, że
poinformuje go o swej decyzji. Uczepił się tej obietnicy jak
tonÄ…cy brzytwy.
130
RS
Amy obudziły promienie słońca wpadające przez okno.
Było tuż po dziesiątej. Przez dłuższą chwilę leżała
nieruchomo, zanim powoli usiadła.
Czuła się jakoś... dziwnie. Nieswojo. Miała lekkie
zawroty głowy, typowe dla ozdrowieńców, powracających
do życia po długim okresie choroby.
Pamiętała, że śniła. Zniła o Dougu. We śnie tańczyła z
nim we fiołkowo-karmazynowej sali balowej udekorowanej
bukietami róż w kolorze jutrzenki. Kwartet braci Marx, w
błękitnych, wykrochmalonych spodenkach bokserskich,
przygrywał melodię podśpiewując coś o księżycu i magii.
Uśmiechała się.
Doug też się uśmiechał.
Mówiła mu, że go kocha.
Doug też ją o tym zapewniał.
Na chwilę przymknęła oczy. Powrócił obraz widziany
we śnie. Gdy je ponownie otworzyła, obraz zniknął, ale
towarzyszące mu uczucie pozostało.
Nigdy nie wątpiła w swą miłość do Douga. Nawet w
czasach, gdy we wszystko straciła wiarę. To uczucie było
czymś stałym i wszechobecnym.
Za to wątpiła w jego uczucia. Oczywiście, nie zawsze i
nie świadomie. Nie popełnił niczego, co usprawiedliwiałoby
takie zwątpienie. Lecz nieufność była jej specjalnością. Nie
wierzyła w jego uczucia, nie wierzyła w siebie.
Nie jestem dobra, nigdy nie byłam, prawda Doug?,
załkała.
Wstrzymała oddech. A dlaczego uważa, że nie jest dość
dobra?, zapytała nagle samą siebie. Czy tylko dlatego, że
przekonywał ją o tym ojciec?
No dobrze, tak. Ojciec zawsze znajdował powody, by ją
krytykować i wyśmiewać. Nigdy nie był z niej zadowolony.
Ale, na Boga, jest przecież kobietą trzydziestopięcioletnią,
131
RS
nie małym dzieckiem! Czyż nie nadszedł czas, by zaczęła
oceniać siebie według własnych kryteriów?
A co właściwie znaczy określenie dosyć dobra ? Czy
oznacza, że za każdym razem sukces musi być
stuprocentowy? Nikt nie potrafi tego dokonać!
Była dosyć dobra , by z najlepszą lokatą ukończyć
szkołę średnią. Była dosyć dobra , by z najlepszymi
wynikami wzorowo skończyć college. Była dosyć dobra ,
by znalezć się w trójce najlepszych absolwentów szkoły
biznesu i dosyć dobra , by taki multimilioner jak Emil
Morton słuchał jej rad, a rekin consultingu, Chaz Rowand,
uznał ją za niezastąpioną.
Dosyć dobra! Też coś. Gdyby ktoś inny dokonał tego,
czego ona dokonała...
Gdyby ktoś inny tego dokonał, uznałabyś, że jest
wspaniały, brzmiał w jej głowie głos Naomi Pritikin. Ale
ponieważ dokonałaś tego ty, uznałaś to za naturalne.
To, co robisz, nie równa się temu, kim jesteś, słyszała
w swym sercu czułą uwagę Douga. Kocham cię, Amy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]